Świadectwa   
Rocznica stanu wojennego: Wspomnienia Ewy Kipty
Dodano dnia 13.12.2016 09:06
Przed 33. rocznicą wprowadzenia stanu wojennego z Ewą Kiptą, która 13 grudnia 1981 r. została internowana, rozmawia Małgorzata Szlachetka. Ewa Kipta - architekt, była opozycjonistka internowana w noc rozpoczęcia stanu wojennego ©Małgorzata Genca 
Stan wojenny zastał Panią w siedzibie "Solidarności" na Królewskiej, w czasie ataku ZOMO. W relacji dla Teatru NN wspomina Pani: "Byłam w pokoju redakcyjnym na II piętrze. Zdrzemnęłam się - nie wiem, ile spałam. Obudził mnie komunikat z głośnika, że napadnięto na "Solidarność" (...). Szczerze mówiąc wściekłam się, że mnie to obudziło, poszłam zrobić awanturę: Po co budzą ludzi po nocy?". Co działo się dalej
Wyciągali nas po kolei, od parteru. Na II piętrze spotkałam jeszcze Tomka Przeciechow-skiego, jak zastanawiał się, czyby nie uciec przez okno i przejść po dachach kamienic. Ostatecznie tak właśnie zrobił. Ja się nie zdecydowałam, bo miałam śliskie buty i byłam w spódnicy.

Nie najlepszy strój do biegania po dachach. Zomowcy wygarnęli mnie przy drugim podejściu. Byłam wtedy w pokoju i właściwie myślałam, że samochody już odjechały. Wyjrzałam przez okno. W pokoju było zgaszone światło, ale musiał mnie zauważyć ktoś, kto obserwował budynek. Zabrali mnie tak, jak stałam, bez płaszcza i bez torby. Zanim podjechała milicyjna suka, staliśmy na mrozie. Zgarnęli też pana, który wyglądał na podchmielonego. Jak tak staliśmy, po cichu powiedział nam, że nie jest pijany, ale przysłano go z FSC, żeby sprawdził, co się dzieje. Okrył mnie i koleżankę (obecną żonę Waldemara Jaksona, burmistrza Świdnika - red.) taką wielką kurtką. Potem zostaliśmy wszyscy zabrani do komendy milicji na Północnej. 


Od razu trafiła Pani do celi czy była przesłuchiwana?

Na Północnej spotkałam wielu znajomych, zatrzymanych tak samo jak ja. Milicjant zapytał mnie o nazwisko i poszedł coś sprawdzić. Potem wrócił i z szerokim uśmiechem powiedział: "pani Kipta proszę". Gdyby nie to, że w nocy z 12 na 13 grudnia byłam na Królewskiej, pewnie by mnie nie internowali, bo mieli mój stary adres. W tym czasie mieszkałam na stancji. Trafiłam na "dołek". Nie wiedzieliśmy wtedy, co tak naprawdę dzieje się na zewnątrz. Byłam przekonana, że spędzę 48 godzin na "dołku" i potem mnie wypuszczą. Byliśmy zdani na to, co mówili ludzie z innych cel przez wentylację. Jeden pan cieszył się, że rządu już nie ma. 


Kiedy przewieźli Panią do Warszawy? 

Po dwóch dniach. Już w czasie transportu, od dziewczyn zatrzymanych później niż my, dowiadywałyśmy się o stanie wojennym. Po miesiącu trafiłam do Gołdapi. Wypuścili mnie na wolność 15 lipca, po siedmiu miesiącach i dwóch dniach.


 Co było dla Pani najtrudniejsze w czasie internowania? 

Niepokój o bliskich, niewiedza o tym, co dzieje się na zewnątrz i bezsilność. Wydaje mi się, że z tym ostatnim lepiej radziły sobie kobiety.

 

 Jak wtedy i dziś ocenia Pani wprowadzenie stanu wojennego i jego skutki? Dzisiaj mam taką samą opinię jak trzydzieści lat temu. Od początku miałam poczucie szans zmarnowanych przez stan wojenny. Na prawie 8 lat "wygrali" ludzie, którzy nie oferowali niczego, poza strachem. Wyobraźmy sobie, o ile mniej bolesna byłaby transformacja, gdyby zmiany w Polsce zaczęły się w sierpniu 80. Na pewno nasza demokracja byłaby innej jakości niż obecnie. 

Rozmawiała Małgorzata Szlachetka

 

Otwierany 1513 razy Źródło: kurierlubelski.pl/
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła