Ez 2,2-5; 2 Kor 12,7-10; Mk 6,1-6
______________________________________
Uzdrawiająca wiara
Dzisiejsze Słowo Boże porusza na trzy różne sposoby prawdę, że życie człowieka wiary naznaczone jest słabością.
Ezechiel, który jako prorok wysłany jest przez Boga do Ludu Izraelskiego, o którym to Ludzie sam Bóg mówi, że są o „zatwardziałym sercu", a on sam dysponuje Bożym słowem.
Bóg jasno Ezechielowi daje do zrozumienia, że potrzebuje go, aby tylko przekazywał Jego słowo. Rezultat wypowiadanego słowa nie należy do proroka. On ma tylko głosić, a przebieg i rezultaty będzie oceniał i wyciągał dalsze wnioski Bóg.
My tak za bardzo nie chcemy być tylko narzędziami w Bożych sprawach. Nie lubimy „szarej" roboty. Jak się zaangażować, to zanim się cokolwiek rozpocznie, już mieć wszystko wykalkulowane: jakie będą starty i zyski, no i czy się opłaca. A najlepiej, czy coś z tego zaangażowania ja osobiście będę miał w formie wymiernej. Stąd dzisiaj posługa prorocka jest bardziej w sferze marzeń niż aktualności.
Druga sylwetka człowieka wiary, to św. Paweł ze swoim ościeniem. On nie odgrywa bohatera. Nie stara się ukrywać swoich słabości, ale w nich dostrzega moc Chrystusa. Zauważa, że w jego słabości jest większe działanie Jezusa i pozwala Jezusowi by z tej słabości wyprowadził coś bardziej budującego i Bożego.
Nam najczęściej nie przychodzi łatwo, widzieć moc Jezusa we własnych porażkach. Nawet po odbytym Sakramencie Pojednania częściej „liżemy" rany i jesteśmy wściekli, że się nam stały, a wielokrotnie przyrzekaliśmy sobie i Bogu, że już więcej tego grzechu nie będzie.
Stąd potrzebne są upadki, dotknięcie własnej ograniczoności, słabości. Wtedy można odczuć potrzebę Boga. Upadek jako łaskę.
Upaść po to, aby stać się mniejszym, bardziej pokornym. Powstać, aby stać się większym. Z Bogiem, który rośnie w sercu.
Św. Paweł nas uczy byśmy umieli we własnej słabości i z Jezusem oceniać ją i z tej słabości nabierać mocy i dobrego Chrystusowego kierunku. Niech moc Chrystusa w naszej słabości się doskonali.
I trzeci, ostatni, obraz słabości odczytujemy w scenie ewangelicznej. Jezus w Nazarecie, u swoich ziomków, spotyka się z ich ograniczoną mentalnością, autentycznym niezrozumieniem i odrzuceniem. Nie mogło pomieścić im się w głowie, że syn zwykłego cieśli, prosty rzemieślnik mógłby być prorokiem i Mesjaszem. Nie rozumieli Jego nauki. Musiało być to dla Jezusa bardzo bolesne. On, który przyszedł do wszystkich z Dobrą Nowiną potwierdzoną cudami, na pewno chciałby, aby tym bogactwem, w pierwszym rzędzie, obdarzyć swoich najbliższych z Nazaretu.
My gdy doświadczamy niezrozumienia i odrzucenia przez kogokolwiek, nie tylko przez najbliższych, reagujemy wyrzucając swoje pretensje na tych, którzy nas niezrozumiale potraktowali i czasami na Boga, że pozwala nas przez takich ludzi ranić.
Jezus, choć zasmucony, nadal uzdrawiał chorych i dalej nauczał. To odrzucenie nie zamknęło Go na dalsze dobre, zbawcze działanie.
Trzeba też nam się dzisiaj zastanowić, jaką my postawę zajmujemy wobec Chrystusa? Jakże często krytykujemy dziś Jezusa, jak bardzo nie podoba nam się Jego nauka, ileż to prawd chcielibyśmy z niej usnąć, a wszystko w imię pozornego i jakże wątpliwego dobra swojego i dobra innych.
A przecież Jezus jest jednoznaczny, jakże mało On od nas wymaga. Wymaga tego, czego zawsze wymagał, zarówno od mieszkańców Nazaretu jak i od innych ludzi: wymaga wiary w siebie. Gdy spotkał się z tą wiarą - czynił cuda, gdy zauważył jej brak - trudno Mu było otworzyć swoje Boskie serce.
Potrzeba, abyśmy byli zawsze wdzięczni za Jezusa, za Jego wszelką obecność, za Jego miłość i dobroć, abyśmy nigdy nie byli podobni do Jego rodaków z Nazaretu, którzy Go odrzucili.
Leszek Skaliński SDS
Otwierany 2757 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: Leszek Skaliński SDS |