Ważny temat   
Nie tędy droga
Dodano dnia 22.09.2014 09:28
O skutkach in vitro, naprotechnologii i poszanowaniu każdego życia opowiada dr n. med. Elżbieta Kortyczko, specjalista pediatra, specjalista neonatolog w Klinice Intensywnej Terapii i Patologii Noworodka Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.

 


Joanna Juroszek: Trudno jest być lekarzem z wartościami? Jest na to jakaś recepta?

 

Dr Elżbieta Kortyczko: Trzeba być sobą, a receptą jest Jezus. Zdaję sobie sprawę, że jestem człowiekiem grzesznym, słabym i nie boję się powiedzieć, że moją siłą jest Jezus. Staram się uczestniczyć we Mszach św., czytam słowo Boże i staram się nim żyć. Mówię: staram się, bo to często może mi nie wychodzić...

 

Wyobraża sobie Pani wykonywanie innego zawodu?

 

Lubię swój zawód. Nigdy nie postawiłam sobie takiego pytania. Bardzo kocham dzieci, szczególnie te najmniejsze, ciężko chore, dlatego jestem neona- tologiem. Ta praca daje mi satysfakcję, to jest chyba ogromna łaska.

 

Jako prezes Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich, pediatra i neonatolog, jasno deklaruje Pani swoje poglądy na temat in vitro.

 

Nie wyobrażam sobie inaczej. Moja wiedza medyczna, szacunek dla ludzkiego życia oraz oczywistość prawa naturalnego przekreślają in vitro jako metodę prokreacji.

 

Jednak jako lekarz leczy Pani wszystkie dzieci.

 

Kościół bardzo jasno mówi o poszanowaniu każdego ludzkiego życia. Jeżeli występuję przeciwko in vitro, to nie znaczy, że jestem przeciwko dziecku czy jego rodzicom. W naszej klinice leczymy wszystkie dzieci, niezależnie od tego, czy zostały poczęte naturalnie, czy pochodzą z in vitro.

 

„Niepoprawnie" jest mówić o skutkach ubocznych stosowania in vitro. Jak często w swojej pracy spotyka się Pani z chorobami czy niepełnosprawnością takich dzieci?

 

Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, nie będę więc mówiła na temat aktualnie leczonych dzieci. Mogę natomiast posiłkować się danymi światowymi na temat chorób i niepełnosprawności dzieci poczętych metodą in vitro. Występują u nich częstsze wady wrodzone, w tym dwukrotnie częstsze wady przegród serca, rozszczepu wargi, podniebienia czy zarośnięcia przełyku (ponad czterokrotnie częstsze). To są wyniki badań amerykańskich, przeprowadzonych w grupie prawie 18 tys. dzieci z in vitro. Częstsze są też spodziectwo i zarośnięcie odbytnicy. Jeżeli chodzi o rozwój dzieci, według badań prof. Aliny Midro, genetyk z Kliniki Białostockiej, zwiększa się ryzyko zaburzeń genetycznych. Prof. Midro mówi też o dysleksji w wieku szkolnym i o zwiększonej częstości autyzmu.

 

W swojej pracy spotyka się Pani z rodzicami, którzy zdecydowali się na taką metodę poczęcia dziecka. Czy są oni informowani o wa- dach, jakie mogą wystąpić u ich dziecka?

 

Niepłodność istnieje od wieków. Jest związana z ogromnym bólem ludzi, którzy są nią obarczeni. Myślę, że pytanie, jak są informowani rodzice, którzy borykają się z tym bólem, należy zadać im. Ja tego nie wiem. Nie pracuję jako ginekolog, tylko leczę bardzo ciężko chore dzieci. Mogę powtórzyć za dr. Tadeuszem Wasilewskim, który był najlepszym invitrowcem w Polsce, a w tej chwili prowadzi klinikę naprotechnologii. Mówi on, że często pary są kierowane do programu in vitro bez pełnej diagnostyki.

 

Czy in vitro może być szkodliwe także dla matki?

 

Na świecie notowane są nawet zgony kobiet uczestniczących w procedurze in vitro, związane z powikłaniami po hiperstymulacji jajników. U kobiet, które zdecydowały się na in vitro, częściej też występują przedwczesne porody oraz ciąże mnogie.

 

Spotkałam się z trzema małżeństwami, którym dzięki naprotechno- logii udało się zostać rodzicami. Początkowo chodzili do różnych lekarzy i ostatecznie zaproponowano im in vitro. Dlaczego nie usłyszeli wówczas o naprotechnologii? I dlaczego studenci medycyny nie uczą się jej na studiach?

 

Jako Katolickie Stowarzyszenie Lekarzy Polskich, wyrażając sprzeciw wobec in vitro, proponowaliśmy wdrożenie nauki naprotechnologii dla studentów medycyny i rozpowszechnienie tej wiedzy. Naprotechnologia wywodzi się z Ameryki, jej twórcą jest prof. Thomas W. Hilgers, któremu w rozpowszechnieniu i finansowaniu tej metody osobiście pomagał Jan Paweł II. W tym czasie w Stanach był boom niszczenia życia, antykoncepcji, powstawania klinik aborcyjnych. Profesor, będąc ginekologiem i położnikiem, wiedział, jako katolik, że nie tędy droga. Rozeznawał naturalny rytm płodności kobiety, małżeństwa, żeby pomóc w uzyskaniu poczęcia albo odłożeniu go w czasie.

Tak powstał tzw. model Creightona, opierający się na wnikliwej obserwacji cyklu kobiety. Na podstawie takiej kilkumiesięcznej obserwacji określa się, co może być przyczyną niepłodności danej pary, zaburzeń płodności, w tym np. poronień. Naprotechnologia posiłkuje się wszystkimi wysokospecjalistycznymi badaniami diagnostycznymi i metodami chirurgicznymi. Przede wszystkim leczy niepłodność, całkowicie szanuje życie i godność każdego człowieka: kobiety, mężczyzny, dziecka poczętego - w przeciwieństwie do in vitro. A co do studentów, mam nadzieję, że nadejdzie taki czas, że będą się uczyć naprotechnologii...

 

Wydaje się, że problem niepłodności dotyka coraz większą liczbę małżeństw. Jakie są główne tego przyczyny? Jak duże znaczenie mają tu stosowanie antykoncepcji oraz opóźnienie decyzji o chęci założenia rodziny?

 

Niepłodność dotyczy 15-20 proc. par. Przyczyny niepłodności są wielorakie. Niewątpliwie antykoncepcja i odkładanie poczęcia mają negatywny wpływ na płodność. U kobiet stosujących antykoncepcję hormonalną destabilizuje się naturalny rytm płodności, ponadto macica starzeje się szybciej. Gdy pisałam pracę doktorską, średni wiek badanych pacjentek rodzących wynosił ponad 28 lat. Myślałam, że robię jakiś błąd, ale sprawdzając literaturę naukową, znalazłam podobne dane. Oczywiste jest, że wraz z wiekiem kobiety szanse na macierzyństwo maleją. Szkoda, że dzisiaj tak wiele małżeństw w swoich planach życiowych poczęcie dziecka odkłada na później.

Otwierany 2297 razy Źródło: wiara.pl Autor: Joanna Juroszek


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła