Prawda Mesjasza – odrzucenie szatana (24. Ndz B)
Dodano dnia 25.09.2009 08:21
Co zazwyczaj nas zajmuje i pochłania, a co chodzi w naszym życiu? (25. Ndz B 2009)


W 25. Niedzielę roku B czytamy dalszy fragment Ewangelii wg św. Marka (9,30-37). Jest to dalszy ciąg wydarzeń mających miejsce w życiu Jezusa podczas Jego drogi do Jerozolimy. Jezus jest jeszcze w Galilei, ale już całkowicie jest ukierunkowany na Jerozolimę i na czekające na Niego tam wydarzenia. Już otwarcie mówił uczniom, że Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Uczniowie jednak tego Ne rozumieli i było im to całkowicie obce. Czego innego się spodziewali i co inne dominowało w ich głowach. Dlatego Jezus stawia ich wobec pytania, mającego na celu przywołanie ich do tego, by zdali sobie sprawę, z tego co się dzieje i za kim idą. Zapytał ich więc wprost:


Jezus zapytał uczniów:
O czym to rozprawialiście w drodze?

Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to,
kto z nich jest największy
(Mk 9,33).


Ta rozmowa uczniów między sobą oraz reakcja Jezusa na treść tej rozmowy stanowi okazję do spojrzenia na nasze życie i na nasze traktowanie samych siebie w relacji do zadań życiowych. Tym bardziej, że Jezus wcześniej zapowiedział to, co stanowiło istotę Jego posłannictwa - wydarzenie, które miały nastąpić w Jerozolimie.

1. Wielkie i małe sprawy

Jezus stoi oto wobec mającej spełnić się Jego zbawczej misji. Ma być wydany w ręce ludzi. Oznacza to Jego niesprawiedliwą śmierć na krzyżu. Nie tylko na tym jednak ona polega. Po krzyżu i grobie przyjdzie zmartwychwstanie. To jednak z trudnością dociera do świadomości tych, którzy są z Jezusem i - jak do tego czasu - patrzą na Niego przede wszystkim w kluczu ziemskiego pojmowania życia, szczęścia, osiągnięć, prestiżu. W konsekwencji to, co dla Jezusa jest centralnym i najważniejszym momentem, dla Jego uczniów jawi się jako obce, dalekie i niezrozumiałe. Nawet On sam wydaje im się w tym wszystkim tak inny, że bali się Go pytać.


Natomiast dla nich są ważne inne sprawy. Oto w drodze sprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest najważniejszy. W pewnym sensie nie można im się ani dziwić, ani na nich oburzać. Trzeba raczej z wdzięcznością spojrzeć na fakt, że Ewangeliści o tym nam mówią i nam to przekazują, jak normalnymi i podobnymi do nas byli uczniowie Jezusa. Dla nas bowiem waga spraw mierzy się według skali odniesienia do każdego z nas. Jest ważne to, co dla mnie w danej chwili jawi się jako ważne, doniosłe, przynoszące korzyść itp. Opowiadanie ewangelijne pomaga nam dostrzec i uznać, jak bardzo jesteśmy zrelatywizowani. Często uważamy za ważne to, co nie koniecznie jest ważne. Z drugiej strony to, co naprawdę jest ważne dla naszego życia, niejednokrotnie do nas nie dociera. Przynajmniej nie dociera w czas. Tak bardzo każdy chce osiągnąć to, co da mu pierwszeństwo i stanie się okazją do podkreślenia jego doniosłości, wielkości. Bywa, że jeśli okazuje się, że nie można tego osiągnąć w jednej dziedzinie, to wymyślamy inne dziedziny i pola, na których chcemy zmierzyć się z innymi, by pokazać naszą „wielkość". Bywa nawet czasem, że są to dziedziny mało pożyteczne czy mało szlachetne, a czasem wręcz szkodliwe. Niemniej jednak to dążenie do wykazania „wielkości" może nas tak pochłonąć, że grozi zagubienie tego, co jest istotne w naszym życiu czy w naszym człowieczeństwie.

2. Wielki jest człowiek, który potrafi być małym

Jezus, Wcielone Słowo - Boży Syn przychodzi do nas ludzi przez swoje uniżenie. Przychodzi od swoich, bo za takich przyjmuje i „uważa" ludzi. Widzi ich jako swoich braci, mimo iż oni (my wszyscy ludzie) zagubili się w sobie i Go nie przyjęli czy wprost odrzucili. Uniża samego siebie jako sługa wszystkich posłuszny Aż do śmierci i to śmierci na krzyżu. Potraktowany przez ludzi jak człowiek o najmniejszej w ochach ludzkich wartości. Po prostu „wyrzutek" ludzkiej społeczności. To zapowiadali Prorocy. O tym właśnie Jezus mówił do uczniów, gdy mówił o wydaniu Syna Człowieczego w ręce ludzi. W tym okazała się Jego WIELKOSC, jako tego, kto miał moc przyjąć do końca prawdę o upadłym człowieku.


To przesłanie zostawił nam Jezus po swoim Zmartwychwstaniu jako Moc Ducha Świętego. To Duch Święty, którym Jezus jako Mesjasz, został namaszczony, uzdolnił Jego do takiego podejścia do człowieczeństwa i takiego odnalezienie siebie w człowieczeństwie. Ten Jego Duch jest nam dawany taż jako moc do tego, byśmy stawali w prawdzie naszego człowieczeństwa. To zaś okazuje się nie tyle wtedy, gdy mamy okazję przeżywać naszą wielkość - widzianą w kategoriach tego świata, ile raczej, gdy potrafimy przyjmować prawdę o sobie i stawać się małymi wobec drugiego człowieka czy wobec wydarzeń i wobec tajemnic, jakie w naszym życiu się jawią.


Naturalnie nie chodzi o wypaczoną pokorę czy jakiekolwiek udawanie. Chodzi o prawdę o sobie. Ta zaś okazuje się szczególnie wtedy, gdy nie przywdziewamy żadnych dodatkowych zewnętrznych mocy czy ochraniaczy. Nie przyjmujemy postaw „przewidujących" i zabezpieczających nam nasz sposób wychodzenia z tego, co mogłoby ukazać zbyt wiele prawdy o nas samych. Nie przyjmujemy postaw „bohaterskich" zakładających nasze zwycięstwo nad drugim. To właśnie Jezus wyraził, gdy wziął dziecko i postawił przed uczniami. On bowiem sam stanął przed całą ludzkością jak „dziecko" w całej swojej bezbronności. W ten sposób otworzył nam drogę wychodzenia z naszego zakłamania i stanu bycia oszukanym przez szatana.

3. Lekarstwo na złudne drogi i pozorne wielkości

Szatan zwiódł człowieka wpajając mu przekonanie i potrzebę wielkości niezależnej od Boga. Odtąd człowiek chce znać dobro i zło w odniesieniu do siebie i chce być na swój sposób wielki. W pewnym sensie tak organizuje swoje życie indywidualne, tak układa relacje z bliźnimi i tak organizuje życie społeczne. W to wchodzi np. także podnoszona w ostatnim czasie cała problematyka związana z "in vitro". Człowiek uważa, że może zaradzić swoim problemom i na swój sposób przekraczając nawet reguły życia pochodzące od Stwórcy. Tak też - używając ewangelicznego wyrażenia - cały czas w drodze swego życia, podobnie jak uczniowie, sprzecza się z innymi o to, kto jest największy, najsilniejszy, kto ma więcej racji, kto powinien być najbardziej uhonorowany itd. itp. Stąd rodzą się wszystkie konflikty i napięcia; sprzeczki i wojny.


Jezus podaje więc prosty sposób ratowania człowieka z tego jego zagubienia. Przyjąć postawę dziecka i przyjąć dziecko. Stawać się jak dziecko, które nie jest jeszcze zmanierowane pokusą wielkości i przyjmować dziecko, jakie stanie przed nami. To znaczy przyjmować tych, którzy nie dominują, którzy potrzebują pomocy. Przyjmować w imię Jezusa to znaczy przyjmować bezinteresownie i tracić dla nich swoje życie bez posiadania własnych interesów i poczucia własnej wielkości. To było pragnieniem i celem Jego misji i Jego życia oraz Jego śmierci i zmartwychwstania. Po to został wydany w ręce ludzi.


Kto przyjmuje takiego Jezusa, przyjmuje do swego życia Boga. Przyjmuje do swego życia pokój i błogosławieństwo, tzn. pełnię życia.


Bp ZbK

Otwierany 1900 razy Źródło: Radio Podlasie Autor: Biskup Zbigniew Kiernikowski
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła