Niedzielne kazanie   
V Niedziela Wielkiego Postu, rok B 18 marca 2018 r.
Dodano dnia 18.03.2018 14:26

Jr 31,31-34; Hbr 5,7-9; J 12,20-33
______________________________________

Pracujmy nad sobą

J. Bocheński w jednym ze swoich kazań wskazał na istnienie inżynierii społecznej. Zadaniem jej było kształtowanie człowieka zgodnie z wymogami socjalizmu. Do grupy inżynierów społecznych należeli literaci i pisarze. Oni mieli kształtować ludzkie dusze. Podobni byli do garbarza, który obrabia skórę, poddając ją działaniu różnych substancji i różnym zabiegom, by osiągnąć zamierzony efekt. W tych przypadkach ludzie występują w charakterze skóry czy blachy kształtowanej według woli inżyniera. W takiej roli występować nikomu nie jest miłe.
Rodzi to pytanie czy faktycznie można z człowiekiem zrobić co się chce? Ojciec J. Bocheński zauważa, że niestety jest to możliwe, bo człowiek jest kształtowany przez wiele czynników. Jednym z nich są nasze cechy wrodzone. Jeden jest z natury odważny drugi tchórzliwy, jeden lubi porządek inny jest bałaganiarzem. Drugim czynnikiem, który nas kształtuje jest wpływ środowiska, w którym przyszliśmy na świat i w którym żyjemy. Przykładem mogą być tak zwani „Mami synkowie", którzy ze względu na nadopiekuńczość rodziców nie podjęli samodzielnie walki jakim jest życie. Niejeden przestępca nie byłbym nim, gdyby nie zgubny wpływ otoczenia.
Do zewnętrznych czynników, które na nas wpływają jest także działanie inżynierów społecznych. W dzisiejszych czasach ta inżynieria nie wiąże się już z socjalizmem. Dzisiaj to specjaliści od reklamy i tak zwanego piaru. Oni to mają w nas ukształtować pewnego typu przekonania, chociażby takie, że jakiś towar warto kupić. W drugim przypadku przekonanie, że pewnego partia polityczna lub polityk najlepiej reprezentuje nasze interesy.
Wpływy o której mówiliśmy są ważne, ale nie decydują ostatecznie jakimi jesteśmy ludźmi, o tym bowiem decyduje, jak pisze J. Bocheński, praca nad sobą. Dzięki temu możemy uwolnić się od tych negatywnych wpływów otoczenia uwalniając się od jego manipulacyjnego wpływu.
Warto się więc nad sobą zastanowić. Co dobrego a co złego odziedziczyliśmy od poprzednich pokoleń jako cechy wrodzone. Można sobie wprawdzie powiedzieć skoro lenistwo moje jest wrodzone to tak już będzie.
Wiele ludzi tak podchodzi do swoich wad i braków, ale jest to nieporozumienie. Prawdą jest, że nie łatwo jest człowieka zmienić i całkowicie zmienić się go nie można. Kłamstwem natomiast jest to, że nic nie da się z tym zrobić. Przykładem jest największy mówca świata, starożytni grek Demostenes. Miał on ułomność fizyczną, jąkał się więc było trudno przypuszczać, że będzie w ogóle poprawnie mówił tym bardziej, że będzie zawodowo zajmował się mówieniem. Demostenes stawał nad brzegiem morza, brał kamyki do ust i krzyczał. Ćwiczenie te uprawiał tak długo aż stał się doskonałym mówcą, który potrafił zachwycić tysiące ludzi.
Innym przykładem może być św. Franciszek Salezy, który w młodości był znany ze nerwowości. Po prostu był zwykłym złośnikiem, nie można było mu słowa powiedzie, gdyż od razu skakał człowiekowi do oczu. Należał do typu osób, które można nazwać, że są nastawieni bojowo do otoczenia. Pod koniec życia słynął z łagodności i życzliwości do otoczenia, dzięki ustawicznej pracy nad sobą.
Przykłady pokazują, że zawsze możemy coś w naszym życiu zmienić i nie powinniśmy się poddawać w trudzie pracy nad sobą. Zawsze jest problem skąd mamy brać wskazówki w tej pracy nad sobą, przecież otoczenie - telewizja, prasa, książki - podają nam różne wzorce zachowań, które mogą nas kształtować. Czyli i w tej dziedzinie jesteśmy poddawani różnym manipulacjom. Pewną drogę wskazuje nam Ewangelia.
W ewangelii św. Jana możemy spotkać taką scenę kiedy to do apostoła Filipa przychodzą ludzie i proszą go: „Panie, chcemy ujrzeć Jezusa" (J 12,21). Andrzej i Filip idą z kolei do Jezusa który daje im dziwną odpowiedź. Na początku mówi o swojej nadchodzącej śmierci dając jako obraz ziarno. „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne" (J 12, 24-25). Niewątpliwie bardzo trudne słowa, przecież naturalną rzeczą jest kochać swoje życie, poza tym jest ono darem Boga za który winniśmy Bogu być wdzięczni.
Chodzi tutaj o coś innego, o zdanie sobie sprawę z tego czym to życie na ziemi jest, czy traktujemy go jako cel sam w sobie, czy jak pewien etap. Na ogół ludzie zachowują się tak jakby życie na ziemi miało trwać wiecznie. Życie ma natomiast o tyle sens o ile jest poświęcone jakiemuś celowi. Oczywiście celów może być wiele jakie znajdujemy na poszczególnych etapach życia. Chodzi jednakże o cel ostateczny, czyli życie wieczne jakie człowieka czeka po śmierci. Wiara w życie wieczne nadaje sens naszemu istnieniu na ziemi, przez to jest źródłem siły do pracy nad sobą, do zmiany samego siebie na lepsze i uniezależnienia się od wszelkiego rodzaju manipulatorów - inżynierów społecznych.
Rafał Masarczyk SDS

Otwierany 3691 razy Źródło: katolik.pl Autor: Rafał Masarczyk SDS
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła