|
Około
roku 400 żył w jaskini na Libanie pobożny pustelnik, który
pokutował za grzechy młodości. Przed wejściem do groty
postawił krzyż, by zatamować drogę wszystkim złym duchom.
Jednakże pewnej nocy przyśnił mu się diabeł, który rozwinął
przed nim długi papier z wykazem jego grzechów. „To jest
rachunek” powiedział złośliwie. Pustelnik przeżegnał się
i odpowiedział: „A to skitowanie”. W tej chwili papier
rozpadł się, a widzenie znikło.
Krzyż... 2 poprzecznie
zbite belki, które stały się narzędziem okrutnej śmierci
Chrystusa, ale zarazem symbolem Jego zwycięstwa nad szatanem i
grzechem. Drzewo Krzyża, na którym zawisł Jezus zaginęło w
roku 70, kiedy to armia rzymska zburzyła Jerozolimę. Dopiero po
prawie III wiekach matka cesarza Konstantyna, Helena, odnalazła
go 14.09.320 roku. Ku uczczenia tego faktu powstało święto
Podwyższenia Krzyż, które dziś obchodzimy. Od tej pory krzyż
definitywnie stał się znakiem rozpoznawczym chrześcijaństwa.
Myślę, że dzisiejszy dzień, nasz odpust parafialny, jest dobą
okazją dla każdego z nas do refleksji: czym jest dla mnie krzyż,
co on oznacza w moim życiu?
Dzisiejsze I czytanie
przedstawia nam wywyższenie węża na pustyni. Każdy, kto na
niego spojrzał, został ocalony od jadu węży i od niechybnej
śmierci. Jest to zapowiedź prawdziwego zbawienia, które
dokonało się na drzewie krzyża. Sam Chrystus mówi o tym w
rozmowie z Nikodemem – zbawienie dokona się przez wywyższenie
syna Człowieczego, czyli przez krzyż. To właśnie krzyż
sprawił, że nasze grzechy rozwiały się jak kartka z grzechami
pustelnika. Tylko trzeba jeszcze każdemu z nas uznać ten fakt i
przyjąć go sercem. Pan Bóg nie może zbawić człowieka bez
samego człowieka. Potrzebna jest decyzja przyjęcia zbawienia w
swoim sercu.
Słowo „krzyż”
weszło do naszego języka jako synonim cierpienia, ale nie
każdego, tylko tego, które jest podejmowane w duchu wiary. a
więc krzyż utożsamił się przede wszystkim z bólem, co jest
naturalne. Ale jeśli tylko tak będziemy patrzeć na krzyż, to
jak byśmy uznali, że to cierpienie jest nieuniknionym oraz
ostatecznym wymiarem życia. Warto więc przypomnieć, że
istnieją przynajmniej 2 różne tradycje przedstawiania krzyża.
Jedna z nich, to dobrze nam znana tradycja zachodnia, przedstawia
ciało cierpiące Chrystusa na krzyżu. Druga z nich to tradycja
prawosławna. Nie umieszcza ona cierpiącego ciała, ale jest to
zawsze Jezus już uwielbiony, królujący, wywyższony.
Prawosławny krzyż jest ikoną – jako krzyż przypomina o
nieuniknioności cierpienia, ale wskazuje dalej na zbawienie,
które się przez ten krzyż dokonało oraz królowanie, jakie nam
zostało obiecane.
Krzyż w życiu każdego
z nas nie jest sprawa wcale łatwą. Buntujemy się, nie chcemy
dźwigać naszych codziennych krzyży, obowiązków. Pamiętajmy o
jednym, że Jezus biorąc swój krzyż na ramiona wziął także i
nasze krzyże. Gdy to sobie uzmysłowimy, to może będzie nam nie
tyle lżej, ale będziemy mieć świadomość, iż jest Ktoś, kto
nam pomaga. Patrząc z drugiej strony dźwigając nasze krzyże
niesiemy Jego krzyż. Jesteśmy jak Cyrenejczyk, jak Weronika
ocieramy twarz Chrystusa na Drodze Krzyżowej. Przykładem niech
będzie dla nas Jan Paweł II, który do końca z pogodą ducha
dźwigał krzyż „kluczy św. Piotra”, a w swojej prywatnej
kaplicy w Watykanie przy stacji V drogi krzyżowej miast Szymona
z Cyreny wstawił swoja postać...
Krzyż jest mostem nad
przepaścią śmierci i potępienia. Im większy, tym pewniej się
po nim stąpa na drodze ku niebu. Trzeba na ten ów most wkroczyć
z wiarą, że nie idzie się samemu, ale że On jest blisko i w
razie upadku czy straty poczucia równowagi chwyta za rękę i
pomaga przejść na druga stronę.
Dwie skrzyżowane
belki... Oto Twój amulet. Niepozłacana ozdoba, trochę za duża.
Przytrzymaj! Zapomniałem... masz obolałe dłonie. Nie, może
lepiej włożyć na ramiona. Ciężki? Nie mów, że ciężki,
przecież w nim ukryły się wszystkie krzyże wszystkich ludzi
świata. Czy o nim mówiłeś w słowach: „Jarzmo
moje jest słodkie, a brzemię lekkie”?
Chodźmy, w drogę. Co mówisz? „Jeśli
kto chce iść za Mną niech się zaprze samego siebie, niech
weźmie krzyż swój i naśladuje Mnie”.
Boję się krzyża, krzyża obecnych godzin, krzyża Twoich
decyzji wbrew mnie samemu, krzyża bólu, niepowodzenia, szarych
dni, samotności. Robię wszystko, aby zetrzeć z mego życia
stygmat cierpienia. A kiedy to się nie udaje, zastygam w niemym
proteście. I buntuję się. Dlaczego nie rzuciłeś swego krzyża
na drodze Chryste? Dlaczego nie zepchnąłeś go do rowu i nie
uciekłeś, przecież mogłeś. Teraz miałbym wytłumaczenie, aby
porzucić własny. A Ty przyjąłeś na siebie to, czego tak
bardzo się lękam, czy naprawdę nie ma innej drogi do Ciebie niż
przez krzyż? Przyjąłeś krzyż, aby wszystkie krzyże człowieka
ocalić od bezsensu. Przyjąłeś krzyż, by zasłonić mnie,
grzesznika.
Ks. Mateusz Nowak
|