1 Krl 19,4-8; Ef 4,30-5,2; J 6,41-51
Przyjąć Boga takim, jakim się objawia
Patrzymy dziś na Eliasza, który idzie na pustynię. Warto jednak pytać o powód czy motyw podjęcia przez niego tej drogi. Eliasz w zasadzie ucieka na pustynię, ucieka z lęku przed gniewem Izebel, żony króla Achaba; ta bowiem zagroziła mu śmiercią. Jeszcze niedawno wygrał, dzięki mocy z wysoka, batalię z 450 prorokami Baala. Wygrał tę walkę mocny mocą Boga, mocny wiarą. A teraz ucieka przed groźbą śmierci, którą usłyszał z ust kobiety, z ust Izebel.
Eliasz wydaje się być zmęczony życiem tak bardzo, że modli się do Boga o śmierć. Bóg wysłuchując jego prośby, zamiast odebrać mu życie, karmi go, daje mu pokarm na drogę. Bóg nie chce, aby Eliasz porzucił życie czy uciekał przed życiem, ale pragnie by cieszył się pełnią życia. Bóg daje Eliaszowi pokarm, mocą którego ten podejmuje drogę na górę. Ta góra stanie się dla Eliasza miejscem spotkania Boga, miejscem objawienia się Boga i miejscem poznania Boga. Idzie 40 dni i 40 nocy, tzn. tyle czasu, ile potrzeba, by w pełni spotkać się z Bogiem. Liczba „40" wskazuje na pełnię.
Tam, na górze, Eliasz odkryje Pana w łagodnym powiewie wiatru, choć chyba spodziewał się go spotkać raczej w gwałtownej wichurze rozwalającej góry i druzgocącej skały, w trzęsieniu ziemi czy w ogniu. W każdym razie zdawał się Eliasz czekać na Boga mocnego, zdawał się czekać na Boga, który zadziała tak, jak wówczas, gdy wygrywał batalię z prorokami Baala. Bóg jednak objawił się inaczej, nie po myśli Eliasza: w szumie łagodnego powiewu. Nie tego pewno oczekiwał Eliasz. „Na co mi się zda szmer łagodnego powiewu przeciw gniewowi Izebel?" - mógł pytać. „Mnie potrzeba mocy takiej, jak w owej wichurze czy trzęsieniu ziemi" - mógłby mówić.
Bóg w odpowiedzi na modlitwę Eliasza ani nie odbiera mu życia ani nie usuwa z jego życia groźnej królewskiej małżonki, ale zachęca swojego proroka do podjęcia na nowo misji, która zastała mu powierzona. Zaufaj Bogu, którego moc objawia się w słabości! - zdaje się Bóg mówić. Zaufaj Bogu, który czasem działa spektakularnie, ale nie zawsze! Ucz się myślenia, patrzenia, reagowania po Bożemu! Przyjmij Boga takim, jakim On jest i jakim się objawia!
W Ewangelii wsłuchujemy się dziś w kolejny fragment tzw. mowy eucharystycznej Jezusa, wygłoszonej po cudownym rozmnożeniu chleba. Kościół w swej matczynej roztropności podzielił nam rozdział szósty Ewangelii wg św. Jana na pięć części (pierwszą część stanowił opis rozmnożenia, którego słuchaliśmy dwa tygodnie temu; cztery pozostałe części, odczytywane w kolejne niedziele, to tzw. mowa eucharystyczna; dziś słyszymy drugą jej część); nie chodzi bowiem tylko o to, by wiedzieć, by przeczytać, ale o to by wchodzić w głąb Słowa Jezusa, które nie jest słowem łatwym.
W ubiegłą niedzielę, czytając pierwszą część mowy eucharystycznej przemierzaliśmy drogę od skoncentrowania się na tym, co Jezus może dać, do skoncentrowania się na Nim jako Dawcy. Jezus pragnął i pragnie skoncentrować uwagę słuchaczy na sobie będącym „Chlebem z nieba", na sobie będącym Znakiem, który daje Ojciec. Bóg, bowiem, mógłby ciągle zsyłać ludziom mannę i przepiórki. Bóg mógłby rozmnażać, a nawet stwarzać, codziennie chleb dla tłumów. Jednak staje się Chlebem i sam odczuwa głód fizyczny. Staje się zwyczajnym człowiekiem, urodzonym w "mieście chleba = Betlejem", zamieszkałym w zwyczajnym Nazarecie i to przez 30 lat, staje się chlebem połamanym na Golgocie.
Bóg mógłby okazywać troskę o swój lud i bliskość przez cuda dokonywane z wysokości nieba, a stał się tak prostym i trudnym równocześnie do zrozumienia dla wielu znakiem. I dkrywam w sobie, że przecież ja na podobieństwo Eliasza często nie takiego Boga potrzebuję. Ja potrzebuję Boga-Cudotwórcy, Boga działającego spektakularnie, działającego widzialnie z mocą. A tymczasem On objawia mi się jako człowiek, pod postacią chleba. A może temu światu, w którym żyję, światu który pełen jest przemocy, potrzebny jest taki właśnie znak: Bóg szaleńczo miłujący; Bóg utożsamiający się z najsłabszymi, bliski wszystkim doświadczającym przemocy. Bóg-Człowiek, który wie co to drzwi betlejemskiej gospody zamknięte przez swoich-ziomków; Bóg-Człowiek, który jako Dziecko doświadczył zagrożenia ze strony siepaczy Heroda mordujących dzieci w Betlejem; Bóg-Człowiek wyrzucony z synagogi w Nazarecie i wyprowadzony poza miasto z zamiarem stracenia go przez mieszkańców rodzinnego miasta; Bóg-Człowiek odrzucony i ukrzyżowany w Jerozolimie. Jak pisze o. Timothy Radcliffe OP Jezus to Człowiek, który „zostaje zmiażdżony przez silniejszych od siebie - potężne niedźwiedzie z Rzymu i Jerozolimy pożerają słabego Galilejczyka - a mimo to żyje wiecznie". Bóg wchodzi w świat bezpardonowej konkurencji, w świat wykazywania tego, że „kto silniejszy, ten lepszy". Wchodzi utożsamiając się z najsłabszymi. On pełen mocy Pan historii - Zmartwychwstały, który da się połamać i ukrzyżować, ale nie odwoła się do środków przemocy. A może temu światu, w którym żyję, światu który pełen jest przemocy, potrzebna jest taka szaleńcza miłość.
Jezus mówi o sobie: „z nieba zstąpiłem", „jam jest chleb, który z nieba zstąpił". A Żydzi protestują. Jakże On może mówić w ten sposób? Przecież on z ziemi pochodzi, znamy jego rodziców! Tak Słowo Boga, wiedza Boga zderza się ze słowem i wiedzą człowieka. Słowa, w których Jezus objawia prawdę o sobie, zderzyły się z już posiadanymi przez słuchaczy wiadomościami na Jego temat. Ta reakcja szemrania była dla Jezusa okazją do przypomnienia, że aby Go poznać i aby Go przyjąć potrzeba łaski z wysoka: „Nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który mnie posłał". Prośmy o łaskę przyjęcia Boga takim, jakim się objawia.
Piotr Szyrszeń SDS
Otwierany 885 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: Piotr Szyrszeń SDS |