Świadectwa   
Miłosierdzie Boże ocaliło moje dziecko
Dodano dnia 06.04.2013 22:14
Jestem mamą trzech córek (10-, 17- i 16-letniej) oraz prawie półrocznego synka - wspaniałego, pogodnego dziecka, kochanej kruszyny - który jest dla mnie i mojego męża oczkiem w głowie. Jestem także chrześcijanką, która dobrze wie, że bez pomocy Pana Boga i bez modlitw, które zanosiłam do nieba, mojego synka nie byłoby na świecie.

W lutym 2007 roku straciłam dziecko - w 17. tygodniu moja ciąża obumarła (to był chłopczyk). Przeżyłam wtedy szok, długo nie mogłam się po tym pozbierać. Przez prawie cały czas płakałam, odczuwając wielką pustkę... Dzięki Bogu siedem miesięcy później - czyli w październiku - ponownie zaszłam w ciążę. Czułam ogromną radość z tego powodu, a jednocześnie niepokój, czy nawet lęk, że znowu coś złego może się przytrafić mojemu dziecku. Usilnie prosiłam Pana Boga w modlitwie o zdrowie dla siebie oraz dla maleństwa, które noszę w swoim łonie.

 

Od początku ciąży miałam stany podgorączkowe z niewiadomych przyczyn, czym się bardzo przejmowałam. Chodziłam do lekarza, robiono mi wyniki, byłam również pod kontrolą poradni dla kobiet. W 8. tygodniu ciąży dostałam plamienia. Jadąc do szpitala, myślałam, że to koniec mojej ciąży, że nastąpi poronienie - ale nie mogłam nawet płakać. Prosiłam Boga, Matkę Najświętszą i Jezusa Miłosiernego, którego obrazek zawsze przy sobie noszę, o pomoc.

 

W szpitalu lekarz zrobił mi usg. i okazało się, że jest tętno i że moje maleństwo żyje. Zajaśniała nadzieja na to, że wszystko będzie dobrze. Dostałam kroplówki i leki; po trzech dniach wróciłam do domu, gdzie nadal musiałam przyjmować leki podtrzymujące moją ciążę. Dużo wypoczywałam i uważałam na siebie. Chodziłam na wyznaczone wizyty lekarskie i modliłam się koronkami do Miłosierdzia Bożego, Matki Boskiej oraz wszystkich świętych z siostrą Faustyną na czele.

 

W 21. tygodniu ciąży zachorowałam na zapalenie dróg moczowych, a także dostałam przedwczesnych skurczy. W każdej chwili mogłam urodzić dziecko, które byłoby za małe, aby przeżyć. Przez kilka dni leżałam w szpitalu, dostając antybiotyk i leki rozkurczowe (przyjmowałam je do końca ciąży).


W dniu, w którym miałam już wyjść do domu, lekarz postanowił zrobić mi usg., żeby się dowiedzieć, czy wszystko jest z dzieckiem w porządku i jaka jest jego płeć. Okazało się, że to chłopczyk. Byłam bardzo szczęśliwa, bo przecież w domu miałam tylko córki. Po dokładniejszym badaniu pani doktor zauważyła, że w worku płodowym, w którym znajduje się moje dziecko, widoczna jest taśma owodniowa, która zagraża jego życiu. 

 

Wprawdzie lekarka pocieszała mnie, mówiąc, że wszystko będzie dobrze, jednak po wyrazie jej twarzy widziałam, że sama w to za bardzo nie wierzy. Powiedziała jeszcze, że ani ja, ani lekarze nie mamy wpływu na to, czy moje dziecko przeżyje poród, i że w moim stanie nie powinnam się załamywać, bo to jeszcze gorzej dla maluszka.

 

Kiedy wyszłam z gabinetu, nie miałam w ogóle siły o tym wszystkim myśleć; byłam jak oszołomiona, chciało mi się płakać i krzyczeć. Kiedy szłam na spotkanie z mężem, który przyjechał, ponieważ w tym dniu wychodziłam do domu, łzy same napływały mi do oczu, byłam załamana. Jakaś wewnętrzna siła podpowiadała mi jednak, że będzie dobrze -i to mnie uspokoiło. Zaczęłam codziennie odmawiać różaniec, koronkę i Litanię do Miłosierdzia Bożego, trzymając obrazek Jezusa na brzuchu. Po modlitwie uspokajałam się i wierzyłam, że wszystko będzie w porządku z moim kochanym malusz-kiem, prosiłam Boga o łaski dla niego, o to, żeby ta taśma owodniowa znikła z mego łona, żebym mogła szczęśliwie donosić i urodzić swoje dziecko. Przez cały czas byłam na lekach, które ratowały moją ciążę; czasami czułam się źle, nie mogłam chodzić, od razu dostawałam skurczów i opuszczałam niedzielną Mszę św. Płakałam, miałam chwile załamania i zwątpienia, za co zawsze przepraszałam Boga i prosiłam Go jednocześnie o siłę. I chociaż taśma owodniowa nie znikła i była z moim maluszkiem aż do porodu, to jednak dzięki pomocy z nieba nie zagroziła jego życiu. Dwa tygodnie przed porodem byłam w szpitalu z powodu kolki nerkowej, ale i tym razem jakoś z tego wyszłam.

 

Mój synek dzięki pomocy miłosierdzia Bożego urodził się w terminie wyznaczonym przez lekarza, który prowadził moją ciążę od samego początku. Nadal modlę się codziennie, dziękując Bogu za swoje dzieci, ofiarowując Mu swoje cierpienia i troski. Modlę się także za swego synka-aniołka, który jest już blisko Boga i może wypraszać łaski dla mojej rodziny. Uważam, że jeśli się zaufa Bogu, można wówczas uprosić wiele łask, ponieważ przez życie trzeba iść z Bogiem - innej drogi nie ma. Jezu, ufam Tobie!

 

                                                                      Ufająca w miłosierdzie Boże

 

 

Otwierany 2013 razy Źródło: Miłułcie się


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła