Odwaga i pokora przystąpienia do Jezusa (11 Ndz C - 2010)
Dodano dnia 14.06.2010 11:48
W 11 Niedzielę zwykłą roku C czytamy dalszy ciąg Ewangelii wg św. Łukasza (7,26 - 8,3). Jest to opowiadanie o kobiecie, która prowadziła w mieście grzeszne życie, a która przystąpiła do Jezusa podczas uczty w domu jednego z faryzeuszy. Przystąpiwszy do Jezusa zaczęła obmywać Jezusowe stopy swoimi łzami, wycierała je swoimi włosami i namaszczała je olejkiem.


Wzbudziło to konsternację wśród zebranych gości, a przede wszystkim zdziwienie u gospodarza. W jego myślach powstawały pytania. Jezus poznał jego myśli i ocenił całą sytuację odnosząc ją do swojej misji. Zwrócił się więc do gospodarza:

Szymonie, muszę ci coś powiedzieć (...)
Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała (Łk 7,40.47).


Scena opisana przez św. Łukasza we fragmencie Ewangelii czytanej tej niedzieli wyraża jeden z bardzo istotnych momentów całego zbawczego dzieła dokonanego przez Jezusa Chrystusa. Jezus stanął wśród ludzi takich, jakimi byli, by nieść im pomoc, zbawienie - by dać im możliwość przystąpienia do Boga. Nie wybierał doskonałych, lecz zwrócił się przede wszystkim do grzesznych. Takimi zresztą byli i są wszyscy, chociaż nie wszyscy chcą się do tego przyznać i za takich uznać.

1. Jezus wśród ludzi - nowość relacji

Jezus dawał się zapraszać, dotykać, spotykać. Zapraszali Go ci, którzy mieli ku temu zewnętrzne warunki i mieli wewnętrzne swoje przekonanie (naturalnie nie zawsze słuszne), że są, patrząc ze ludzkiej pozycji, godni i mogą zaprosić Jezusa. Tak Jezus był zaproszony na Wesele w Kanie, był zapraszany przez uczonych w Piśmie i faryzeuszy, przez swoich przyjaciół w Betanii. Jezus też czasem prowokował sytuacje, jak ta z Zacheuszem, by wejść do czyjegoś domu i w nim przebywać. Wielu miało Jezusowi za złe, że nie dobiera właściwie miejsc odwiedzin ludzi, że przyjmuje gościnę w domach celników i grzeszników.


W tych wszystkich kontaktach i spotkaniach z ludźmi Jezus pozwalał na to, co dzisiaj, w języku dyplomacji, nazwalibyśmy złamaniem protokołu. Tak pozwolił się dotknąć kobiecie chorej na krwotok, tak pozwolił aby przyszła do niego w czasie uczy kobieta, która prowadziła w mieście grzeszne życie. Takie sceny dla jednych były powodem zadziwienia innych wprowadzały w oburzenie.


Osoby, które decydowały się na taki tzn., jakby pozaprotokolarny sposób przystąpienia do Jezusa były powodowane wielką siłą potrzeby spotkania Jezusa z wewnętrznych motywów a nie miały zewnętrznych możliwości czy racji ku temu, aby zaprosić do siebie Jezusa. Były jakby wykluczone z takiej możliwości.

2. Przystępowanie ludzi do Jezusa

Zdobycie się na kroki, które przełamują utarte zwyczaje i przyjęte zasady wymaga wielkiej odwagi. Ta odwaga może rodzić się czasem z chęci zamanifestowania swoich przekonań i swoich prawdziwych czy domniemanych wartości, jak to mamy zazwyczaj przy okazjach manifestacji promujących pewne, czasem wątpliwe postawy w celu kontestacyjnym. Nie zawsze prowadzi to do dobrego. Mamy wówczas zazwyczaj do czynienie z odwagą, ale często brak w tym poczucia realizmu i pokory oraz życiowej prawdy. Brak przede wszystkim relacji prawdy i otwartości na to, co w życiu człowieka winno się stać wskutek spotkania z Jezusem. Tak zapewne niewłaściwie chciał widzieć Jezusa Herod, tak przystąpił do Jezusa Judasz. Tak, w ciągu dwóch tysięcy lat historii istnienia Kościoła przystępowano niejednokrotnie do Jezusa w celu uzyskania takich czy innych korzyści i przeprowadzenia swoich planów, a bez gotowości na spełnienie się działa Ba w człowieku.


Odwaga przystąpienia do Jezusa może jednak brać się z głębokiego doświadczenia potrzeby akceptacji i miłości. To może rodzić się i rozwjać w sercu ludzkim, gdy człowiek dostrzeże, że spotyka tego, kto nie odrzuci, kto przyjmie, kto zrozumie, kto przebaczy. Tym, co dawało i daje odwagę i moc do przystąpienia do Jezusa są zazwyczaj sytuacje wielkiej potrzeby lub poczucie konieczności wyrażenia wdzięczności i miłości - odkrycie tego, że Jezus był i jest dla kogoś jako otwarty, dostępny, dotykalny. Po prostu odkrywa się, że Jezus jest dla - i nikogo, kto w otrzebie do Niego prystępuje, nie odrzuci.


Podejmowane wówczas kroki są autentycznym wyrazem szukania życia i pokornej gotowości bycia obdarowanym nie według własnej miary i oczekiwań, ale według bogactwa miary Tego, kto obdarowuje. Takie przystąpienie do Jezusa nie jest pretensjonalne, wyreżyserowane, obliczone na korzyści. Ono jest odważne i pokorne. Jest prawdziwe i prowadzi do przemiany człowieka.

3. Miłość Jezusa odkrywany przez potrzebujących

Jezus jest uosobieniem Miłości Boga. To On stanął między ludźmi i wszedł w ludzkie zwyczaje i praktyki regulujący życie społeczne i religijne. Stanął jednak jako ten, kto jest od nich niezależny, bo nade wszystko ukochał człowieka i robił wszystko, by wyzwolić w człowieku miłość odpowiadając na jego potrzebę miłości. Każdy, kto szuka miłości i akceptacji miał - i nadal ma - możliwość przystąpienia do Jezusa i to nie tylko w ramach tych ustalonych zwyczajów i protokołu zachowań. Ma możliwość przystąpienia na miarę potrzeby miłości i gotowości przyjęcia daru miłości. Jest to jednak możliwe w człowieku, który uzna potrzebę otrzymania i wyrażenia miłości ponad wszystkie inne zdobycze swego życia. Jest gotów tracić swoje życie z powodu poznawania i doświadczania tej jedynej Miłości, którą uobecnia i uosabia Jezus.


Tam gdzie jest prawdziwa miłość, tam wszystko otrzymuje swoje znaczenie i swój porządek. Nawet wtedy, kiedy wyraża się w gestach i znakach, które pozornie są bez znaczenia, czy są poza protokołem. Prawdziwa miłość nie boi się krytyki, straty. Prawdziwa miłość jest wydawaniem siebie. Trzeba wielkiej pokory i odwagi, żeby pozwalać, by taka miłość mogła się w człowieku, w nas, zadomawiać i się objawiać. Po prostu być.


Łatwiej (w sensie: jest bardziej prawdopodobne, by się to stało) jest nam to czynić, gdy mamy poczucie własnej grzeszności, gdy stajemy w postawie bez pretensji i bez naszych oczekiwań. Gdy jesteśmy gotowi poddać się osądom innych i ich krytyce. Tak było w przypadku owej kobiety. Ona nie musiała dbać o swoją reputację i o etykietę. Nie miała w tej dziedzinie nieczego do stracenia.


Trudniej jest, gdy mamy ustalone nasze dobre wyobrażenia o sobie i o tym co nam się należy itp. Trudniej, a nawet niemożliwe, gdy boimy się o siebie i nie chcemy stracić czegoś, co uważamy za swoje. Nie jesteśmy otwarci na dar, który przektaza nasze oczekiwania i który może nas przemienieć.


Pomóż nam, Panie, który jesteś miłością, wykorzystać wszystkie sytuacje, w których okazuje się, że jesteśmy potrzebującymi, że nie mamy prawa, że nic nam się należy. Pozwól nam to odkrywać, że istotnie nie mmy nic do stracenia i że możemy być tylko obdarowani Twoimi darami i Tobą samym na miarę naszych braków i uznania naszej nicości. Pozwól nam tak odważnie i pokornie do Ciebie przystępować!


Bp ZbK

Otwierany 2085 razy Autor: bp Zbigniew Kiernikowski
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła