Tajemnica wiary
Wiara to modlitwa? Wiara to moralne zasady? Niezupełnie. U
jej podstaw leżą zbawcze wydarzenia. Te, które już się stały i to, które
nastąpi kiedyś.
Mirosław Rzepka Agencja GN Spojrzenie w niebo pozwala inaczej zobaczyć sprawy ziemi. Oby to
„oczekuję”, „Chrystus powróci” zmieniło się w sercu w tęskne „Marana
tha”. Przyjdź Panie Jezu.
„Oto wielka tajemnica wiary”. Co nią jest? Ano to, co przed chwilą
wydarzyło się na ołtarzu. Chleb zamienił się w Ciało Chrystusa, wino w
Jego Krew. Uczestniczący w Eucharystii mają niesamowitą możliwość nie
tylko wspominania, ale przede wszystkim uczestniczenia w tym, co
wydarzyło się dwa tysiące lat temu w Wieczerniku. Bo Ciało i Krew
Chrystusa na ołtarzu są w tym momencie jak najbardziej realne. Jeśli
jednak pamięta się o tym, że Uczta w noc przed męką Jezusa była
zapowiedzią tego, co miało się wydarzyć - wydania za nas Jego Ciała i
przelania Krwi, wtedy obrzęd Mszy nabiera szerszego wymiaru: staje się
uobecnieniem męki i śmierci Chrystusa. Jakiś tajemniczy wehikuł czasu
zabiera uczestników Eucharystii pod krzyż. By z krzyża czerpali pokarm
duchowy oraz napój. By spożywając go mieli życie wieczne.
To wielka tajemnica wiary, którą trzeba – jak określają rzadziej
używane w tym momencie wezwania kapłana do wyznania wiary – „wysławiać” i
„uwielbiać”. Dlatego wierni odpowiadają: „Ile razy ten chleb spożywamy i
pijemy z tego kielicha, głosimy śmierć Twoją, Panie, oczekując Twego
przyjścia w chwale”. Albo: „Panie, Ty nas wybawiłeś przez krzyż i
zmartwychwstanie swoje, Ty jesteś Zbawicielem świata”.
Charakterystyczne, że owo wyznanie wiary w tym momencie koncentruje się
na dwóch podstawowych prawdach: śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa oraz
na Jego powtórnym przyjściu. „Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu,
wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale” –
brzmi najbardziej znana aklamacja. Albo „Chrystus umarł, Chrystus
zmartwychwstał, Chrystus powróci”. Dlaczego akurat te, a nie inne?
To dwa fundamenty naszej wiary. Z nich wszystko wypływa. Nasze modły,
obyczaje czy moralne zasady niewiele byłyby bez nich warte. Bez śmierci i
zmartwychwstania Jezusa nie zostalibyśmy odkupieni. To niby wiemy. Ale
kiedy brakuje nam wychylenia ku przyszłości – pamięci o tym, że
„Chrystus powróci” – łatwo zamieniamy naszą wiarę w światopoglądową
ideę, element obyczaju czy narzędzie politycznej identyfikacji.
„Oczekujemy Twego przyjścia” sprawia, że życie staje się drogą do
wiecznej ojczyzny, a człowiek na niej wędrowcem.
W roku liturgicznym najbardziej uroczyście obchodzimy Boże Narodzenie i
Wielkanoc. Prawda o powtórnym przyjściu naszego Pana gdzieś ginie.
Uroczystość Chrystusa – Króla Wszechświata, mimo wyraźnych akcentów
eschatologicznych w liturgii, odbierana bywa zwykle jako przejaw triumfu
Chrystusa w dzisiejszym świecie. W Adwencie, którego większość
poświęcona jest oczekiwaniu na paruzję (powtórne przyjcie Chrystusa),
prawda o tym fakcie ginie przytłoczona pełnym krzątaniny, niecierpliwym
oczekiwaniem na błyskające bombki i sianko na wigilijnym stole. Ale
podczas każdej Mszy Kościół mi przypomina, co jest moim ostatecznym
celem. Oby to „oczekuję”, „Chrystus powróci” zmieniło się w sercu w
tęskne „Marana tha”. Przyjdź Panie Jezu.
Otwierany 637 razy
|
Źródło:
wiara.pl
|
Autor: Andrzej Macura |