Opowiadania dla ducha   
W ubogich żyje żywy Chrystus
Dodano dnia 13.06.2023 21:48
Pewnego razu był sobie bardzo bogaty młynarz. U tego młynarza pracował ciężko młynarczyk - Józek. Mieszkał on w lichej chałupince z niewidomą siostrą. Pomimo ciężkiej pracy młynarczyk mało zarabiał, tylko tyle że na liche życie starczało, dlatego zadłużył się u młynarza. Zabrakło mu nawet na komorne. Młynarz więc rozeźlił się i powiedział:

- Dosyć już. Dłużej nie mogę czekać. Albo jutro oddasz swój dług, albo wynoś się precz!

 

Na takie dictum, młynarczyka ogarnęła rozpacz.

 

- Co robić?

 

Wziął powróz i poszedł w las. Wyszukał miejsce dobrze zarosłe krzakami, żeby go nikt nie znalazł. Przewiesił powróz przez gałąź, stanął na rozwalonym próchniaku drzewa, założył pętlę na szyję...

 

- Józefie! Józefie! - słyszy głos.

 

Ogląda się. Nie widzi nikogo. Może ktoś w poszyciu?

 

Poszedł więc dalej. Znalazł dogodne miejsce. Znowu szykuje się na wisielca.

 

- Józefie! Józefie! - słyszy ten sam głos. Przestraszył się. Poszedł głębiej w las. Za 

 

trzecim razem to samo.

 

Pomyślał:

 

- Wyjdę stąd, tam jest droga, a tu mnie ktoś podpatruje.

 

Jak pomyślał, tak zrobił. Wyszedł na drogę. Zobaczył krzyż. Stanął przed nim. Zwierza się ze swych utrapień. Użala się, oj użala, ręce załamuje...

 

Nagle słyszy ten sam głos:

 

- Dzisiaj będę u ciebie. Coś się poradzi.

 

Ucieszony wraca do swojej chatynki.

 

Poszedł do komory. Dobył resztek pożywienia. Naszykował posiłek. Przecież trzeba gościa przyjąć. Czym chata bogata...

 

Zapada wieczór. Wicher smutno gwiżdże w konarach drzew, a Józek z nadzieją i spokojem czeka.

 

Wtem słyszy pukanie. Zdawało mu się, że to wiatr szarpie okiennicą. Znowu słyszy - wyraźnie ktoś puka. Wstaje więc i otwiera. Wchodzi dziad. Bieda bo bieda. Prawie nagi, oberwany. Ciało zbiedzone spod łachmanów widać. Dziad prosi o pożywienie.

 

- Nie mogę ci dać. Widzisz, co mam, ot wszystko. Ma przyjść do mnie ten z krzyża. To dla niego. Biedak swoje gada:

 

- Sił nie mam, dalej iść nie mogę. Wspomóżcie mnie!

 

Tak więc młynarczyk nakarmił dziada. Dziad pożywił się, podziękował i wyszedł.

 

- Dla tamtego marne reszteczki zostały - powiada młynarczyk.

 

- Braciszku, braciszku, ja widzę, przejrzałam - zerwała się siostra z zapiecka i skacze z radości.

 

Młynarczyk idzie do komory, a tu pełno jadła, przyodziewku, szmat i pieniędzy. Ręce rozłożył z podziwu i zawołał:

 

- To ten z krzyża był! Jestem bogaty. Dług oddam!

 

Gdy oddawał dług młynarzowi, ten pytał co się stało. Nacierał młynarczyka, skąd wziął pieniądze, przyodziewek i jedzenie.

 

Młynarczyk zwierzył się z tego, co się stało. Tak więc młynarz ochoczo wrócił do chałupy. Naszykował obfity stół, aż się uginał. Tyle tego wszystkiego. Poszedł prosić tego z krzyża w gości. A jakże, przyrzekł, że przyjdzie przed burzą, dzisiejszego wieczora.

 

Wieczór szybko zapadł. Ściemniło się od masy czarnych chmur. Słychać grzmoty. Burza nadchodzi.

 

- Już, już zaraz przyjdzie - rzecze młynarz do swoich.

 

Wtem słychać pukanie.

 

- Kto tam? - pyta.

 

- Otwórzcie! - słyszy głosik dziecka.

 

Otwiera, patrzy - biedna sierota, odziana chuściną, wiatrem podszytą.

 

- Przyjmijcie mnie, boję się. Grzmoty, błyskawice, ciemno...

 

- Uciekaj włóczęgo! - powiada młynarz i odpycha sierotę od drzwi.

 

Sierota prosi, skamle niczym szczeniątko:

 

- Litości, puśćcie mnie, panie! Przecież wiele miejsca nie zabiorę. Objeść też was nie objem...

 

Młynarz rozzłościł się. Wyszczuł sierotę psami, ale czekał dalej.

 

A tu pioruny grzeją, ulewa taka, że hej!

 

Z wielkim trzaskiem piorun uderzył w zagrodę młynarza. Pali się! Spaliło się wszystko do cna...

 

Na drugi dzień idzie młynarz pod krzyż. Użala się...

 

- Czemu żeś do mnie nie przyszedł? Gdybyś przyszedł, nie spaliłbym się. Nie, nie 

spaliłbym się...

 

- Byłem u ciebie. Byłem, ale żeś mnie wyszczuł psami - odparł głos z krzyża.

 

Młynarz zrozumiał, w czym rzecz. Załamał ręce i odszedł smutny na pogorzelisko, by z 

 

opałków jakieś schronienie szykować...

 

Epilog
Tę wzruszającą opowieść słyszałem od mojej babci, która żyła prawie 100 lat i pamiętała czasy pańszczyzny, a w pacierzu mówiła "dziesięciny Kościołowi oddawać".

Opowieść ta wywarła znamienite piętno na życiu moich rodziców, którzy każdego biedaka przyjmowali w domu według zasady "czym chata bogata tym rada." Żaden biedak czy biedna babcia nigdy nie odeszli bez wsparcia czy noclegu. Wówczas na Mazowszu między Narwią i Bugiem przechodziły bardzo często straszliwe burze z piorunami. Po każdej takiej burzy obchodziłem wkoło zabudowania naszej zagrody, by popatrzeć wokół na horyzont. A widoki były przerażające. W każdym kierunku było widać pożary. Paliły się zabudowania i nawet sterty ze zbiorami. Gdy wróciłem do domu, opowiadałem kochanej babci te straszne widoki buchające ogniem i chmurami dymu.

 

Babcia słuchała tego wszystkiego spokojnie i z westchnieniem powiedziała:

 

- Widzisz wnuczku, tamci gospodarze na pewno nie przyjęli ubogiego lub sieroty. W ich to postacie wciela się sam Pan Jezus. Kto ubogim gardzi - Jezusem gardzi, a za pogardzenie Jezusem musi być kara.

 

Gdy tak wiele lat zjawisko pożarowe obserwowałem, wkoło paliło się, a nasza zagroda strzechą słomianą kryta przetrwała nie tylko liczne burze, ale także pierwszą i drugą wojnę światową. Wtedy w moim dziecięcym umyśle ukształtowało się przekonanie: Jednak babcia ma rację. W ubogich żyje żywy Chrystus.

 

To samo spostrzeżenie miała matka Teresa z Kalkuty. To spostrzeżenie niech będzie dla nas, rycerzy Niepokalanej, ważną zasadą w życiu. Nie pomijajmy obojętnie ubogich na ulicach naszych miast i wsi - gdyż w ten sposób pomijalibyśmy samego Chrystusa.

 

 

nadesłał Kazimierz Król

Otwierany 178 razy Źródło: adonai.pl
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła