Świadectwa   
Świadectwo o Ewangelizacji w krajach Europy Wschodniej
Dodano dnia 21.02.2016 11:37
Ostatnich dwadzieścia lat mojego życia spędziłem przepowiadając Ewangelię jako katechista wędrowny w wielu krajach Europy Zachodniej i Wschodniej. W 1981 roku, gdy w Polsce został ogłoszony stan wojenny, byłem w drodze między Kielcami a Piotrkowem. Widziałem z bliska zawalenie się reżimu komunistycznego. Znam trochę to, co było przedtem i potem.

Pozwólcie jednak, że się przedstawię - nazywam się Stefano Gennarini. Urodziłem się w Mediolanie w rodzinie katolickiej o głębokiej wierze religijnej. W moim domu życie sakramentalne, modlitwa, czytanie Pisma świętego były obecne już od dzieciństwa. Po liceum klasycznym ukończyłem studia w zakresie fizyki teoretycznej, napisawszy pracę o cząstkach elementarnych. Wkrótce po opublikowaniu pracy znalazłem się w kryzysie egzystencjalnym. Wspierany przez ks. Giuseppe Dossetti, mojego kierownika duchowego, zostawiłem karierę uniwersytecką i pojechałem do Tybingi, aby podjąć studia teologiczne. W tym czasie wybuchła kontestacja 1968 roku. Profesor Ratzinger stał się punktem odniesienia dla grupy uczniów, do której należałem. Zaraz po licencjacie z Nowego Testamentu u prof. Schnackenburga spotkał mnie kryzys poważniejszy od poprzedniego. Pomimo sukcesu w studiach i otwartej przede mną błyskotliwej kariery czułem się bankrutem. Była we mnie pustka. Jezus Chrystus nie był fundamentem mojego życia. Były ślady Jego odwiedzin i intymności, w jakiej pozostawałem z Nim w dzieciństwie i w okresie dojrzewania, a której teraz już nie było. Poprzez teologię szukałem dojrzalszej wiary, a znalazłem inną karierę uniwersytecką.


W tej właśnie sytuacji spotkały mnie katechezy Drogi Neokatechumenalnej. Kiedy wróciłem do Rzymu na ferie Bożego Narodzenia, cała moja rodzina chodziła na katechezy prowadzone przez Kiko Arguello i Carmen Hernandez - inicjatorów Drogi Neokatechumenalnej, razem z ks. Francesco Cuppini w mojej paraii św. Alojzego Gonzagi w rzymskiej dzielnicy Parioli. Byłem bardzo sceptyczny, a tymczasem czekał na mnie Pan. W żywym i bezpośrednim przepowiadaniu rozpoznałem głos Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego, który przychodził, by rozerwać krąg egoizmu, w którym zamknęło się moje życie, by wyrwać mnie z prawowierności już tylko intelektualnej, i aby ponownie ukazać w moim życiu Oblicze, którego bez skutku szukałem w studiach teologii, a które zapraszało mnie do przejścia na drugi brzeg, do pójścia Jego śladami. Wszedłem do wspólnoty neokatechumenalnej z całą moją rodziną. Po dwóch latach, gdy zobaczyłem owoce nawrócenia w życiu braci z mojej wspólnoty, Pan wezwał mnie, bym oddał się na posługę Ewangelii jako katechista wędrowny Drogi.
Doświadczenie ewangelizacji Drogi Neokatechumenalnej w krajach Europy Wschodniej zaczyna się w Wielkim Poście 1975 roku. Ojciec Cholewiński, polski jezuita, doktor Starego Testamentu na Biblicum, który był na Drodze w pierwszej wspólnocie parafii Męczenników Kanadyjskich w Rzymie, wraca do Polski i za pozwoleniem swojego Prowincjała prosi o ekipę, by otworzyć Drogę w Lublinie. Zostaję posłany ja, który nie umiałem słowa po polsku, razem z jednym prezbiterem. Z obawy przed milicję nie ogłaszamy katechez w kościele, lecz zapraszamy grupę 30-40 osób z Katolickiego Uniwersytetu w Lublinie. Pomimo prawie tajnych okoliczności, w jakich rozpoczęliśmy, po 5-6 katechezach grupa rośnie do blisko 200 osób.
Nie mieści się już w sali kościelnej. Milicja ciągle nas obserwuje. Później były katechezy w Łodzi, w Krakowie, w 1977 roku w Warszawie. Pomimo ubóstwa początków, z tych pierwszych wspólnot wyłoni się grono katechistów, którzy będą ewangelizowali w całej Polsce i w wielu krajach Wschodu.
Już z końcem 1977 roku zostajemy zaproszeni przez jednego z proboszczów do Czechosłowacji. Klimat polityczny jest bardzo ciężki. Katechezy są głoszone w miejscowości "ukrytej" w górach dla grupy wybranej przez proboszcza. Następnie zaczynają się katechezy ogłaszane podczas Mszy. Przychodzą setki osób, nawet jeżeli katechezy są głoszone w małych ośrodkach. Proboszczowie bowiem, którzy otwierali Drogę, byli usuwani przez reżim do zapadłych miejscowości górskich, stale przenoszeni, poddawani pogróżkom i naciskom (pamięć tortur i więzienia była bardzo świeża). W tym czasie, w 1977 roku, inna ekipa, do której należy włoskie małżeństwo z czworgiem dzieci, otwiera Drogę w Berlinie Wschodnim, przechodząc mur trzy razy w tygodniu, zatrzymywana często przez policję. W 1978 roku trzecia ekipa otwiera Drogę w Jugosławii; najpierw w Chorwacji, później w Słowenii, w końcu w Serbii. W następnych latach Droga otwiera się w parafiach greckokatolickich Słowacji.
W 1981 roku głosimy katechezy w Lipsku w Niemczech Wschodnich, w Karl Marx Stadt, gdzie przychodzi bardzo dużo osób. W Berlinie Wschodnim jeden z pastorów luterańskich pod wrażeniem liturgii wigilii paschalnej prosi o katechezy. Za pozwoleniem Biskupa ordynariusza, tą drogę ponownego odkrycia chrztu ofiaruje się luteranom. Podobnie w tychże samych latach Droga została zapoczątkowana wśród anglikanów, najpierw w Anglii, a później w Australii. Podczas liturgii pokutnej pastor przywraca spowiedź indywidualną.
W 1983 roku nowa ekipa zostaje posłana na Węgry,. w 1986 ekipa (z Polski) na Litwę. W 1990 roku otwiera się Droga w Tbilisi w Gruzji, w Moskwie w Rosji, w Timisoarze w Rumunii; a w tym roku w Grodnie na Białorusi, w Żytomierzu i Kijowie na Ukrainie, w Płowdiw w Bułgarii; nawiązane zostają pierwsze kontakty z Albanią.
Wielu kapłanów polskich, których powołanie dojrzało na Drodze, ofiaruje się do pomocy w odbudowie Kościoła katolickiego w różnych republikach Związku Radzieckiego. Pięciu z nich już wyjechało, inni się przygotowują. Pierwsi dwaj są proboszczami w Bobrujsku i Homlu na Białorusi, zaledwie 150 km od Czarnobyla, w obszarze bardzo skażonym, dokąd nikt nie chce pójść i skąd wszyscy starają się uciec. Towarzyszą im dwaj kandydaci na seminarzystów, z którymi prowadzą życie wspólne, i dwie polskie rodziny, jedna z sześciorgiem, a druga z trojgiem dzieci. Po kilku miesiącach dołączyły do nich dwie rodziny hiszpańskie. Przybycie owych rodzin do tych miast, w których ludzie czują się przeklęci i zapomniani przez wszystkich, jest samo przez się znakiem nadziei. Tworzy więź z sąsiadami, którzy przynoszą pod drzwi domu rzeczy do jedzenia. W szkole nauczycielki pomagają dzieciom, otaczając je szczególną opieką, aby szybciej nauczyły się rosyjskiego. Ludzie nie potrafią się nawet przeżegnać, ale kiedy obwieszcza się Kerygmat, płaczą ; przychodzą słuchać także rodziny żydowskie.
Zderzenie z wielkimi miastami Związku Radzieckiego było dla nas wstrząsające. Miliony osób, które nigdy nie słyszały o Jezusie Chrystusie. Ponad 60 % nie ochrzczonych. Trudno jest zdać sobie sprawę z katastrofy, jaką 70 lat komunizmu spowodowało w rodzinie i w młodzieży. A dalej ateizm, zabobon, spirytyzm, ludzie, którzy przechodzą z jednej sekty do drugiej, nie mówiąc już o pustce i o degradacji moralnej, które są wszędzie widoczne. Wobec tej sytuacji jakże nie ewangelizować?
W Moskwie co dwa miesiące głoszone są katechezy w parafii katolickiej, za każdym razem przychodzi więcej niż sto osób - ludzie oddaleni, zniszczeni, bardzo dużo nie ochrzczonych, którzy po katechezach przygotowują się do chrztu; grupa młodych ateistycznych intelektualistów zaprasza katechistów, by mówili o Jezusie Chrystusie w Teatrze na Tagance. Ekipa katechistów wędrownych spotyka patriarchę prawosławnego Aleksego II, który poinformowany o działalności i dowiedziawszy się, że kierują się do niewierzących, pobłogosławił ich. W Kijowie i Żytomierzu przyszło 500 osób na katechezy, to samo w Grodnie; katechezy głoszone są w miejscowych językach: rosyjskim, ukraińskim itp., z tłumaczeniem, jeśli trzeba. Tak samo liturgie. Jest to doprawdy kairos: ludzie są w stanie łaknącego oczekiwania.
Dzisiaj w Związku Radzieckim - w Moskwie, w Tbilisi, na Białorusi - jest czternaście rodzin: włoskich, hiszpańskich, polskich, maltańskich, posłanych w styczniu 1991 roku. Jak w wielu innych narodach Europy i świata, rodziny te (już ponad 200) mają misję prowadzenia nowego dzieła ewangelizacji, zamieszkując w obszarach najbardziej ateistycznych, zdechrystianizowanych i biednych, świadcząc o potędze Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego przede wszystkim tam, gdzie rodzina jest zniszczona. Są już prośby z Wołgogradu, z Astrachania, z Nowosybirska na Syberii gdzie zaczynają się katechezy i gdzie biskup czeka na dalsze rodziny.
W 1990 roku Kardynał Prymas Polski, Józef Glemp otwiera w Warszawie Misyjne Seminarium Diecezjalne "Redemptoris Mater" przeznaczone do ewangelizacji przede wszystkim krajów Wschodu, z 54 kandydatami pochodzącymi z Drogi Neokatechumenalnei. W Polsce setki młodych, pochodzących z Drogi Neokatechumenalnej, jest w seminariach różnych diecezji polskich (w samym Lublinie więcej niż 50) albo zgromadzeń zakonnych. Dzisiaj jest w Polsce około 500 wspólnot. Głoszonych jest 100 nowych katechez. Jest 12 ekip katechistów wędrownych, tysiące katechistów lokalnych. Są parafie z 13-14 wspólnotami liczącymi 40-50 osób każda. Podczas gdy również do Polski nadchodzi dechrystianizacja (zmniejsza się przystępowanie do sakramentów, zmniejsza się liczba powołań, wzrastają rozwody, przerywania ciąży i narkomania), we wspólnotach dzieje się odwrotnie: coraz więcej młodych chodzi na katechezy, rodzi się dużo dzieci, wzrastają ciągle powołania i dzieci urodzone na Drodze wszystkie wchodzą do wspólnot. Dokonuje się skuteczne przekazywanie wiary następnemu pokoleniu. W tym roku biskup Puli w Jugosławii otworzył Diecezjalne Seminarium Misyjne "Redemptoris Mater"; także w Berlinie, mieście, gdzie runął mur, powstaje jeszcze jedno. Razem z nim powstało już 12 seminariów "Redemptoris Mater" w Europie, 20 w świecie. Na Wschodzie Europy zostało rzucone ziarno. Czym jednak jest to ziarno?
Zrodziło się ono wśród biednych z baraków Madrytu w czasach Soboru. W środowisku, gdzie nie była możliwa żadna abstrakcja, gdzie rzeczywistość grzechu można było dotykać rękoma, Bóg poprzez dwie osoby - artystę, Kiko Arguello, nawróconego z ateistycznego egzystencjalizmu i misjonarkę, Carmen Hernandez, absolwentkę chemii i teologii - zechciał podarować narzędzie ewangelizacji, aby prowadzić dalej odnowę, której życzył sobie Sobór.Ówczesny arcybiskup Madrytu, Casimiro Morcillo, po powrocie z Soboru wszedł w kontakt z tą małą wspólnotą z baraków (złożoną z Cyganów, złodziei, ex-więźniów, prostytutek itp.) i dostrzegł w tej rzeczywistości odpowiedź na to, czego poszukiwał Sobór. Słowo głoszone tym ludziom pełnym grzechów dokonywało przemiany życia, która była później przypieczętowana i karmiona przez liturgię. To on chciał, żeby to ziarno zostało zaniesione do parafii. I to właśnie w parafiach przybrało ono formę "itinerarium formacji katolickiej ważne dla współczesnego społeczeństwa i dla naszych czasów" - żeby użyć słów papieża z listu uznającego Drogę Neokatechumenalną - aby obudzić na nowo wiarę obwieszczeniem Kerygmatu, sprawić, by wzrastała łaska Chrztu poprzez pokarm Słowa i Eucharystii, by przygotować łono, w którym to nasienie - jak mówił Paweł VI do wspólnot neokatechumenalnych w 1977 roku - mogłoby się rozwinąć aż do osiągnięcia tej wiary dojrzałej, której domaga się wypełnienie misji w zeświecczonym społeczeństwie.
Dzisiaj w Madrycie, miejscu swoich narodzin, Droga ta sprawiła, że ponownie odżyły parafie - pośród nich te z historycznego centrum, mało uczęszczane i w większości przez starszych, stały się żarliwymi ośrodkami życia wspólnotowego i misyjnego, są pełne młodych. Socjolog Konferencji Episkopatu Hiszpanii z danymi statystycznymi w ręku wykazywał w sprawozdaniu, że w parafiach, w których jest obecna droga neokatechumenalna, wszystkie dziedziny działalności parafii, z uczęszczaniem na msze niedzielne włącznie, ponownie kwitną. Obok kościoła, odnowionego w swoim wnętrzu, powstają "katechumenia" finansowane przez braci. Na parterze wielka sala na 300-400 miejsc dla spotkań, na piętrach sale dla liturgii pojedynczych wspólnot (Droga jest oparta przede wszystkim na celebracji liturgicznej), które w środy (liturgia Słowa) i w niedziele po pierwszych nieszporach (Eucharystia) wypełniają się młodymi, dorosłymi, małżeństwami, podczas gdy z końcem tygodnia Madryt pustoszeje i pełne są tylko dyskoteki. I są jeszcze sale dla katechezy narzeczonych, dorosłych, zaplecze, poradnie małżeńskie itp.
Siła uzdrawiania tkanki społecznej (ratowanie narkomanów, alkoholików, uzdrawianie małżeństw, otwarcie na życie, pomoc starszym, chorym, osobom upośledzonym, biednym...) jest tak oczywista, że władze miejskie Madrytu wspomagają finansowo budowanie tych "katechumeniów".

 

Co rozumiemy przez ewangelizację?

Upadek marksizmu stawia Kościołowi głębokie pytanie odnośnie do jego misji. Taki upadek nie jest tylko bankructwem jednego z systemów polityczno-ekonomicznych. Marksizm, wewnątrz cywilizacji zachodniej, jest skrajnym wynikiem pewnego rodzaju humanizmu, który, wykluczywszy transcendencję, ześwieccza eschaton, ustanawiając jako jedyny cel historii człowieka miasto ziemskie. Nie wystarczy negowanie jego ateizmu, aby go skorygować; nie wystarczy zaakceptowanie własności prywatnej i zanegowanie walki klas - doszlibyśmy w najlepszym wypadku tylko do Rousseau: człowiek jest dobry, to niegodziwe struktury społeczno-ekonomiczne czynią go nieszczęśliwym i złym. Właśnie w momencie, w którym jest głoszone zawalenie się komunizmu, wydaje się, że w tej formie nieco rozcieńczonej i skorygowanej marksizm prawie wygrał i wtargnął do całej kultury współczesnej, aż do ukazywania się tu i tam również wewnątrz Kościoła, i to nie tylko w Ameryce Łacińskiej. Jak inaczej wytłumaczyć pewne tendencje, które chcą utożsamiać ewangelizację z rozwojem społecznym lub podporządkować ją realizacji pewnego planu społeczno-politycznego, choćby nawet chodziło o jedność Europy?


Antropologia: oto prawdziwy problem!

Do jakiej antropologii trzeba się odwołać? Co jest tym głębokim wymiarem, który określa jakość antropologii chrześcijańskiej i ją charakteryzuje? U podstaw antropologii chrześcijańskiej leży wydarzenie, które jest dokonanym faktem. To ono stanowi jej fundament. Ono też przewyższa każdy rozwój historyczny; w Chrystusie, w Jego wcieleniu, śmierci i zmartwychwstaniu, Bóg wchodzi w człowieka, życie Boże zamieszkuje w ciele, a człowiek jest wyniesiony na prawicę Boga. Jest to dzieło Ducha Świętego. W tym wydarzeniu, objawionym w pełni czasów, spełnia się eschaton, przenika ono historię i zawiera już wszystko. Nie ma nic większego ponad to wydarzenie. Rozciągnąć dynamizm trynitarny tego wydarzenia na każdego człowieka i na całą ludzkość, aby Bóg i człowiek "stali się dwoje w jednym ciele" - oto zadanie Kościoła i stąd też zadanie ewangelizacji w każdym pokoleniu.
List do Hebrajczyków, gdy chce wyrazić to jedyne wydarzenie zbawienia człowieka, mówi: "Ponieważ zaś dzieci mają jako wspólne krew i ciało, On także stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pozbawić mocy tego, który ma władzę nad śmiercią, to znaczy diabła, i tak wyzwolić tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie byli poddani w niewolę". Antropologia biblijna mówi więc, że człowiek podczas całego życia jest poddany niewoli demona i że Chrystus wziął ciało z Maryi, aby wchodząc w śmierć mógł spowodować eksplozję śmierci, zniweczyć grzech w ciele i dzięki swojemu zmartwychwstaniu zesłać z nieba początek nowego życia, Ducha Świętego. To właśnie Duch Święty daje świadectwo i tchnie w naszego ducha to wydarzenie, dając nam zwycięstwo nad śmiercią, to jest życie wieczne.
W ciągu 20 lat wędrownego apostolatu jesteśmy świadkami - widzieliśmy i dotykaliśmy rękoma - jak bardzo jest to prawdziwe. Poprzez przepowiadanie i sakramenty ludzie otrzymują naprawdg Ducha Świętego, otrzymują od Chrystusa zmartwychwstałego zdolność przebaczania; oto ile odbudowanych małżeństw. I dalej zdolność kochania w wymiarze krzyża, kochania nieprzyjaciela, kochania aż poza granice śmierci, to jest "jak ja was ukochałem", to znaczy nosząc grzechy drugiego człowieka, wypełniając w ten sposób prawo Chrystusa. Mówi św. Jan: "Kto nienawidzi brata, jest zabójcą, a żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego". Kto ma życie wieczne, wobec wydarzenia, które go zabija, może dać życie, może - jak mówili Ojcowie z III wieku - mieć wolność wejścia na krzyż. W tym świetle Humanae vitae, metody naturalne, otwarcie na życie, akceptowanie starych rodziców lub chorych w domu, wszystkie normy Kościoła nie tylko nie są ciężarem, który uciska, lecz ochraniają skarb Bożego życia zamieszkującego w nas i są pomocą dla miłości wzajemnej, dla życia seksualnego, dla budowania chrześcijańskiej rodziny. Chciałbym dać wam możliwość słuchania doświadczeń tysięcy rodzin wdzięcznych Panu i Kościołowi i dlatego gotowych wyruszyć, by głosić Ewangelię. "Wzrastajcie i mnóżcie się" jest przykazaniem Bożym danym mężczyźnie i kobiecie "na początku".
Ponieważ dzisiaj, w społeczeństwie po-chrześcijańskim, brakuje doświadczenia życia wiecznego, Ducha Świętego działającego w nas, z powodu niedostatku prawdziwej ewangelizacji, jesteśmy świadkami rozkładu korzeni bycia osobą. Niezdolny do cierpienia, a zatem do kochania naprawdę, człowiek jest zmuszony do kontemplacji swojego egoizmu, do prób wypełniania w jakikolwiek sposób pustki swojego bytu: i dlatego normy Kościoła jawią mu się jedynie jako przygniatające jarzmo.
Problemem nie jest odrzucenie norm lub ich złagodzenie, lecz ponowna ewangelizacja i doprowadzenie do rozbłyśnięcia światłości i nieśmiertelności, które przekształcają człowieka - aby Kościół był, jak mówi Sobór Watykański II w Lumen Gentium, sakramentem zbawienia dla świata. Wszystko: liturgia, duszpasterstwo, sama parafia - są środkami, aby rozbłysło światło tego wydarzenia, które Chrystus przyniósł człowiekowi.
Gdzie dzisiaj głosi się Kerygmat, jeśli zakłada się wiarę u wszystkich lub prawie u wszystkich? Albo jeśli zastępuje się wiarę swoistego rodzaju religijnością naturalną, która teraz już w całym świecie została wyparta przez zeświecczenie i trwa w formach coraz bardziej zdegradowanych? Kto głosi dzisiaj z "parresia", z całą otwartością nawrócenie w naszych parafiach?
Ojcowie Kościoła nazywali przepowiadanie kerygmatyczne (nie jakiekolwiek przepowiadanie) nasieniem Ducha, ponieważ to właśnie poprzez głupotę przepowiadania Jezus Chrystus zmartwychwstały zechciał udzielać swojego Ducha. "Idźcie, głoście Ewangelię każdemu stworzeniu... Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony". Nie można zastąpić tego głoszenia Ewangelii etyką, zaangażowaniem społecznym, polityką, które są zawsze jego konsekwencjami. Dlatego żadna argumentacja, nawet pożądany pokój ekumeniczny, nie może się temu przeciwstawić i opóźniać nakazu Pana.
Św. Paweł mówi: Aby tylko Chrystus był przepowiadany, choćby przez rywalizację... Obyśmy naszą gorliwością mogli pobudzić do zazdrości naszych braci, dodać sobie wzajemnie odwagi do świętego współzawodnictwa. Pozostawić te masy na Wschodzie i Zachodzie jak owce bez pasterza, na pastwę sekularyzacji i sekt, nie służy żadnemu ekumenizmowi, żadnemu Kościołowi, żadnemu pokojowi. Bóg zażąda za to rachunku od naszego pokolenia. Aby jednak móc ogłaszać Kerygmat, mówili Ojcowie idąc za św. Pawłem, trzeba być posłanymi - posłanymi z wysoka - a Chrystus zmartwychwstały powierzył to przepowiadanie kolegium Apostołów z Piotrem pośrodku, który po przejściu przez tygiel próby otrzymał polecenie, by utwierdzał swoich braci. "Szatan domagał się, by was przesiać, ale ja modliłem się za ciebie... a ty, nawróciwszy się, utwierdzaj twoich braci".
Nie może istnieć przepowiadanie apostolskie inaczej jak tylko w jedności z Piotrem. Wbrew sprowadzonej na bezdroża interpretacji historii, dzisiaj coraz bardziej rozpowszechnionej, Piotr w historii Kościoła był zawsze skałą opatrznościową, wsparciem dla każdego zrywu ewangelizacyjnego. Także dla Cyryla i Metodego kryterium ważności ich przepowiadania była jedność z Rzymem. Jest to punkt węzłowy ekumenizmu i prawdziwego pokoju ekumenicznego. Nie możemy oszukiwać Kościołów odłączonych i pozbawiać ich daru Piotra. Wielu oskarża dzisiaj Kościół, obwiniając go za wiele zła w historii. Pewnego dnia zobaczą go, jak zajaśnieje w Niepokalanej, w Niewieście przybranej słońcem, której Syn, mężczyzna, zwyciężył czerwonego smoka. Rzym zroszony krwią Piotra i Pawła zaprasza nas poprzez odnowę liturgiczną, abyśmy wszyscy pili z kielicha nowego i wiecznego przymierza, który uczyni nas zdolnymi do dawania świadectwa życiu nieśmiertelnemu aż po męczeństwo.
Tylko wtedy możemy wyjść z tego Synodu, jak apostołowie wyszli z Wieczernika zjednoczeni z Piotrem, aby ewangelizować, jeśli mamy doskonałą jedność, którą nam daje Duch Święty w jednej jedynej treści wiary. Kościół katolicki jest komunią, ponieważ jest tylko jeden Duch. Kto wychodzi z koinonii tego ducha, przestaje być katolikiem. Św. Paweł w drugim Liście do Tymoteusza mówi: "On zbawił nas, wzywając do świętego powołania, nie na podstawie naszych uczynków, lecz według swojego postanowienia i swojej łaski; łaski, która została nam dana w Jezusie Chrystusie już od [zarania] wieczności, ale została odsłonięta dopiero teraz, wraz z objawieniem Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, który zniweczył śmierć i sprawił, że zajaśniało życie i nieśmiertelność poprzez głoszenie Ewangelii, której zostałem ustanowiony heroldem, apostołem i nauczycielem".

 

Stefano Gennarini / Zob. "LOsservatore Romano", 8 grudnia 1991 / 6 grudnia 1991

Otwierany 1381 razy
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła