Jr 38,4-6.8-10; Hbr 12,1-4; Łk 12,49-53
______________________________________________
Ogień czy błoto
Kiedy wrzucimy kawałek mokrego, obłoconego drewna do ognia, nie od razu przemieni się w "żywy" ogień, niosący światło i ciepło. Będzie dużo dymu, trzasku, z drewna musi wyparować woda, odpaść suche błoto, potem dopiero powoli, coraz bardziej suche drewno ogarną płomienie.
Kiedy nawracamy sie całym sercem do Jezusa i "wchodzimy" w płomienie Jego Życia, Ewangelii, jest to początek naszej drogi przeobrażenia. Kiedy Pan mówi: "Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie" (Łk 12, 49), to z jednej strony pokazuje cel naszej drogi za Nim - stać się w Duchu Świętym jedno z Nim, a z drugiej ujawniąc swoje głebokie pragnienie, Jezus odsyła do krzyża - "pieca utrapieniem", kiedy stając się jedno z drewnem naszych grzechów, zapłonie najmocniej miłosierdziem względem nas.
Mamy obłocone i drewniane serca (uparte, leniwe, niewdzięczne...), chcemy sami stworzyć ciągle coś mądrzejszego, a okazuje się, że mamy kolejną potyczkę, bójkę, wojnę i krew niewinną; i nic dobrego z tego nie wynika. Jezus jest jak Jeremiasz w sadzawce pełnej błota; prorok odrzucony, ponieważ mówi o klęsce narodu, narodu który zapierł się Boga i Jego Słowa. Ani Jeremiasz, ani tym bardziej Jezus nic nie zmieniają z tego, co powiedzieli. Słowa wzywają do uległosci Bogu, który wzywa do poddania się, gdyż właśnie w niewoli odnowić chce swoje uparte dzieci (por. Jr 38). Autor listu do Hebrajczyków przywołuje na myśl wiele osób, które słuchały Boga i poprzez piec cierpienia stały się jasnym, mocnym światłem dla wielu. Na końcu tego pochodu świadków wiernych jest Jezus Chrystus, który wszedł do radości i chwały przez krzyż (por. Hbr 12, 1-4).
Łatwo narzekać na błoto świata, grzechu, które ciagle nas plami, a nawet niszczy. To jest niebezpieczne, ponieważ wtedy jak faryzeusze nie zauważamy, że nie tylko my sami jesteśmy "pełni obłuda i nieprawości" (Mt 23,28), ale osądzając - stawiając sie wyżej od innych - pomnażamy błoto świata. Zaślepiony pychą nie widzi i tego. Światu i człowiekowi potrzeba światła nie potępienia.
Św. Jan od Krzyża, prowadzony pragnieniem zjednoczenia z Bogiem i zmagajacy sie z sobą (od Świętego pochodzi obraz surowego drewna, które wyrzucone w ogień, symbolizuje drogę oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia z Bogiem) tak pisze: "Płomieniem miłości jest... Duch Święty. Czuje Go dusza w sobie nie tylko jako ogień, który ją ogarnął i przemienił w słodką miłość, lecz również jako ogień, który nadto płonie w niej samej i czyni ją płomieniem, jak sama mówi. Płomień ten za każdym swym wybuchem zanurza duszę w chwale i orzeźwia ją obfitością życia Bożego.
I na tym właśnie polega działanie Ducha Świętego w duszy przemienionej w miłość, że jej akty, które wzbudza wewnętrznie, rozpłomieniają ją i są żagwiami miłości. W tej miłości zjednoczona wola duszy kocha w najwyższym stopniu stawszy się jedną miłością z tym płomieniem. Dlatego te akty miłości są wprost bezcenne i przez jeden z nich dusza więcej zasługuje i większej nabywa wartości, niżby to mogła osiągnąć pracą całego życia, choćby największą, lecz bez tego przeobrażenia... Możemy więc powiedzieć o duszy będącej w stanie przeobrażenia w miłość, że jej zwykły stan podobny jest do sytuacji drzewa, które ustawicznie spala ogień; aktami zaś tej duszy jest płomień rodzący się z ognia miłości, tym większy, im silniejszy jest ogień zjednoczenia. W tym płomieniu łączą się i wznoszą akty woli, porywane i pochłonięte przez żar Ducha Świętego; ma to podobieństwo z aniołem, który wzniósł się do Boga w płomieniach ofiary Manoacha (Sdz 13, 20). Dlatego dusza w tym stanie nie może wykonywać owych aktów, jeśli Duch Święty nie wykonuje ich wszystkich i nie pobudza jej do nich. Wskutek tego wszystkie jej czynności są boskie, jako że jest pobudzona i działa pod wpływem Boga" (Komentarz do pierwszej strofy "Żywego Płomienia Miłości").
Autor tych słów, ponieważ płonął jak Jezus nie był przyjęty przez swoich. Życie spędzał w osamotniu a nawet w więzieniu. Doświadczył miecza, o którym Jezus mówi: "Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowe" (Łk 12, 51-53).
Miecz, o którym Jezus mówi nie zabija, ale rozdziela jednoznacznie światło od ciemności i błota. Takie sytuacje mamy nie gdzieś daleko, ale w rodzinie, najbliższej wspólnocie. Chodzi o to, aby wybrać życie i nie mieszać dobra ze złem. Ostatecznie od Jezusa - Pochodni Życia, zapalił się Jan od Krzyża i Ci, którzy rozpoznali w Nim proroka nowego świata. Nie chcieli dotykać błota i błotem brudzić; zaczęli płonąć i zapalać.
Andrzej Prugar OFMConv.
Otwierany 2128 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: Andrzej Prugar OFM |