Misje - listy z dalekiego świata   
Wolontariusze misyjni przygotowują się do wyjazdu
Dodano dnia 21.06.2008 17:44
Marysia Łukowska i Maciek Szkutnik, studenci III roku prawa UMCS, na początku lipca wylecą do Nairobi, by pracować z dziećmi w slumsach. Dla Marysi to drugi wyjazd misyjny, dla Maćka - pierwszy. W stolicy Kenii spędzą dwa i pół miesiąca, pod opieką sióstr i braci białych.

- Będziemy próbowali załatać dziury w edukacji tamtejszych dzieci przez naukę angielskiego, matematyki, geografii przede wszystkim. Rok temu nasi wolontariusze byli w innym rejonie Afryki, w Tanzanii, ale to będzie porównywalna skala problemów i naszej pracy, praca głównie z dziećmi - mówi Maciek.

- Dopasujemy swoje możliwości do tego, co będzie, jaka będzie potrzeba pracy. Zobaczymy, jak szybko nam się uda odnaleźć w nowych warunkach. Dla mnie to nie będą tak do końca nowe warunki, ale jednak nowe miejsce. Trzeba znaleźć swój kącik, to jest potrzebne, by w ogóle zacząć pracę - dopowiada Marysia.

Wyjazd do Afryki to nie jest najbardziej popularny sposób na wakacje.

- We mnie Afryka dojrzewała stopniowo, przez inne osoby, które tam były, ich relacje, zdjęcia. To chyba gdzieś we mnie siedziało, musiał przyjść czas na to, uznałem, że skoro mam taką możliwość, to muszę dać wyraz temu, co we mnie siedzi, chyba można to nazwać powołaniem misyjnym - wyjaśnia Maciek.

Dla Marysi to sprawa tęsknoty.

- Jedni to nazywają posłaniem, inni świadomością, która nie daje spać. W moim przypadku nie ma powołania do życia w zakonie, ale jednak świadomość tego, jak żyją tam ludzie i że ja coś mogę zrobić swoją osobą jest czymś, co pozwala mi tam jechać bardziej silną. Nie wyobrażam sobie innych wakacji - mówi.

Maciek wie, że nie tylko dzieci w Afryce potrzebują pomocy. - Udzielam się w miarę możliwości w innych programach, programie „Odzyskać młodość", ale to jest jednak zupełnie inna skala problemu, porównując z tym, co jest w Polsce - stwierdza. - Nie mówię, że w Polsce są mniejsze potrzeby, czy ludzie są gorsi, nie, oni tak samo potrzebują, ale tu są wolontariusze, nasze duszpasterstwo czy inne wolontariaty, które są skłonne pomóc, natomiast tam to już nie wygląda tak dobrze. Tam w szczególny sposób są konieczni wolontariusze z zewnątrz - przekonuje.

Marysia ma nadzieję, że doświadczenie, które zdobyła w ubiegłym roku w Tanzanii, pomoże jej, żeby tym razem szybciej wejść w rytm pracy. - Mogłabym zacząć tam, gdzie skończyłam w zeszłym roku, ale to będą zupełnie inne dzieci, więc nie mogę powiedzieć, że będzie tak samo. Afryka była zanim myśmy tam pojechali, będzie jak wyjedziemy, skoro Bóg tak ułożył, co my możemy, marni ludzie. Tylko spotkać się z drugim człowiekiem - mówi wolontariuszka. - Najważniejsze to budować relacje. Ja wiem, że trudno jest bawić się i pracować z dziećmi, kiedy są głodne. Nawet tutaj, np. w pracy z bezdomnymi, co jest najważniejsze w dojściu do drugiego człowieka? Najpierw dzielę się jedzeniem, to jest taka więź fizyczna, a potem można zrobić następny krok. Wiadomo, że te dzieci będą od nas oczekiwały, jestem pewna, jakichś podarków, jedzenia, myślę, że trzeba to będzie przyjąć, że ich oczekiwania będą inne - dodaje.

Maciek nie chce obarczać się specjalnymi oczekiwaniami. - Można się nastawić, przygotować przez ten rok, ale to jest zawsze niewiadoma, czy już tam na miejscu się sprawdzę, to jest zagdaka, na którą będę mógł odpowiedzieć po powrocie. Nie chcę się jakoś specjalnie nastawiać, jestem otwarty na to, co będzie - zapowiada. Bierze pod uwagę fakt, że może być trudno, ale czuje, że zbyt długo czekał na ten wyjazd, by dać się pokonać przeciwnościom.

Wolontariusze przez rok przygotowań uczyli się suahili na lekcjach siostry Cecylii Bachalskiej, zdobywali wiedzę o Afryce. Ostatni etap, po szczepieniach, to skompletowanie pomocy naukowych. - Wiele rzeczy trzeba przygotować przed wyjazdem. Nie będziemy brać książek czy zeszytów, bo to nie ma sensu, ale pomoce typu plansze z częściami ciała czy kolorami, malowanki, które można kserować, to są prozaiczne rzeczy, ale potrzebne. Inne rzeczy tego rodzaju będziemy musieli robić już na miejscu - mówi Marysia.

Myślami jest już w Afryce.

- To się we mnie narodziło i tkwi mocno. Myślę, że nie jestem jeszcze gotowa, by podjąć pracę zarobkową i zupełnie zapomnieć, co przeżyłam tam. To jest być może ostatni czas, kiedy mogę sobie na to pozwolić, i to mnie jeszcze bardziej motywuje.

Chciałabym już tam być.

Otwierany 3283 razy Źródło: duch.pl Autor: admin


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła