Gość w dom to Bóg... czy intruz?
„Gość w dom, Bóg w dom” — to znane powiedzenie w
różnych formach obowiązywało przez długi czas we wszystkich rejonach
świata, i to niemal od zarania dziejów. Korzenie podstaw gościnności
wywodzą się jeszcze z czasów zamierzchłych, kiedy to zaludnienie było
tak małe, że widok każdej przyjaznej istoty ludzkiej — pomijając
najbliższą rodzinę — stanowił rzadkość (człowiek był ogromną wartością, i
to nie tylko czysto biologiczną — abstrahując od sytuacji drastycznych,
takich jak napaści, grabieże, walki itp.).
Często na wielkich bezludnych obszarach ziemi napotkanie innego
człowieka graniczyło z cudem. Z czasem, w miarę wzrostu populacji,
sytuacja ta zaczęła ulegać stopniowej zmianie. W miastach, gdzie
zagęszczenie siłą rzeczy jest duże, problem braku towarzystwa nie
przybierał takiej formy jak na wsiach, we dworach i w majątkach, gdzie
gości wypatrywano wręcz z utęsknieniem. Każdy, nawet zbłąkany wędrowiec
(byle nie wróg) był nie lada atrakcją, wnosił świeży powiew do
monotonnego rytmu codziennych zajęć, dlatego był zwykle podejmowany jako
ktoś szczególny, wyjątkowy. Człowiek, jako istota społeczna i rozumna, w
naturalny sposób jest spragniona — i była zawsze — kontaktu i „wieści
ze świata” (informacji). Praca nie zastąpi towarzystwa i ciekawości
życia, a każdy gość to „coś nowego” (nowe doświadczenie) i naturalny
pretekst do wspólnych rozmów, refleksji, wymiany poglądów. Razem
spędzony czas, wspólne posiłki (śniadania, podwieczorki, wieczorne
biesiady) należały do najprzyjemniejszych chwil w prozaicznej
prowincjonalnej rzeczywistości. Z tego też względu tak powszechne były —
szczególnie w środowiskach zamożniejszych — wzajemne odwiedziny,
wspólne zamieszkiwanie i długotrwałe rezydowanie u krewnych.
Stosunek do gościnności, jej form i obyczajów był bardzo różny i dla
nas współcześnie może być nieraz zaskakujący. Jako swoistą ciekawostkę
dotyczącą staropolskiej gościnności i zmian zachodzących w tym zakresie
można podać przykład częstowania gości niemal obowiązkowym ongiś
napitkiem (miodem, winem, okowitą). Dawniej we dworach nietaktem było,
aby kielichy gości napełniał gospodarz lub służba. Każdy gość dostawał
do dyspozycji własną butelkę, gdyż nalewanie przez służbę lub gospodarza
było traktowane jako przejaw skąpstwa i braku taktu — interpretowano to
jako wydzielanie, racjonowanie trunku bądź przymuszanie do picia.
Zgodnie ze starą tradycją, każdy gość powinien pić według własnego
uznania.
Pismo Święte mówi: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”, co w
praktyce oznacza konieczność poszukiwania i nawiązywania wspólnej,
szczerej więzi z innymi ludźmi. Gościnność powinna objawiać się
okazywaniem bliźnim serca i serdecznością. Przebywanie razem powinno
sprawiać nam autentyczną przyjemność i radość. Jest to bardzo ważny
element naszego człowieczeństwa i istotna kwestia prawidłowego rozwoju
całej naszej cywilizacji. Brak gościnności powoduje, że ludzie zamykają
się w sobie. Nawyk gościnności jest także niezwykle ważnym elementem
wychowywania i kształtowania świadomości dziecka (poprzez przykład
rodziców).
Jednak z chwilą pojawienia się massmediów, a w szczególności
wkroczenia do naszych domów wszechobecnej telewizji i Internetu,
sytuacja ta ulega systematycznej zmianie. Nadmiar informacji, tempo
życia, ilość obowiązków, pogoń za karierą etc. — wszystko to powoduje,
że coraz częściej gość z osoby pożądanej staje się intruzem. Mamy coraz
mniejszą ochotę na czyjeś — szczególnie niezapowiedziane — odwiedziny,
wizyty, życie towarzyskie, przebywanie ze znajomymi. A brak wzajemnych
kontaktów niszczy relacje międzyludzkie, rozwija egoizm, wzajemną
niechęć, nieufność, a w konsekwencji wywołuje wrogość i agresję.
Dlatego, wbrew przeciwnościom losu, powszechnej apatii i zmęczeniu,
trzeba podtrzymywać i pielęgnować gościnność chociażby z powodu
wspomnianych względów wychowawczych, „bo kiedy brak gościnności, to brak
życzliwości”. Bezpośredni kontakt z innym człowiekiem można porównać do
bezpośredniego kontaktu z autentyczną kulturą i sztuką, w których tkwi
jakiś niewidzialny, nieuchwytny magnetyzm. Obcowanie z rzeczywistością
wirtualną nigdy nie zastąpi kontaktu z drugim człowiekiem. To wzajemne
obcowanie ze sobą ma coś z misterium przekazywania sobie niewidzialnej
energii duchowej, które może mieć miejsce tylko podczas kontaktu
bezpośredniego.
Otwierany 508 razy
|
Źródło:
opoka.org.pl
|
Autor: Krzysztof Tarnawski |