Jr 17,5-8; 1 Kor 15,12.16-20; Lk 6,17.20-26
_____________________________________
Błogosławiony?
Ile ciepła i dramatu kryje się w dzisiejszej Ewangelii. I ile znaczeń. Jak w życiu.
Jakże przejmująca scena: oto Pan Jezus staje wśród tłumu słuchaczy, spogląda na ową rzeszę ludzi i przenosi wzrok na swoich uczniów wypowiadając pełne ciepła słowa: „błogosławieni jesteście". A za chwilę surowo karci: „biada wam". I rodzi się tu pytanie: czy Pan Jezus dzieli ludzi na dwie kategorie? Nie. Pan Jezus mówi o jednym i tym samym człowieku. Mówi o każdym z nas. Bo w każdym człowieku jest ten dramat rozdarcia na słuchającego Boga ale i okazującego Bogu nieposłuszeństwo.
Błogosławieni - to znaczy szczęśliwi. Ewangelia o szczęściu. Ewangelia, która jest receptą na udane życie, na świętość. Ale istnieje niebezpieczeństwo pojmowania świętości jako swoistej abstrakcji - stanu oderwanego od człowieka, od rzeczywistości, zawieszonego gdzieś wysoko i dla przeciętnego śmiertelnika niemal nieosiągalnego. Myśląc w ten sposób, wypaczamy pojęcie świętości. I czynimy krzywdę samym sobie, bo odrywając świętość od realiów życia, skazujemy się już w punkcie wyjścia na niepowodzenie w dążeniu do niej.
A świętość to nie abstracja. Świętość to realność. Drogą do świętości jest nasze życie (czasem pełne paradoksów...). I jak to bywa w życiu, tak i słowa dzisiejszej Ewangelii są paradoksalne. Bo jak może być szczęśliwy ubogi, płaczący, smutny, prześladowany?
Spróbujmy więc pochylić się nad tymi słowami, bo są one tak bardzo aktualne, takie na dzisiaj...
„Błogosławieni jesteście wy ubodzy, albowiem do Was należy Królestwo Niebieskie".
Ubóstwo w rozumieniu Pana Jezusa daje szczęście, bo daje wolność od przywiązania do rzeczy materialnych. A to w znaczący sposób może pomóc w życiu. Dziś jest tak wiele zwyczajnej biedy w naszych domach, brakuje wielu potrzebnych rzeczy, a ludzie radzą sobie. I co ważne: czują się szczęśliwi, bo są bogaci Bogiem. I tu pierwsza ważna myśl dzisiejszej Ewangelii: tęsknota zawsze zbliża do Boga. Ponadto każdy chrześcijanin powinien mieć w sobie coś z duchowości ubogich: nie wolno wykorzystywać dóbr materialnych dla celów przeciwnych miłości Boga i człowieka; nie można bogacić się korzystając z trudnego położenia bliźniego. Powodzenie doczesne nie może się stać celem życia.
„Błogosławieni jesteście wy, którzy głodujecie, albowiem będziecie nasyceni".
Człowiekowi czasem przytrafia się głód. Czasem czegoś w życiu brakuje. I chciałoby się mieć więcej. A kiedy już się ma, to chciałoby się mieć jeszcze więcej. Dlatego ważne jest w życiu, by troska o jedzenie, o pieniądze nie przesłoniła nam drogi do świętości.
„Błogosławieni jesteście wy, którzy płaczecie, albowiem śmiać się będziecie".
W życiu przydarzają nam się różne sytuacje. Nawet najtwardsi „pękają" i płaczą. Starożytni mawiali: „Płacz obmywa oczy, oczyszcza duszę i zmiękcza usposobienie". Pan Jezus wskazuje, że w życiu każdego człowieka pojawią się takie smutne chwile - ale jeśli powierzymy je Bogu, „płacz zamieni się w radość". Ale w tym błogosławieństwie zawiera się jeszcze jedna bardzo ważna myśl - by nie pozostać obojętnym na drugiego człowieka, na jego problemy. W dzisiejszym świecie, kiedy człowiek bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje bliskości drugiego człowieka, wezwanie Pana Jezusa by dzielić troski innych staje się tak bardzo aktualne.
„Błogosławieni będziecie jeżeli ludzie Was znienawidzą..."
Prawda bardzo często jest niewygodna. Prowadzi do nienawiści, samotności, odsunięcia od ludzi. Jest wyrzutem sumienia. Ale prawda wymaga odwagi, samozaparcia się - taka postawa prowadzi do szczęścia, do zjednoczenia z Chrystusem.
Oto droga świętości. Ale jednocześnie Pan Jezus przestrzega mówiąc: „biada wam...". Czyli: uważajcie, by zbyt łatwe i beztroskie życie nie zmąciło waszych serc. By nie zwiodła was pokusa zapomnienia o Bogu i drugim człowieku.
I na koniec trzeba nam postawić sobie ważne pytanie: co zrobić aby słowa , które przed chwilą czytaliśmy nie były tylko piękną ideą? Trzeba je uczynić częścią własnego życia.
Jestem daleki od dawania przykładów, bo czasem to, co ma być jedynie ilustracją, zapada głębiej niż to, co jest istotą. Ale zrobię wyjątek. Oto fragment dialogu z „Dżumy" Alberta Camusa:
„- Czy potrafi pan umrzeć dla miłości? - Nie wiem, ale wydaje mi się, że teraz nie.
- Otóż właśnie. Ale potrafi pan umrzeć dla idei. Ja zaś mam dosyć ludzi umierających dla idei. (...) Żyć i umierać dla tego, co się kocha - tylko to mnie interesuje".
Zamieniliśmy chrześcijaństwo i wiarę w ideę. W ideę, którą potrafimy głosić, o którą potrafimy walczyć, za którą - niekiedy - potrafimy oddać życie. Lecz: „Mam dosyć ludzi oddających życie dla idei...". Musimy bardziej kochać Boga, swoją wiarę, chrześcijaństwo. Mniej traktować je jako ideę, a bardziej kochać. „Żyć i umierać dla tego, co się kocha - tylko to mnie interesuje".
I tak naprawdę tylko to może być skuteczne.
„Trzeba życie dać" za swoją prawdę, za to, co kocham. Czasy, w których żyjemy, nie wymagają, aby czynić to w sensie dosłownym. Trzeba „życie dać" przez spalanie się dla Boga, dla drugiego człowieka. Jak pisał O. Bernard Kryszkiewicz, pasjonista w swoich „Dialogach Pedagogium": „Dawać z siebie wszystko. Dla siebie nie żądać niczego; ani wdzięczności; ani zrozumienia; ani oceny".
Błogosławieni, czyli szczęśliwi są ci, którzy nie żyją ideą ale życie swoje oddają dla Boga i drugiego człowieka.
Czy mogę zaliczyć siebie do grona błogosławionych?
Rafał Chwałkowski SDS
Otwierany 2973 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: Rafał Chwałkowski SDS |