1 Sm 16,1.6-7.10-13; Ef 5,8-14; J 9,1-41
______________________________________________
Boży wzrok
Dzisiejsze czytania liturgiczne dotykają problemu spojrzenia, wzroku, widzenia. Każdy z nas wie, że są to ważne rzeczy w życiu człowieka. Jednak, choć tak dużo w tych tekstach odniesień do fizycznego widzenia, to za tym się kryje to, co dla ludzkiego oka jest niewidoczne, a co ma swoją głębie w przeżywaniu wiary.
W pierwszym czytaniu spotykamy się ze spojrzeniem Samuela, który został wysłany przez Boga, by z pośród synów Jessego wybrał jednego, który będzie królem. Samuel wykonuje zadania posługując się naturalnie spojrzeniem i kryterium ludzkim takim jak wygląd. A ważne było spojrzenie na ludzkie serce.
Dzisiaj też dokonujemy strasznych pomyłek posługując się tylko i wyłącznie ludzkim wzrokiem i pod tym kątem oceniając samych siebie i innych. Współczesny świat bardzo dużo inwestuje, by człowieka zamknąć w szablonie pięknej figury, bez zmarszczek, opalonego, ładnie uczesanego i ubranego. Bardzo na to zwraca uwagę nie tylko młodzież, ale i starsze osoby. Narastająca lista chorych na anoreksję, jest tego żywym przykładem. Coraz liczniejsze pomyłki w wyborze osoby swojego życia. Jak to dla ludzi jest ważne przy zatrudnianiu do pracy lub w wyborze pracy.
Trzeba nam na siebie samych i innych patrzeć tak, jak uczy nas dziś Bóg, biorąc bardzo pod uwagę serce. Nie jest ważne, czy mam takie a nie inne wymiary, czy posiadam włosy koloru bląd, oczy niebieskie, ciuchy markowe, używam kosmetyków za wielkie sumy i chodzę co tydzień do tego czy innego salonu. Kryterium mojej wartości mieści się w dobrym, czystym, oddanym Bogu sercu.
Kiedy czytamy dzisiejszą Ewangelię od razu budzi się w nas wielka sympatia wobec uzdrowionego ślepca. Z relacji wynika, że on przeszedł przez wielką próbę, odparł cały szereg ataków i wyszedł z nich zwycięsko. Choć naraził się bardzo stróżom Prawa, faryzeuszom, naraził się opinii publicznej, zadarł ze swoimi sąsiadami, to w ostatecznym rozrachunku sprawę wygrał. Nic go nie powstrzymało przed tym, żeby upaść przed Chrystusem na kolana i wyznać swoją wiarę w Jego Bóstwo.
Patrząc na tę scenę można powiedzieć, że niewidomy po spotkaniu z Jezusem stał się widzącym, a ci z pośród faryzeuszów, którzy uważali, że dobrze widzą i oceniają jak byli, tak pozostali ślepi na Chrystusa, dobro i miłość, którą chciał również i im ofiarować. Widać w tym upór, którego Jezus nie może przełamać. Faryzeusze wyrzucając i ignorując uzdrowionego niewidomego, odrzucili właściwie Jego samego. Można mieć „sokoli" wzrok, a tak naprawdę nie zauważać tego, co najistotniejsze i najwartościowsze w życiu. I co to wtedy za życie, jeśli się nie tylko nie przyjmuje, ale odrzuca podstawę życia ludzkiego, jaką jest sam Chrystus i jeszcze człowiek mieni się nauczycielem Prawa i życia?
Faryzeusze, którzy sądzili, że widzą, teraz stali się niewidomi; niewidomy natomiast jeszcze bardziej widzący. Dochodzi do pełni światła wiary. To, że jego oczy się otworzyły, było tylko znakiem tego, że jego serce otworzyło się jeszcze szerzej na wiarę w Jezusa.
I w naszym życiu jest ważne uznanie własnej ślepoty. Przecież nasza sytuacja pod wieloma względami podobna jest do sytuacji niewidomego od urodzenia. Podobnie jak on obmywając się w sadzawce mógł oglądać światło słońca, tak my przez chrzest zostaliśmy zrodzeni w Chrystusie, który jest światłem świata, a dar wiary zostaje jak ziarno złożone w naszym wnętrzu. Podobnie jak wzrok niewidomego stopniowo poprawia się i doprowadza go do rozpoznania Jezusa jako Zbawiciela świata, tak i łaska, jaką otrzymaliśmy na chrzcie świętym, stanowi dla nas możliwość rozwoju ku dojrzałości i jasności widzenia w wierze.
Często prośmy Chrystusa, by tak jaki kiedyś uzdrowił ślepego z fizycznej ślepoty, by także i nas nieustannie uzdrawiał ze ślepoty ducha i naszych ludzkich słabości, których przecież w nas jest tak wiele.
Leszek Skaliński SDS
Otwierany 2410 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: Leszek Skaliński SDS |