Świadectwa   
Spotkanie ze świadkami Jehowy
Dodano dnia 27.01.2013 00:08
Miałam niespełna osiem lat, kiedy po raz pierwszy zapukali do nas Świadkowie Jehowy. Przyjechaliśmy właśnie z wakacji. Rodzice zaprosili ich na rozmowę. Po kilku spotkaniach wyrazili zgodę na poznawanie ich nauk.
W formie pierwszej zmiany rodzice postanowili zlikwidować choinkę. Wraz z bratem bezskutecznie próbowałam bronić dotychczasowych zasad. Rodzice postanowili podporządkować się nowym kierownikom wiary, a nam przychodzący panowie, przetłumaczyli, iż „mikołaj to diabeł" więc nie możemy go święcić ani ubierać drzewek. Jako przerażone tym faktem dzieci daliśmy za wygraną. Z czasem, w naszym domu zaczęto wprowadzać coraz bardziej rygorystyczne zmiany. Odseparowano nas od znajomych, koleżanek, kolegów. Nasze młode życie skupiało się na obecności w szkole, zebraniach Ś.J. oraz głoszeniu ich „nowin". Nie dostrzegaliśmy nawet jak bardzo różnimy się od innych.

Zupełnie obce było nam poczucie braku rozrywki, przyjemności, przyjaciół. Jeżeli nawet odczuwaliśmy taką potrzebę, tłamsiliśmy ją tak, aby nikt tego nie dostrzegł. Z tęsknotą w oczach patrzyliśmy na bawiących się rówieśników. Odwiedzające się koleżanki, kolegów, wyjeżdżające turnusy. Nie mówiąc już o szkolnych imprezach, choinkach, udzielaniu się w komitecie czy jakichkolwiek innych działalnościach, które jak wszystko były zabronione. Brakowało nam niezbędnego czasu do nauki, odpoczynku, relaksu. Właściwie te pojęcia były nam zupełnie obce. Uczono nas, iż należy wykorzystywać każdą minutę cennego życia, strasząc negatywna oceną w dniu armagedonu.
Wpajane zasady, ponaglania, motywowania ukierunkowały mnie na pracoholika, któremu nie wiele jest potrzebne do szczęścia.

Przemyślenia

Dopiero dzisiaj, jako trzydziestokilkuletnia osoba dostrzegam, iż obrabowano nas z poczucia bycia sobą, poczucia swojej wartości, indywidualności i prawa do dokonywania własnych wyborów oraz co najważniejsze z najpiękniejszych lat życia. Mnie z dziecięcych, mojego brata (ś.p.) niestety prawie z wszystkich.

Mam dość

Po raz pierwszy w wieku dziesięciu lat, marzyłam o tym aby rodzice od nich odeszli. Niestety. Pomimo ciągłych awantur, narzucania im zdania, poniżania, rodzice ufnie kroczyli naprzód, tłumacząc nowych współwyznawców niedoskonałością ludzi. Mając naście lat głęboko zastanawiałam się nad sensem i logiką ich wiary. Jednakże w sytuacji mentalnej izolacji społecznej, zakazu czytania „świeckiej literatury", jak nazywano wówczas publikacje innych wydawnictw, braku kontaktu z jakimikolwiek osobami duchownymi nie miałam porównania podglądów, podobnie jak nigdzie nie znajdowałam odpowiedzi na zadawane pytania. Ostatecznie pod presją odwiedzających nas osób w wieku czternastu lat zostałam ochrzczona. Bez przekonania o słuszności decyzji, zastanawiając się co ja właściwie robię. Byłam wówczas zbyt słaba aby powiedzieć nie. Nie potrafiłam się przeciwstawić czy też oznajmić, iż nie wierzę w którykolwiek z ich poglądów

Przełom

Po kilku latach takiego stanu modliłem się głęboko prosząc Boga o to, aby wskazał mi drogę i abym zrozumiała kto ma rację. Od tego czasu zaczęłam dostrzegać wiele sprzeczności z Biblią. Ja młoda aczkolwiek bardzo wierząca osoba nie mogłam sobie wydarować, że muszę powtarzać slogany nie mające żadnego pokrycia w Biblii. Pragnęłam coś zmienić, jednakże wiedziałam, iż jeszcze nie przyszedł na to czas. Postanowiłam z rezerwą poobserwować członków tej grupy w różnych miastach, poznać różnice i podobieństwa w ich zachowaniu, studiować Biblię i porównywać ją z ich poglądami.

Studia

Nie zrezygnowałam jednak ze swoich marzeń. Pragnęłam ukończyć studia i zostać lekarzem lub wykształconym przedsiębiorcą. Z wielu powodów zdecydowałam się na drugi kierunek, zatajając to przed „świadkami".
Z jednej strony co prawda chwalili się przed wszystkimi, tym że ich dzieci się uczą i są najlepszymi uczniami (co rzadko się zdarzało z powodu ilości narzucanych na nie obowiązków), ale z drugiej strony skutecznie namawiali wszystkich do porzucenia szkoły twierdząc, iż „czas jest na głoszenie, a nie na naukę." Po roku studiów, kiedy byłam już w trakcie zaliczania trzecich kolokwiów, uznałam, iż nastał ten moment w którym mogę powiedzieć innym o studiach. Byłam pewna, że skoro przeszłam pierwszoroczną przesiewkę, to bez problemu dokończę studia, i nikt mi w tym nie przeszkodzi. I tak sie stało. Tylko, że w kilku tygodniach odmienił się cały świat.

Zaskoczeni znajomi przez kilka tygodni wypytywali o szkołę mając nadzieję, iż usłyszą, że to nie prawda. Niektórzy sugerowali nawet, iż nie wiem gdzie chodzę, bo jest to po prostu nie możliwe, a ja z coraz większym niesmakiem traciłam do nich szacunek. Z czasem straciłam wszystkich znajomych. Świadkowie obrzucając pogardliwymi spojrzeniami mijali mnie zarówno na ulicy, jak i na zebraniach z których na niejednokrotnie korzystałam. Mój starszy dwa lata brat, mieszkający od dawna osobno, przychodząc żalił się, iż „świadkowie" mu przeze mnie dokuczają. Z nieznanych powodów pod drzwiami domu zaczęły stawać grupy łysych tarasujących wejście. Po pół roku znaleziono mojego brata nieżywego.

Śmierć Brata

Nikt nie wie do końca, co tak naprawdę się stało w jego mieszkaniu. W ostatniej chwili odwołano sekcję. Nie pozwolono mi go zobaczyć. Nie było dochodzenia. Młody, dwudziestoczteroletni, tryskający radością chłopak zginął, a wszyscy potraktowali to za coś oczywistego. Świadkowie krzyczeli na mamę, że płacze. Miesiąc po śmierci, miała o nim zapomnieć. Do matki opłakującej syna, mawiano: „przestań już beczeń", „weź sie w garść", „otrząśnij się wreszcie".

Pytania

Zastanawiające jest również to, iż brat przed śmiercią powtarzał: cyt: „Mamo nic nie mów, bo cię zniszczą. Mama nawet nie wie kim i jacy oni są".

Osiem lat

Od tego zdarzenia minęło osiem lat. Przez kilka pierwszych mieliśmy wciąż głuche telefony. Zawsze o 11.30. Rano i w nocy. Świadkowie nie wybaczyli nam braku zapomnienia o bracie. Pogardzili nami za pamięć, pomnik i studia. Pół roku po śmierci brata odważyłam się zerwać z nimi kontakty. Niedługo po tym rodzice poszli w moje ślady. Do dziś staramy się wzajemnie wspierać.

Kłamstwa

Nieznani ludzie rozpowiadają o nas bezpodstawne psujące opinię opowieści. Chodzą za nami psując wiele znajomości oraz nawiązywanych współpracy. Co jakiś czas niektórzy bardziej odważni znajomi informują nas o tym kto u nich był, i jakie rzeczy na nasz temat opowiada. Do innych przychodzą strasząc i namawiając do zerwania współpracy. W środkach masowego przekazu zaczęto łamać podstawowe prawa niszcząc moją opinię i dobre imię. Bez mojej zgody zaczęto wykorzystywać moje nazwisko, imię, tytuły oraz fragmenty utworów do własnych, często niezgodnych z prawem celów. Od kilku tygodni na nowo rozdzwoniły się głuche, głupie i przedrzeźniające telefony.

Nie wrócę

Jedynie Świadkowie z uśmiechem na twarzy wciąż zadają jedno pytanie: „I co? Nie macie jeszcze dość? - Chcemy abyście wrócili."
A ja, na łamach tego artykułu odpowiadam: Bóg da mi siły i wytrzymam, ale nigdy nie wrócę. Nie chce ich znać. Choć w duchu myślę: Może się znajdzie ktoś, kto mi pomoże, lub chociaż ich powstrzyma? Czy w takim kraju jak Polska, „Świadkowie" muszą być zawsze bezkarni?

Otwierany 2219 razy Autor: Emilia


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła