KATOL bez medialnej ściemy
Dodano dnia 15.03.2011 22:24
"KATOL" bez medialnej ściemy

„Ta dzisiejsza młodzież..." - to początek zdania, od jakiego często zaczyna się nie mająca końca litania narzekań i moralnej oceny współczesnych młodych ludzi. Zarzuca się im wulgarność, rozwiązłość, brak poszanowania dla społecznych wartości, jednak czy to naprawdę wina młodzieży, że współczesny świat wyznacza im styl życia, który zakłada wyłącznie przyjemność i dobrą zabawę?

Żyjemy w czasach, w których wśród młodzieży bycie katolikiem absolutnie nie jest trendy. Kojarzone jest raczej z konserwatywnymi, niepostępowymi poglądami i płytkimi żartami w stylu „moherowych beretów" w wykonaniu popularnych kabareciarzy. Powszechne pojmowanie katolicyzmu przez młodych ludzi sprowadzone zostaje jedynie do życiowej postawy, która w ich odbiorze jest właśnie „nieżyciowa", bo wszystkiego, co fajne i pociągające - zabrania. Stąd wnioski, że katolik to nudziarz lub religijny fanatyk.

Smutne jest, że coraz rzadziej katolik w rozumieniu młodzieży to zwykły człowiek, który żyje normalnie, ma swoje obowiązki, problemy, smutki i radości a do tego wszystkiego wierzy w Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego i pielęgnuje swoją wiarę poprzez praktyki religijne. Dochodzi nawet do tego, że nazwanie kogoś „katolem" staje się obelgą.

Dlaczego tak się dzieje? Chyba jest bardzo wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Z pewnością zaniedbania u źródeł kształtowania świadomości i moralności człowieka, czyli w rodzinie i w szkole. Dużą winę za to ponoszą też media, które kreują ludzi „wyzwolonych" i „tolerancyjnych", tolerujących i propagujących wszelkie dewiacje, ale nie akceptujących otwartego mówienia o wierze chrześcijańskiej. To także gwiazdy show biznesu, które twierdzą, że wierzą w Boga, ale świadectwo ich życia przeczy niemal wszystkim Bożym przykazaniom. W dużym stopniu winę ponoszą politycy, którzy dowolnie kupczą wiarą i wartościami religijnymi dla zdobycia elektoratu.

Można by wymieniać konkretne przykłady osób, partii, tytuły programów i gazet, ale chyba wszyscy wiemy jak to działa, a młodzi ludzie bombardowani medialnym wrzaskiem ze zdwojoną siłą łykają informacje nie potrafiąc z nich wyciągnąć tego, co naprawdę ważne i wartościowe.

W dzisiejszych czasach dla młodego człowieka bycie „katolem" to po prostu obciach. Nie dziwi, więc powolna agonia młodzieżowych wspólnot i ruchów religijnych w parafiach. Doskonale widzę to na przykładzie swojego miasta, gdzie jeszcze 10 czy 15 lat temu przy czterech największych parafiach w mieście spotykało się w każdy piątek kilkadziesiąt osób na spotkaniach oazowych, sama w nich uczestniczyłam i był to dla mnie powód do dumy, a nie wstydliwa prawda, którą za wszelką cenę należało ukryć przed rówieśnikami. Piątek był wyczekiwanym czasem modlitwy, wspólnego rozważania Pisma Świętego, ale też wspólnego śpiewu, zabawy. To w oazie odkrywałam swoje talenty, miałam najlepszych przyjaciół, z nimi były najbardziej udane wyjazdy, a letnie rekolekcje w spartańskich warunkach były niemal potrzebne do oddychania. Już widzę jak współcześni licealiści zareagowaliby na propozycję spędzenia piątkowego wieczoru na modlitwie i wspólnym śpiewaniu pieśni religijnych przy akompaniamencie gitary. Zresztą nieraz miałam okazję to zrobić na różnorakich szkolnych ewangelizacjach, co grzeczniejsze klasy były łaskawe dosłuchać wypowiedzi do końca, efekt - niestety licealiści nie zasilili szeregów młodzieżowej wspólnoty.

Nie tak dawno jeszcze młody człowiek szukał dla siebie alternatywy w świecie, który stawał się dla niego zbyt trudny, by można mu było samemu stawić czoła. Szukał wsparcia w ludziach, z którymi mógł się spotkać nie tylko wtedy, gdy miał kasę na piwo lub wyjście do dyskoteki. Szukał Boga i Jego siły, a nie wsparcia używek i chwili zapomnienia w alkoholu. Czy dziś już tego nie potrzebuje? Czy tylko wszechobecne media wmawiają mu, że tego nie potrzebuje? Być może to my nie potrafimy walczyć ze stereotypem wydrwionego przez społeczeństwo „katola", który jest homofobem, zakazuje seksu, antykoncepcji, używek, aborcji, eutanazji i zapłodnienia in-vitro? A trzeba przecież iść z duchem czasu i zgadzać się na wszystkie głupie pomysły ludzkości tylko dlatego, że wspomniana ludzkość woli w życiu iść na łatwiznę, rozjeżdżając medialnym krzykiem, jak taranem, moralność, człowieczeństwo i ludzką godność, by wytyczyć sobie drogę na skróty. Skoro dorośli, poważni ludzie, których zaprasza się do telewizji, cytuje w prasie, na których głosuje się w wyborach, chcą iść na skróty, to młodzi ludzie, którzy w naturalny sposób wolą żeby wymagano od nich mniej niż więcej, z radością i w podskokach podążą tą samą drogą „na skróty"... prosto ku zatraceniu.

Pewien Ksiądz prowadzący rekolekcje oazowe powiedział, że ludzie należący do tej wspólnoty to elita. Nie powiedział tego, by pompować naszą pychę czy podbudować samoocenę, ale po to, by nam uświadomić, że musimy od siebie wymagać. Bycie oazowiczem zakładało pewne wyrzeczenia jak np. podejmowanie postu od alkoholu i wszelkich używek, codzienną modlitwę, czytanie Pisma Świętego i styl życia, który byłby jasnym świadectwem wiary dla środowisk, w których żyjemy. Umiałam podjąć te wyzwania, bo wiedziałam, że ma to głęboki sens i wartość, że nie tylko będzie budowało moją wiarę, ale też kształtowało mnie, jako człowieka. To była walka z moimi słabościami, ale każde zwycięstwo dawało potężną satysfakcję. Spotkania oazowe też były wymagające. Wspólna modlitwa, spotkanie w grupie, konkretne dzieła, które podejmowaliśmy to nieraz była ciężka, czasem żmudna praca, ale dawało nam to wielką radość.

Dziś księża starają się robić wszystko, by młodzież przyciągnąć do kościoła. Organizują przedstawienia, koncerty, dyskoteki w salkach, sportowe rozgrywki. Bardzo to wszystko fajne, ale zatraca się gdzieś ta istota tworzenia wspólnoty. Grupy te coraz częściej chcą stanowić konkurencję dla światowych rozrywek, zamiast być alternatywą, czymś zupełnie innym, przynajmniej dla tych, co szukają jakiejś głębi i sensu życia, który nie skończy się po sobotniej imprezie rano. Obecnie grupę oazową przy parafii, do której kiedyś należałam stanowi kilkanaście osób, w większości gimnazjalistów, którzy chcą czegoś więcej niż brodzenia w płytkim bajorze cielesnych przyjemności. Szukają głębi duchowej, która w naturalny sposób ich pociąga i mają ochotę się trudzić i poświęcać, by jej doświadczyć. To fajna młodzież, którą trudno dostrzec w dzisiejszym świecie, trzeba ją we właściwy sposób pokierować pociągając do Jezusa.

Życie Ewangelią jest trudne i wymagające, Jezus nigdy nie obiecywał, że będzie łatwo, wręcz przeciwnie i młodym ludziom, którym już wystarczyło odwagi, by dać sobie przypiąć łatkę katolika, bardzo to odpowiada. Natomiast odpowiedzialni za młodzieżowe wspólnoty jakby bali się postawić młodym wymagania, bo ci mogą odejść. Ja myślę, że ci, którzy idą na życiową łatwiznę i tak się w takiej grupie nie pojawią, a ci, którzy właśnie czekają, by ktoś w końcu czegoś wymagał, którzy chcą nad sobą pracować, którzy chcą być lepszymi ludźmi odejdą, bo nie znajdą tego, czego szukali. Dokąd odejdą? Strach pomyśleć... na kolejną imprezę, bądź do jakiejś sekty, gdzie są jasne reguły, konkretne wymagania, ciężka praca i do tego zagwarantowany rozwój duchowy w poczuciu wiecznego szczęścia wśród kochających „przyjaciół". Czego chcieć więcej?

Młody człowiek nie chce dziś być „katolem", jakiego kreują media i słusznie, bo ten wizerunek z prawdziwym katolicyzmem nie ma nic wspólnego. Nie pozostaje nam, zatem nic innego jak żyć odważnie według nauki Chrystusa, by młodzi widzieli, że takie życie jest prawdziwie szczęściodajne. I oczywiście modlić się, by każdy młody człowiek spotkał na swojej drodze życia osobę, która zarazi go miłością do Boga i Kościoła, bo prawdziwa miłość zwycięży lęk, nawet przed uznaniem za „katola" przez wszystkich kumpli z osiedla.

Otwierany 659 razy Źródło: jezus.com.pl Autor: Ania Misztal
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła