Dz 14,21-27; Ap 21,1-5; J 13,31-35
______________________________________________
Uwielbienie ma smak miłości
Dzisiaj słyszymy Jezusową mowę pożegnalną. Scena rozpoczyna się od wyjścia Judasza z Wieczernika. Wszystkie gesty miłości ze strony Jezusa wobec Judasza jakby się wyczerpały. Judasz powziął decyzję o zdradzie swojego Mistrza i konsekwentnie ją realizował, nie zważając i nie licząc się z jasnymi oraz konkretnymi gestami miłości ze strony Jezusa wobec niego.
Najbliższy uczeń staje się zdrajcą. Wydawałoby się, że jest to dla Jezusa moment wielkiej porażki. A jednak Jezus w tym momencie mówi o wielkim uwielbieniu, którego doświadcza od Ojca właśnie w momencie zdrady i odrzucenia konkretnych czynów miłości.
Bardzo ważny jest w naszym życiu, sposób walki, czyli również i to, jakimi gestami obdarzamy ludzi nam nieprzychylnych. Jezus do końca wobec Judasza żywił miłość. Dzisiaj bardzo szybko się zniechęcamy i spisujemy drugiego człowieka na straty.
Jezus jednak w Swoim ziemskim życiu nie tylko w zmiennych ludzkich relacjach lokował swoje poczucie uwielbienia, ale odbierał tę chwałę od niezmiennego Ojca. Ludzka zmienność i interesowność powoduje, że drugi człowiek nie jest jedynym i najlepszym odniesieniem do odczuwania i zrozumienia tego, co w nas jest najgodniejsze. Skąd czerpię poczucie swojej godności od ludzi, czy od Boga?
Kiedy w tak jawny sposób Judasz odrzuca miłość Jezusa, to On wtedy prosi pozostałych uczniów, by się uczyli nowego przykazania wzajemnej miłości. Jest to nowe przykazanie skierowane do nowego, Bożego człowieka. Jezus wobec swojego stworzenia objawił największą miłość. Bóg przyoblekł się w ludzką postać i za swoje stworzenie umarł na krzyżu. Jezusowi zależało, by w sercu poszczególnego człowieka wiary wyniszczyć egoizm i nienawiść, by w świecie mogło zapanować królestwo miłości.
Kryzys chrześcijaństwa w obecnych czasach ma swoje źródło w braku autentycznej wzajemnej miłości. Wspólnoty chrześcijańskie, rodziny, parafie, zgromadzenia zakonne, plebanie nie zawsze promieniują ewangeliczną miłością. Człowiek patrzący z zewnątrz ma trudność w zauważeniu, że to miłość jest podstawowym fundamentem naszych wzajemnych relacji.
Widać jak na co dzień próbujemy ubogacać nasze akcje apostolskie, budujemy dużo zewnętrznych, nawet wzniosłych struktur, ale czy to ma wpływ na budowanie w nas wzajemnej miłości, do której zaprasza nas Jezus?
Zapalanie ognia wzajemnej, braterskiej miłości jest dzisiaj bardzo ważnym zadaniem, by się samemu nie zagubić i dać odpowiednie świadectwo dla tych, którzy już odeszli od wiary i oczekują jasnych dowodów, gdzie mogliby odnaleźć prawdę o największym sensie swojego życia. A przecież konkretne działania i gesty wypływające z miłości są jedyną nicią, które mogą każdemu wskazać na to, co najistotniejsze w ludzkim życiu.
Jezus w dzisiejszej Ewangelii wskazuje jeszcze na jeden ważny fakt, nasza miłość ma źródło w Jego miłości do nas. Jezus żył miłością do nas, aż do ostatecznych niewiarygodnych konsekwencji, do przebaczenia nam i przyjęcia śmierci za nas. Rzeczywiście ukochał nas do końca (J 13,1). Tak nas miłując Jezus nas odkupił; uczynił nas swoimi braćmi i dziećmi tego samego Ojca; od tego momentu miłość nie stała się dla nas czymś obcym i niemożliwym. Jest w nas i w drugim człowieku ta odkupieńcza miłość z której nieustannie, nawet dzisiaj, możemy czerpać, by miała swój najlepszy i najpiękniejszy wymiar naszego ludzkiego życia. Jezus umiłowawszy nas sprawił, że jesteśmy godni miłości, godni w dzieleniu się tą otrzymaną miłością.
Jezus umiłował każdego człowieka, nawet najbardziej pogubionego czy skompromitowanego w naszych ludzkich oczach. Poprzez ten nie mało znaczący fakt z życia Jezusa jesteśmy wezwani do konkretnych postaw. Nie wystarczy tylko nie nienawidzić drugiego człowieka, ale trzeba go miłować. Nie wystarczy nie wyrządzać nikomu krzywdy, ale trzeba czynić wszystkim dobro. Nie wystarczy nikomu nie wyciskać łez, ale trzeba umieć je ocierać. I jest to nasze zadanie wobec ludzi, które z naturalnych powodów są mniej kochani; biedacy, nieszczęśliwi, schorowani, a nawet nasi wrogowie. Właśnie dlatego, że w tym przypadku jasne jest, iż nie kocha się drugiego człowieka z powodu tego, co ten człowiek posiada lub nam może ofiarować, ale tylko dlatego, kim jest w świetle wiary.
Wciąż nam pozostaje czerpać z miłości Jezusa, by ostatecznie mieć i umieć się dzielić tym najcenniejszym darem, jakim jest miłość Chrystusowa.
Leszek Skaliński SDS
Otwierany 2168 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: ks. Leszek Skaliński SDS |