Jon 3,1-5.10; 1 Kor 7,29-31; Mk 1,14-20
______________________________________
Potrzebny jest człowiek
Jest tylko jeden wyraz, który streszcza całe ziemskie życie Jezusa Chrystusa. W znaczeniu tego wyrazu zawarte jest: narodzenie, dzieciństwo, dojrzała działalność, męka, śmierć i zmartwychwstanie. Tym słowem jest, dobrze nam znany, wyraz greckiego pochodzenia, który w języku polskim brzmi „EWANGELIA". „EWANGELIA" oznacza „Dobrą Nowinę"! Nie ma bowiem lepszego, bardziej radosnego i pełniejszego nadziei orędzia niż „Dobra Nowina" o wyzwoleniu całej ludzkości, dokonanym przez Jezusa Chrystusa.
Należąc do kolejnego pokolenia uczniów Mistrza z Nazaretu, jako chrześcijanie XXI w. uczestniczący w Eucharystii, od dzisiaj, przez kolejne niedziele, będziemy rozważać w liturgii Słowa poszczególne rozdziały Ewangelii napisanej przez św. Marka.
Ponieważ Ewangelia ta jest najkrótsza i najbardziej zwięzła, charakteryzuje ją opisywanie w prostych słowach tylko tego, co było najistotniejsze w życiu i działalności Jezusa. Mimo to, naukowcy policzyli, że św. Marek: dokładnie jedenaście razy opisuje domy, dziesięć razy ubiory i dziewięć razy pokarmy. Cała Ewangelia składa się z 11229 słów greckich i 10 łacińskich. Słowa te tworzą 671 wersetów.
I zapewne szybko znudzilibyśmy się tą naukową statystyką, gdyby nie fakt zauważony przez jednego z wnikliwych czytelników. Okazało się bowiem, że spośród wszystkich wersetów Ewangelii według św. Marka, blisko 500, tj. ponad 75% całej jej treści mówi o słowach i czynach Jezusa wypowiadanych i dokonywanych tylko w obecności uczniów. Ta proporcja uświadamia nam, że Jezus nauczał, dokonywał cudów, pracował, wypoczywał i nawet modlił się najczęściej w towarzystwie bliskich Mu ludzi.
Z kolei, czytany dziś pierwszy rozdział tejże Ewangelii, w którym opisane jest powołanie Andrzeja, Piotra, Jana i Jakuba, wyrażone w zaproszeniu: „Pójdźcie za Mną...", sugeruje, że Jezus bardzo potrzebował tej obecności uczniów, skoro tak bezpośrednio i konkretnie ich zaprosił do towarzyszenia. Mieszkańcy Palestyny szybko doszli do przekonania, że tam gdzie byli uczniowie, tam musiał być także Jezus.
Bez wątpienia, człowiekiem zaproszonym do reprezentowania, a właściwie uobecniania głosu samego Boga był także Jonasz, bohater pierwszego czytania. Każdy, kto zna treść Księgi Jonasza, złożonej tylko z czterech krótkich rozdziałów, wie, że jej główny bohater był człowiekiem o własnych poglądach na temat kary, na jaką jego zdaniem zasługiwali mieszkańcy Niniwy.
Powołany na proroka, Jonasz zupełnie nie zgadzał się z wolą Boga i dopiero po próbie ucieczki, ocierając się o niebezpieczeństwo śmierci, zdecydował się, od niechcenia spełniać prorocką misję. Jej efekty przerosły wszelkie ludzkie kalkulacje. Niniwici zwrócili swe serca ku Bogu. Otrzymane powołanie, czyli osobiste zaproszenie do współpracy ze Stwórcą skierowane do Jonasza, było na szczęście silniejsze niż jego prywatne, ciasne, pełne ksenofobii i egoizmu poglądy. To sam Bóg był przyczyną nawrócenia mieszkańców Niniwy, mimo, że posłużył się w tym celu upartym Jonaszem.
Podobnie zmiany cywilizacyjne sprzed 2000 lat, dokonane wśród ludów basenu Morza Śródziemnego, a wkrótce na wszystkich kontynentach świata, z socjologicznego punktu widzenia dokonały się dzięki garstce uczniów Jezusa Chrystusa, o których wiemy, że zdecydowali się zaufać, zgodzić na współpracę z Bogiem. Jesteśmy przekonani, że sam Duch Święty rozprzestrzenił chrześcijaństwo w pierwszych wiekach, nawracając serca nie tylko pojedynczych ludzi, ale całych narodów. Jednak to wszystko dokonało się także dzięki konkretnej ofiarności, odwadze, poświęceniu, a nawet męczeńskiej śmierci pierwszych uczniów Jezusa Chrystusa.
Wszechmogący Bóg liczy na współpracę z człowiekiem. Również dziś wzywa do działania konkretnych ludzi, konkretne córki i konkretnych synów, chłopców i dziewczęta, konkretnych mężczyzn i kobiety, ojców i matki. Bóg chce być obecny w świecie nie tylko przez wielkość i piękno stworzenia, lecz również przez wiarę i poświęcenie konkretnych uczniów, bez względu na ich pochodzenie, wykształcenie, zawód, czy wiek. Bóg szuka człowieka, który odpowie na Jego apel!
W Orędziu Synodu Biskupów poświęconemu Eucharystii, z października ubiegłego roku, adresowanym do w wszystkich wierzących, czytamy, że miłość wzajemna wśród chrześcijan „nie jest jedynie naśladowaniem Chrystusa", ale jest ona także „żywym dowodem Jego obecności, która działa wśród nas". Jezus Chrystus dociera do nas przez ludzi i często posługuje się konkretnym człowiekiem. Zdaje się, że właśnie tę prawdę tak bardzo chciał wyrazić św. Marek, redagując Ewangelię o ziemskiej obecności Jezusa Chrystusa.
Kilka dni temu, pewien kapłan odwiedzając rodziny w parafii, trafił także do starszej kobiety, samotnie mieszkającej w dużym niedogrzanym domu. Była matką trojga dzieci, z których każde mieszka dziś gdzie indziej. Sąsiedzi uważają samotną kobietę za osobę dziwną i nieprzystępną. A ona sama, walczy codziennie z przeciwnościami, bojąc się zaufać komukolwiek. Jest przekona, że nie ma człowieka, który by ją zrozumiał... „Nie ma człowieka!". Do tamtego domu, w środku zaludnionego osiedla, dużego miasta, w sercu „chrześcijańskiej Europy", ciągle nie dotarła Ewangelia!
Ile jest jeszcze takich domów, których mieszkańcy nie cieszą się Dobrą Nowiną? Tu nie wystarczy nawet 11229 słów, tutaj potrzebny jest człowiek. Tylko: Kto jest gotowy zostawić bezpieczną „łódź" wygodnictwa i „sieci" osobistych uprzedzeń, aby pójść z Jezusem do chłodnych, zapomnianych i smutnych mieszkań?
Bóg szuka człowieka...
ks. Tomasz Raćkos SDS
Otwierany 2844 razy
|
Źródło:
katolik.pl
|
Autor: ks. Tomasz Raćkos SDS |