Rzucam czasami pytanie w stronę Nieba i czekam na odpowiedź, która nie przychodzi.
Daj znak, że istniejesz... - szepczę zniechęcona w stronę chmur, zakrywających słoneczne promienie...
Takiego Chrystusa szukamy. Chrystusa, który na każde zawołanie pojawi się tuż obok, w lśniącej białej szacie, jednym spojrzeniem ukoi ból, obecnością rozwiąże problemy, dotykiem swojej świętej, zranionej Dłoni, zabierze głód, nędzę i chorobę. Czekamy na Chrystusa z przekłutymi rękoma i nogami. Chrystusa, z którego boku nadal sączy się krew. Chcemy wkładać palce w Jego święte rany, patrzeć w Jego nieprzeniknione, święte oczy i czekać, aż z Jego ust posypią sie w naszą stronę błogosławieństwa. Chcemy czuć ciepło wyplywajace z Jego serca, siłę niesioną przez Jego głos. Chcemy zobaczyć Boga w Jego oszpeconym, poniżonym ludzkim ciele. Tego Chrystusa, który stąpał po ziemi ponad 2 tysiące lat temu. Tego samego, który uzdrawiał, ożywiał....
Przecież jestem! Zdaje się rozlegać wokół nas kojący głos. Rozglądamy się, ale nie widzimy Chrystusa, którego tak wiele wizerunków poznaliśmy w Kościołach.
Gdzie jesteś? - nasze serce bije szybciej na myśl, że zaraz, za moment, wyłoni się z jakiegoś ciemnego kąta.
Jestem tuż obok Ciebie! - słyszę znowu głos i rozgladam się dalej. Obok stoją tylko Przyjaciele...
Nie widzę Cię, Panie! Chcę, by skończyły się moje łzy! - i zamykam oczy, czując na twarzy delikatne ręce, ocierające spływające z oczu krople. Kojący dotyk. Czuję, jak moje serce ogarnia radość. Otwieram oczy, lecz to nie Chrystus! To koleżanka z zespołu, która przejęła się moim losem.
Gdzie jesteś, Chryste? Chcę, byś mnie podniósł, kiedy upadam! - i słyszę kroki, a zaraz silne dłonie, unoszące moje obolałe ciało w górę. Już stoję na nogach. Chcę uściskać Chrystusa, który wysłuchał mojego wołania... lecz to znowu nie Chrystus. To chłopak z sąsiedniego bloku, który dostrzegł jak upadam.
Chryste, potrzebuję Twojej siły! wołam, sponiewierana biedą i głodem. I zaraz jakaś dłon wyciąga w moją stronę bochenek chleba. Podnoszę wzrok, by ujrzeć wreszcie twarz Chrystusa. Ale to znów nie On, a jakaś kobieta z dwójką małych dzieci i wózkiem wypełnionym zakupami.
Gdzie jest Chrystus?
Zabierz ten ból! krzyczę zmęczona chorobą, a po chwili czuję jak na moim czole ktoś kłądzie zimną rękę, ból powoli mija, a w sercu zostaje tylko pragnienie zobaczenia JEGO. Lecz i tym razem to nie On - to lekarz, który usłyszał spowodowany gorączką błagalny krzyk.
Chrystusa nie ma...
Lecz nagle słyszę głos zupełnie inny od tych wszystkich, a jednak taki sam.
Przecież jestem!
I dopiero wtedy widzę, prawdziwą Chrystusową twarz. Nie tę przedstawianą w kościołach, wiszącą na krzyżu, w koronie cierniowej, Lecz tę prwawdziwą Chrystusową twarz. Twarz ludzi, którzy pozwolili Mu korzystać ze swoich ciał. Twarz ludzi, którzy podnosili, pomagali, ocierali łzy, podnosili z upadków. To jest Chrystus! Ten prawdziwy Chrystus, który na każde zawołanie staje tuż obok nas i uzdrawia, umacnia, kocha!
Czasami trudno dostrzec nam Boga w drugim człowieku. Lecz On właśnie tam przychodzi najczęściej. W słowach, gestach, uczynkach miłości. Chrystus mieszka w każdym z nas. Nasze serca są Jego domem. Jesteśmy Kościołem, w którym On przychodzi, w którym chce spotykać się z nami. Nie zadawajmy nigdy pytań: Gdzie jesteś Panie? Gdy go potrzebujemy, wystarczy rozejrzeć się dookoła. On stoi tuż obok.
Dziękuję!