Iz 42,1-4.6-7; Dz 10,34-38; Mt 3,13-17
Mój Syn i Sługa
„W ciągu lat zdałem sobie sprawę z tego, że największą pułapką w naszym życiu nie jest sukces, ale brak akceptacji. Sukces, popularność i władza mogą rzeczywiście stanowić wielką pokusę, ale ich uwodzicielska siła pochodzi często stąd, że one są częścią znacznie większej pokusy: nieakceptowania siebie. Kiedy uwierzymy głosom, które nazywają nas bezwartościowymi i niegodnymi miłości, wówczas sukces, popularność i władza są łatwo postrzegane jako atrakcyjne rozwiązania. Prawdziwą pułapką jest jednak brak samoakceptacji". Są to słowa o. Henri Nouwena (1932-1996), jezuity, jednego z najbardziej popularnych współczesnych pisarzy z duchowości. Napisał 40 książek z tej dziedziny. Pisał to, co jako człowiek i kapłan sam poznawał i doświadczał. Cytat pochodzi z książki „Życie umiłowanego. Jak żyć duchowo w świeckim świecie".
Każdy z nas pragnie przeżyć szczęśliwie swój czas na ziemi. Cóż to jednak znaczy? Na ziemi, na której pułapka sukcesu, popularności i władzy zdaje się pochłaniać wielu, a w pewnym sensie każdego z nas. Odkrywamy to w większych i mniejszych sprawach. Świat jest „pęknięty", a my z nim; nie ma ciągle prawa, które broniłoby i ratowało najsłabszych, wielu podnosi głos i krzyczy - żądając podporządkowania i honorów, wielu zniechęca się i przegrywa w walce o dobro, o człowieka. Istnieje spora liczba ślepców, więzionych, maltretowanych, czekających na wolność i światło. To nie jest opis świata z gazet, ale z Biblii, z kilku wersetów proroka Izajasza, które słyszeliśmy (por. Iz 42,1-4.6-7). Bóg zapowiada nadejście swojego sługi, ostatecznie swojego Syna, który w łagodności, z wielką miłością i cierpliwością przyniesie Prawo narodom i będzie ocalał.
Jezus nie dał się ponieść potrójnej pokusie, której doświadczył na pustyni (zaspokojenia swojego głodu, władzy, mesjańskich honorów i chwały). Zwyciężył pokusy, jak słyszeliśmy w drugim czytaniu dzisiejszym, „dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła" (Dz 10,38).
W jaki sposób Bóg był z Nim, że wypełnił szczęśliwie swoją trudną misje, za którą zapłacił najwyższa cenę. Skąd miał tyle siły, aby czynić właśnie to? Dlaczego szczęście, życie innych przedkładał ponad dobro swoje? Dlaczego szczęście innych było jego szczęściem bez względu na koszty i trudności?
Dziś w uroczystość Chrztu Pańskiego, widzimy pierwsze i najważniejsze światło na misję Jezusa: „a oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie" (Mt 3,17). Aby ruszyć w drogę trzeba mieć siły. Aby uczynić coś nadzwyczaj trudnego trzeba mieć wiele siły i oparcia. Jeżeli słyszy się osobiście: „kocham Cię", „jestem z Tobą", „mam upodobanie w Tobie", „czekam na Ciebie w domu z wielka nagrodą", „zawsze Ci pomogę", „pragnę przez Ciebie ocalić wielu...", wtedy można ruszyć nawet w sam środek piekła. Właśnie tego doświadczył Jezus podczas chrztu w Jordanie - obecności Ojca i Ducha Świętego, ogarnięcia przez Miłość wieczystą, nieziemskiej łagodności, pokoju. Ruszył w drogę, aby i inni byli szczęśliwi jak On, na zawsze. Staje się to wezwaniem dla uczniów Jezusa, bo „kiedy cierpi jeden człowiek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współradują się wszystkie członki" (1 Kor 12,26). Przecież „nikt z nas nie żyje dla siebie" (Rz 14,7), a miłość nigdy nie ustaje (1 Kor 13,8).
Pewnie słyszeliśmy w życiu, może nawet wiele razy i zbyt często, że „nie nadajemy się do niczego". Głosy ludzkie i demoniczne-wewnętrzne, natarczywe, oskarżające, poniżające, zabierające nadzieję. Głosy, które tłumią „głos nieba"! Głos z nieba rozbrzmiewa jednak w każdym ochrzczonym: „Jesteś mi synem i sługą, jesteś umiłowanym, jesteś mi potrzebny - Twoja łagodność i wytrwałość. Bez ciebie nie będzie pełni".
Ważne jest to, co Bóg o mnie myśli, a nie ludzie. Skoro jestem, żyje, jestem ochrzczony w Chrystusie to również z Chrystusem jestem zanurzony w misji, jedynej, najważniejszej. Cokolwiek więc czynię, jakiekolwiek mam powołanie powinienem przyjąć-przyjmować słowo Boże: „Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem" (Iz 42,7).
Od nas zależy gdzie zanurzymy serce, umysł, wolę, całe jestestwo. Jesteśmy jak gąbka. Kiedy zanurzymy się w mętnej wodzie nie-ludzkich słów, kałuży a może i bagnie ciągłych pretensji - co „wyciśniemy" z naszej gąbki wnętrza? Jeśli zanurzamy się w słowach Boga, powracamy do czystej wody chrztu, powracamy do doświadczenia Chrystusa. To, co wtedy z nas wypływa daje życie!
Tylko syn i córka Ojca niebieskiego morze oprzeć się pokusie „atrakcyjnych rozwiązań swego losu". Tylko sługa i służebnica Pana, którzy słyszą głos Ojca i przyjmują moc Ducha Miłości mogą ruszyć w drogę, bo wiedzą kim są i Kto ich kocha oraz Kto daje siłę.
Spełniać się może wtedy codziennie i na każdym miejscu posłannictwo Syna i Sługi - Jezusa Chrystusa: „ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów" (Iz 42,6).
Andrzej Prugar OFMConv
Otwierany 489 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: o. Andrzej Prugar OFMConv |