Wj 19,1-6; Rz 5,6-11; Mt 9,35-10,8
Być wrażliwym i wierzącym apostołem
W Przed kilkunastu miesiącami poszedłem do fotografa, by... zrobić sobie zdjęcie. Czas naglił, bo zdjęcie potrzebne było - jak to się mówi - „na wczoraj". Nie dało się czekać na lepszą okazję. Podkrążone oczy, utrwalone na fotografii były świadectwem niewyspania... Może jeszcze coś niepokojącego utrwaliło się na zdjęciu, bo szybko usłyszałem pytanie-propozycję: „retuszujemy?". Nie zdążyłem jeszcze odpowiedzieć, a fachowiec już usuwał tzw. worki pod oczami, przebarwienia, itd. „Ale po co?" - zapytałem wprawiając fotografa w niewielkie zdziwienie.
„Jezus widząc tłumy ludzi litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza" - słyszymy u początku odczytanej przed chwilą Ewangelii. I na nic się zdadzą się retusze, najpiękniejsze makijaże, chowanie się za plecami sąsiada, bo - jak zauważy św. Jan Ewangelista opisując wydarzenie wypędzenia przez Jezusa sprzedawców i ich klientów ze świątyni - „Jezus wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku, sam bowiem wiedział, co się w człowieku kryje".
Jezus zna moje serce. Jezus zna moje wczoraj, które odbija się na mojej dzisiejszej twarzy. Jezus zna mnie po imieniu, tzn. zna wszystko to, co się za tym imieniem kryje. Patrząc na zgromadzonych wokół Niego ludzi nie widzi bezimiennego tłumu, ale widzi konkretne osoby w tłumie. Patrząc na nas zgromadzonych tutaj na niedzielnej Eucharystii nie widzi bezimiennej wspólnoty, ale widzi konkretne osoby we wspólnocie otaczającej ołtarz. Dwunastu apostołów wywołuje z tłumu po imieniu, nie anonimowo... I wie kogo wzywa.
Jezus dostrzega „znękanych" i „porzuconych". Współodczuwa z nimi. Zaprasza uczniów do modlitwy, aby Ojciec - Pan żniwa posłał tych, którzy o nich się odpowiedzialnie zatroszczą. Zaprasza uczniów do modlitwy, by Ojciec Niebieski posłał owym „znękanym" i „porzuconym", doświadczającym jakiejkolwiek biedy, ludzi wrażliwych i wierzących, ludzi gotowych im pomagać na miarę swoich sił, ale również pamiętających o tym, że również sam Bóg gotów jest nieustannie troszczyć się o swoje owce.
Ale Jezus swoim wzrokiem ogarnia nie tylko osoby wokół Niego zebrane, nie tylko sobie współczesnych. Jezus wybiega w przyszłość i dostrzega twarze osób, twarze i serca (serca odbite-wypisane na twarzach) ludzi, z którymi spotkają się apostołowie. To twarze chorych, trędowatych, opanowanych przez złe duchy, umarłych. Kiedy Jezus szedł przez miasta i wioski głosił Ewangelię lecząc wszystkie choroby i wszystkie słabości. Teraz zaprasza, wręcz nakazuje apostołom, by kontynuowali tę misję: „uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy".
Bracia i Siostry! Jezus widzi nasze twarze i przenika nasze serca. Może potrzeba, byśmy - jak przed tygodniem symbolicznie uczynili to młodzi ludzie na polach lednickich - ściągnęli maskę z twarzy i spotkali się z Jezusem twarzą w twarz, prawdziwą twarzą w Prawdziwą Twarz, sercem przy Sercu. I warto pamiętać o słowach św. Pawła Apostoła z dzisiejszego drugiego czytania mszalnego: o tym, że Jezus umarł za nas gdyśmy byli grzesznikami. Nie byliśmy ani sprawiedliwi ani życzliwi, a On - nie wiedzieć dlaczego - znalazł w nas upodobanie i poniósł śmierć, abyśmy my żyć mogli. Ta świadomość może budzić w naszych sercach ufność.
Spotykamy się na niedzielnej Eucharystii w przeddzień 16 czerwca 2008 r. Przed 160. laty, 16 czerwca 1848 r. w Gurtweil w Niemczech urodził się Jan Chrzciciel Jordan. Dzień później nadano mu na chrzcie imię Johann Baptist. Trzydzieści lat później - 21 lipca 1878 r. przyjął święcenia kapłańskie. Mając trzydzieści trzy lata założył w Rzymie 8 grudnia 1881 r. Apostolskie Towarzystwo Nauczania, które od 1893 roku nosi nazwę Towarzystwo Boskiego Zbawiciela, a że Zbawiciel to po łacinie Salvator", więc członków tego zgromadzenia zakonnego zwą salwatorianami. 8 grudnia 1888 r. założył wraz z Teresą von Wullenweber żeńską gałąź zgromadzenia, której członkinie dziś nazywamy salwatorianami (Kongregacja Sióstr Boskiego Zbawiciela). I wreszcie w roku bieżącym przypada 90 rocznica śmierci Franciszka Marii od Krzyża Jordana (8 września 1918 r.), bo takie imię nasz założyciel przyjął składając śluby zakonne.
Wszystkie te „okrągłe" rocznice urodzin, święceń kapłańskich i śmierci naszego Założyciela, stanowiły okazję do ogłoszenia przez naszych przełożonych Roku Ojca Jordana. Jako członkowie Rodziny Salwatoriańskiej (obejmującej dziś wspomniane dwa zgromadzenia zakonne oraz salwatorianów świeckich, czyli osoby żyjące duchowością Jordana w świecie) chcemy w tym roku w sposób szczególny poprzez modlitwę i refleksję ożywiać w sobie ducha i charyzmat założyciela. Chcemy również dzielić się tym charyzmatem z innymi, z Wami, przekonani, że również jako osoby świeckie możecie mieć udział w naszym charyzmacie. Bo... może trzebaby Was dzisiaj zapytać, co odbija się na twarzach nas - zakonników i sióstr zakonnych, salwatorianów i salwatorianek - zamieszkujących przy św. Jacka 16. Czy na naszych twarzach odbija się duch prawdziwie salwatoriański, ducha Jordana?
Zastanawiałem się, co o Założycielu dziś powiedzieć. I skupiają moją uwagę dwa zdania dzisiejszej Ewangelii. Pierwsze z nich, to informacja: „...przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszelkie choroby i wszelkie słabości". A ja jestem zbyt realistyczny, nadmiernie trzeźwy, zbyt dobrze poinformowany, zbyt dokładnie znający sytuację, bym mógł przejść do porządku dziennego nad wątpliwościami, które rodzą się w moim sercu, gdy słyszę te informację oraz nakaz Jezusa zawarty w drugim z tych zdań: „uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy". Czy to jest możliwe? Zdarzają się uzdrowienia chorych, i egzorcyzmy mają dziś miejsce, ale wskrzeszenia umarłych...? Sięgam po księgę Dziejów Apostolskich i czytam w rdz. 9 o wskrzeszeniu mieszkanki Jafy o imieniu Tabita przez Piotra Apostoła, a w rdz. 20 o wskrzeszeniu przez Pawła Apostoła młodzieńca w Troadzie. Ale czy dzisiaj jest to możliwe?
Nie potrafię przejść obok tych dwóch zdań obojętnie. Przychodzi mi na myśl notatka kard. Stefana Wyszyńskiego w „Zapiskach więziennych": „Wierzę, że Bóg może wszystko i zawsze uczynić, ale nie przeze mnie. Wierzę, że Bóg może wyprowadzić wodę ze spieczonej skały umęczonej duszy Narodu, ale żeby to miał uczynić przeze mnie? Brak mi jeszcze tej pokory, która pozwoliłaby mi uwierzyć w to". I nieco wcześniej stwierdza Prymas Tysiąclecia: „Właśnie grzech mój jest grzechem trzeźwości, w której brak miejsca na to ‘niemożliwe słowo, które Bóg jeden zawsze wypowiedzieć może. Oskarżam się z grzechu trzeźwości. Mówią o mnie komuniści, że jestem mistykiem; nie jestem nim, ale przeciwnie - jestem realistą. Moim największym grzechem jest realizm, wróg oczu nadprzyrodzonych" (Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski, Zapiski więzienne, Warszawa 19954, s. 237).
I przychodzi mi na myśl zdanie zapisane przez naszego Założyciela, Ojca Jordana w dzienniku duchowym: „Jeśli wszystkimi swoimi krokami kierować będziesz wyłącznie według obliczeń ludzkiej mądrości, nigdy nie będziesz mógł polegać na nadzwyczajnej pomocy nieba i nigdy nie zdziałasz niczego wielkiego" (DD I 200, 1). I przypominam sobie jeszcze zdanie wypowiedziane przez Ojca Franciszka pod koniec XIX wieku do współbraci z Domu Macierzystego w Rzymie: „w naszym stuleciu zdarza się często, że słabo się wierzy, że liczy się tylko na siły naturalne". I nie chodzi tylko o kwestie uzdrawiania chorych, wypędzania złych duchów czy wskrzeszania umarłych. Chodzi o to, że dziś, u początku XXI wieku, mogę swoją codzienność spłaszczyć do poziomu tego, co potrafi zrozumieć mędrca szkiełko i oko.
Nie będę dziś opowiadał życiorysu Założyciela ani wyliczał cech jego duchowości. Zasygnalizuję tylko jedną: ufność w Opatrzność Bożą, zaufanie pokładane w Bogu. Dla Jordana zaufanie Bogu oznaczało udział w Bożej wszechmocy: „oczekuję od Ciebie tyle, ile Ty możesz. Ale Ty możesz i potrafisz wszystko, dlatego też moja nadzieja nie zna granic" (DD I 164, 7). Bo to nie apostoł uzdrawia chorych, ale Bóg poprzez apostoła. To nie apostoł sam wyrzuca złe duchy, ale Bóg poprzez apostoła. To nie apostoł wskrzesza umarłych, ale Bóg który jest Panem życia i śmierci posługuje się czasem tak nieodpowiednim, po ludzku sądząc, narzędziem, by dokonywać rzeczy wielkich. Bracie i Siostro! Co oznacza dla mnie i dla Ciebie ufność pokładana w Bogu?
Jordan wyjaśnia na czym polega zaufanie Bogu w codzienności, zaufanie dobrze rozumiane: „Zdobądź się na największą gorliwość, jak gdybyś nie mógł się niczego od Boga spodziewać; ale później oczekuj wszystkiego od Boga, jak gdybyś rzeczywiście przez swoją gorliwość niczego nie zdziałał" (DD I 94, 2). Podkreśla, jak wielkie znaczenie ma angażowanie się całym sobą w to, co stanowi codzienne obowiązki i niecodzienne wyzwania. Podkreśla konieczność pracy i to pracy wytężonej. Ale też słowem i przykładem wzywa do ufności wyrażającej się w modlitwie.
Właściwie bowiem rozumiana ufność pokładana w Bogu - i tak będzie uczył o. Jordan swoich synów duchowych - bazuje na wypełnianiu obowiązków swego stanu: „Przede wszystkim spełniajcie swój obowiązek! Jak możecie mieć wielką ufność w Bogu, jeżeli nie spełniacie swoich obowiązków, obowiązków waszego powołania? Jakże możecie mieć nadzieję, jeżeli nie żyjecie zgodnie ze swoim stanem? Dlatego spełniajcie swój obowiązek, a wszelkie swoje troski zrzućcie na Pana, On was będzie ratował, On wam pomoże".
Ufna modlitwa i zaangażowanie w swoje obowiązki - dwa elementy, które połączone mogą stać się budulcem wielkich dzieł. Czy zwracamy dziś uwagę na oba z nich? A może w XXI wieku wciąż aktualne są słowa: „w naszym stuleciu zdarza się często, że słabo się wierzy, że liczy się tylko na siły naturalne".
Zaufaj Bogu! On przedstawia się Izraelitom na pustyni jako Ten, kto wyrwał ich z niewoli w Egipcie, niósł ich na skrzydłach orlich i przywiódł na konkretne miejsce. On jest - jak modliliśmy się na początku Mszy świętej - mocą ufających Jemu. Bez Niego nic możemy uczynić. Oby był naszą mocą pośród codzienności. Oby kształtował w nas wrażliwych i wierzących apostołów, gotowych służyć „znękanym" i „porzuconym" naszych czasów.
Piotr Szyrszeń SDS
Otwierany 343 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: Piotr Szyrszeń SDS |