Faryzeusz i celnik w nas
Faryzeusz jest pewny siebie. Niewątpliwie wyróżnia się wiedzą religijną, pobożnością i rygorystycznym wypełnianiem tego, co nakazywało Prawo. Cieszy się też uznaniem u ludzi. Zaś celnik jest faryzeusza przeciwieństwem. Celnik, owszem, też się ...wyróżnia. Dużo posiada (za sprawą zdzierstwa i oszustwa). Doskwiera mu to, że jest powszechnie pogardzany za kolaborowanie z okupacyjną władzą Rzymu.
Faryzeusz zaczyna swą modlitwę od podziękowania Bogu. A za co dziękuje? Może za Boże dobrodziejstwa? Nie. Za to, że wynik jego porównywania się (zapewne nie raz to robił) z innymi ludźmi był wysoce zadowalający:
Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik.
Nie zająknąwszy się ani jednym słowem na temat swoich grzechów i grzeszności, faryzeusz przystąpił do wyliczenia swoich dobrych czynów i zasług:
Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam.
Faryzeusz sądził, że po takiej modlitwie może spokojnie wstać i dalej pędzić żywot człowieka porządnego, który nadal będzie porównywać się ze złoczyńcami, osądzać ich i czerpać z tego poczucie wyższości i sprawiedliwości w oczach Boga.
A celnik? Ten swych grzechów ani nie przeocza, ani ich przed Bogiem nie przemilcza. Przeciwnie, kieruje na nie uwagę Boga, którego jednocześnie prosi o litość i przebaczenie.
Oczywiście, celnikowi łatwiej przychodzi swe grzechy ujrzeć i uznać; są one aż nadto oczywiste. Ludzie wytykają palcami. A więc i z tego powodu celnik ma jasność, że przystoi mu skrucha serca. W poczuciu winy i niegodności szczerze się uniża. Staje gdzieś w tyle świątyni..., nie śmiąc nawet oczu wznieść ku niebu. Bije się w piersi i mówi:
Boże, miej litość dla mnie, grzesznika.
Jak widać, celnik nie porównuje siebie z innymi. Nie słychać też, by innych osądzał. Po prostu, uwagę Boga kieruje na swoje grzechy. W żaden sposób nie próbuje (sam) usprawiedliwiać swoich grzechów. No mógłby przykładowo powiedzieć Bogu, że zna ... paru gorszych od siebie. On jednak wyznał grzeszność i zawodność swego serca.
Jezus kończy przypowieść stwierdzeniem, które daje nam wiele do myślenia:
Powiadam wam: Ten (czyli celnik) odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.
Usposobienia serca, o których mówi przypowieść, bardzo się różnią. Faryzeusz odgrodził się od Boga, zaś celnik otwarł się na Jego zbawcze działanie.
Jakie wnioski winniśmy wyciągnąć z Jezusowej nauki? - To dość oczywiste.
Powinniśmy wytropić w sobie postawę faryzeusza. Skoro przez całe ziemskie życie atakują nas ciemności grzechu a my im nieraz ulegaliśmy, to nie mówmy - Bogu, sobie samym, a także bliźnim - że jesteśmy właściwie już bezgrzeszni, doskonali i sprawiedliwi. I że jesteśmy lepsi od innych. Że możemy nad innymi górować czy kimkolwiek pogardzać. Kto żywi takie przekonanie i z takiej pozycji zwraca się do Boga oraz z takiej pozycji myśli o swoich bliźnich, ten tkwi w grzechu (w grzesznym usposobieniu) „po uszy". Krótko, ktoś taki żyje życiem niemiłym Bogu. On zaś (nie)cierpliwie czeka na jego nawrócenie.
- W świetle dzisiejszej perykopy winniśmy wyostrzyć samokrytyczną uwagę, gdy wzbiera w nas faryzejska pewność siebie; gdy smakuje nam uczucie górowania nad tymi, którzy wydają się nam wielkimi grzesznikami.
- Nie jest dobrze, gdy oskarżając innych i mówiąc Bogu, jakie to zło oni czynią, chcemy w ten sposób „zapunktować". Byłby to sposób marny (nawet wstrętny) wydania się kimś dobrym i sprawiedliwym w oczach Boga!
- Efekt faryzejskich zabiegów jest zgoła przeciwny od zamierzonego. Wcale przez to nie jawimy się Bogu jako mili, usprawiedliwieni. Wręcz przeciwnie.
- Dopiero wejście i przyswojenie sobie postawy celnika uczyni nas w oczach Boga - miłymi, sprawiedliwymi. Kimś, kogo można przygarnąć. Komu można okazać bezmiar przebaczenia, świętości i podarowanej nieskalaności (por. Ef 1, 4).
O faryzeuszu nieco dokładniej
Warto nieco dokładniej przyjrzeć się faryzeuszowi. Także dlatego, by wskutek braku refleksji nie stać się bezmyślnym i tępym naśladowcą faryzeusza.
Może mieliśmy czasem ochotę zapytać, czego właściwie brakuje faryzeuszowi, skoro ma on na swoim koncie wiele dobrych uczynków i wyróżnia się zaletami charakteru, a ponadto wiedzą religijną i staraniem o życie moralne.
Jego modlitwa świadczy o tym, że był on człowiekiem „sprawiedliwym" w tym sensie, że starał się o zachowanie przepisów Prawa i o wykonywanie dobrych uczynków. Jest naprawdę imponujące to, co zwykł czynić faryzeusz z epoki Jezusa: pościł zgodnie z zaleceniami (a może nawet więcej), pomagał innym poprzez jałmużny. Umiał też podziękować Bogu za wszystko, co otrzymywał, i za wszystko, co było w nim dobre! Czy nie ma w tym dobra i piękna? Jest. Jednak nie ma tu czegoś, co być powinno, bo jest najważniejsze!
Rzeczywiście, faryzeusz na pierwsze wejrzenie wydaje się być ideałem prawego Izraelity, jednak w jego (za „ciasno" pojętej) sprawiedliwości zabrakło czegoś bardzo ważnego, a nawet najważniejszego! Zabrakło podobieństwa do Boga w żywieniu i okazywaniu miłosiernej miłości wobec grzeszników. Bóg ma tę Miłość nadobficie, niejako w nadmiarze. Faryzeuszowi bardzo jej brakuje.
- Słońce, wielki dar Boga, wschodzi nad każdym człowiekiem (por. Mt 5, 45). Nad każdym bez różnicy. Dzieje się tak nie bez powodu i nie bez woli Stwórcy. Słońce ogrzewa wszystkich. O wiele bardziej takim duchowym Słońcem, które do wszystkich dociera i wszystkich swoimi promieniami przenika, jest miłosierna Miłość Boga. Bóg nigdy nie wycofuje swej życzliwości wobec nikogo z tych, których stworzył na swój obraz i podobieństwo.
- Bóg, w odróżnieniu od faryzeusza, nie mówi o nikim, że ktoś jest Jego „gorszym dzieckiem". W oczach Ojca niebieskiego nie ma „gorszych dzieci Boga".
- Bóg Ojciec do wszystkich mówi językiem miłości, która pozyskuje, pociąga i ocala. Oczywiście, dotyczy to także samego faryzeusza. Na razie odszedł on nieusprawiedliwiony, ale wystarczy jeden akt odwrócenia się od jego (na razie dla niego ukrytego) grzechu, a od razu stanie się on sprawiedliwy, pojednany z Ojcem. Odczuje smak i wspaniałość miłosiernej miłości Boga Ojca.
Słońce nieustannie wysyła swe promienie w kierunku wszystkich i wszystkiego. Podobnie rozchodzą się promienie Boskiej Miłości.
A jak jest z nami? I czy naszego upodobnienia się do Słońca i do Boga nie należy zacząć od pokornej prośby celnika:
Boże, miej litość dla mnie, grzesznika.