Droga do Santiago
Dodano dnia 01.10.2010 15:25
Trzeba przejść 150 km. Jedni szukają na szlaku odpowiedzi na dręczące ich pytania, inni idą z ciekawości. Dla wielu camino stało się stylem życia.

Najwięcej pielgrzymów ściąga do Santiago de Compostela 25 lipca w Dniu Świętego Jakuba. Uroczystości rozpoczynają się w przeddzień całonocną zabawą. Tańce i fajerwerki przyciągają przed katedrę pielgrzymów i mieszkańców. Nazajutrz odbywa się kolorowa, radosna procesja i uroczysta msza święta. Zapalane jest botafumeiro, 54-kilogramowa srebrna kadzielnica zawieszona u stropu 32-metrowej kopuły katedry, poruszana na linach przez ośmiu mężczyzn. Widok płomienia przecinającego w kłębach dymu powietrze jest oszałamiający.

W tym roku Jakuba wypada w niedzielę, co oznacza, iż jest to Święty Rok. Na szlaku będzie więc bardzo dużo pielgrzymów.


Do grobu św. Jakuba można pielgrzymować pieszo, rowerem lub konno. Inne sposoby tradycjonaliści uważają za złamanie niepisanego kodeksu. Dlatego wiele osób woli przerwać podróż w połowie drogi, a następnego roku kontynuować ją od tego samego miejsca, niż podjechać autobusem. Żeby pielgrzymka była ważna, należy pokonać minimum 150 km. Ci, którzy nie mogą rozpocząć wędrówki zgodnie ze średniowiecznym zwyczajem, tzn. spod własnych drzwi, na szlak wkraczają najczęściej w St. Jean Pied-de-Port (we francuskich Pirenejach) lub w Roncesvalles (w Hiszpanii). Do Santiago jest stamtąd ok. 765 km.

 

Według legendy w Santiago de Compostela znajduje się odnaleziony w cudowny sposób grób jednego z 12 apostołów - św. Jakuba Starszego. Ciało apostoła ściętego z polecenia namiestnika rzymskiego Heroda I Agrypy (42 lub 44 r. n.e.) umieszczono w łodzi bez wioseł, która została przeniesiona na skrzydłach anielskich aż do wybrzeży północnej Hiszpanii, w okolice portu Padron. Stąd odebrała je i pochowała na dawnym cmentarzu królowa Lupa. Około 813 r. n.e. pustelnik Pelayo ujrzał w nocy deszcz gwiazd spadających na pobliskie wzgórze. Podzielił się swoją wizją z miejscowym biskupem Teodomirem, który zleciwszy zbadanie sprawy, odkrył kamienny grobowiec zawierający szczątki męczennika. Wybudowano w tym miejscu kościół, a nazwa Compostela (łac. campus stellae - pole gwiazd), przypomina cudowne wydarzenie związane z tym miejscem.

 

Od Kastylii do Galicji

Pierwsze kilometry to surowe piękno Pirenejów, XII-wieczne romańskie kościoły łączące elementy chrześcijańskie i mauretańskie. To także skwar i chłód, zmęczenie i pragnienie. Przemierzając Nawarrę, wędrowaliśmy przez maleńkie, położone w dolinach miasteczka. Zwiedziliśmy sławną z corocznych lipcowych gonitw i walk z bykami Pamplonę oraz perły średniowiecznej architektury - Puenta la Reina i Estellę. Doszliśmy aż do rzeki Ebro i Logrono, stolicy regionu La Rioja słynącego z najlepszych w Hiszpanii czerwonych win (winnice istniały tu już w czasach rzymskich).

Monotonny, surowy, spalony słońcem krajobraz Kastylii i Leon. Pola zbóż, kukurydzy i słoneczników ciągną się kilometrami aż po horyzont. To północna część płaskowyżu Meseta (600 m n.p.m.) - serce Hiszpanii. Gdzieniegdzie natrafiamy na osadę, nad którą górują ruiny zamku, przypominając czasy, gdy chrześcijanie z północy toczyli walki z Arabami z południa. Zwiedzamy Burgos (miasto Cyda) i Leon (założone w 68 roku n.e. przez rzymskich legionistów), w których znajdują się jedne z piękniejszych katedr w Europie. Pomiędzy nimi leży Sahagn, z którym wiąże się wiele legend o Karolu Wielkim.

Kierując się stale na zachód, dochodzimy do Astorgi, miasta chlubiącego się nie tylko gotycką katedrą, ale i neogotyckim Pałacem Biskupim - dziełem Antonio Gaudiego.

Krajobraz stopniowo się zmienia, tracąc północnokastylijską surowość. Pojawiają się winnice i kępki drzew, linia horyzontu zaczyna falować, okolica staje się bardziej zielona. Kolejne kilometry i Ponferrada z XIII-wiecznym zamkiem zakonu templariuszy, a dalej Villafranca del Bierzo - osada założona w XI w. przez Franków. Gdy ktoś nie mógł dotrzeć do Santiago, odpust mógł otrzymać właśnie tutaj, w XII-wiecznym kościele św. Jakuba. Przez kasztanowe gaje i wzgórza porośnięte bujnymi łąkami, na których pasą się owce, docieramy do O Cebreiro - miejscowości znanej z preromańskiego kościoła Santa Maria la Real. Na początku XIV w. w czasie mszy świętej hostia, którą trzymał wątpiący mnich, przemieniła się w ciało, a wino z kielicha w krew. W O Cebreiro znajduje się też kilka pallozas - kamiennych domów krytych słomą przypominających dawnych mieszkańców tych ziem, Celtów. To już Galicja, tajemniczy region Hiszpanii przypominający trochę Irlandię, Szkocję lub Bretanię. Głębokie doliny, gęste lasy, kamienne domostwa i płoty na polach. Kolejne legendy, w których świętych zastępują leśne duchy, druidzi i celtyccy bohaterowie. Wędrując kamiennymi drogami, mijamy hórreos - kamienne spichlerze o ażurowych ścianach zdobione krzyżami lub muszlami.

W końcu po miesiącu docieramy do Santiago de Compostela. Z okien Convento de Belvis patrzymy na panoramę miasta i oświetlone wieże katedry. Dziwne uczucie - następnego dnia nie musimy wstawać o świcie, zakładać plecaków i wyruszać w drogę...

 

Hola! Buen camino!

To, co dokonuje się podczas wędrowania, często jest cenniejsze niż samo dojście do celu. Spotkany po drodze ksiądz powiedział nam: "Nauczcie się przyjmować wszystko, co spotka was na camino". Te słowa towarzyszyły nam nie tylko w ciężkich chwilach, gdy deszcz i wiatr utrudniały wędrówkę, a nogi odmawiały posłuszeństwa, lecz zwłaszcza wtedy, gdy następowało spotkanie. Z miejscem, nasyconym historią i różnobarwną jak mozaika kulturą Hiszpanii, ale przede wszystkim z człowiekiem: tym, który wędruje, i tym, który mieszka w miejscu, przez które się wędruje. Każde spotkanie otwierały słowa pozdrowienia: - Hola! Buenos d~as! Buen camino. Gdy padały, można było iść dalej "dobrą drogą", lecz mogły być również początkiem rozmowy. W ten sposób poznaliśmy wiele osób, dla których camino stało się stylem życia.

Czterdziestokilkuletni Antonio z Hiszpanii po raz kolejny przemierzał ten szlak. W zeszłym roku ukończył trwającą rok i trzy miesiące wędrówkę na trasie Madryt - Rzym - Santiago. Przeszedł 7 tys. km. Zwykle po powrocie do domu szuka pracy. Odchodzi z niej, gdy zbierze fundusze na kolejną pielgrzymkę. W przyszłym roku planuje podróż z Santiago przez Rzym do Jerozolimy.

Trzydziestokilkuletni Robert, do niedawna świetnie zarabiający informatyk z Niemiec, zrezygnował z pracy, gdy stwierdził, że nie o to mu w życiu chodzi. Może camino przyniesie mu odpowiedź, co ma robić dalej. Na razie odkrywa piękno wędrowania.

Jasminne, która wróciła do Europy po dwóch latach pobytu w Argentynie, wędrując utwierdza się w decyzji wstąpienia do klasztoru.

Nie wszyscy szukają odpowiedzi na swoje pytania. Większość to zwykli turyści, którzy na szlak weszli z ciekawości. Jedni są bardzo otwarci, inni idą przed siebie wpatrzeni w stopery, ostro stukając trekkingowymi kijami. Można przejść kilkaset kilometrów i z nikim dłużej nie porozmawiać, nikogo nie spotkać. Można iść, nie wiedząc, że się podąża rzymską drogą, że niewielki kościółek z kamienia został zbudowany w XII w. na pamiątkę cudu, a słomiana strzecha stojącej przy drodze rudery to pamiątka po Celtach. Camino jest pełne tajemnic, które choć czasem zakryte galicyjską mgłą, ciekawym i wytrwałym pozwalają się odkryć.

 

Całujemy muszlę, witamy świętego

Z innymi pielgrzymami przechodzimy przez Puerta del Camino, główne wrota dawnej Composteli. Stąd znaki prowadzą na Plaza de la Quintana do wschodniej ściany katedry, gdzie znajdują się Święte Drzwi (otwarte tylko w latach, gdy Dzień Świętego Jakuba wypada w niedzielę). Stamtąd idziemy na Plaza del Obradoiro, by podziwiać barokową fasadę katedry budowanej od 1078 r. aż do XVIII w. Na środku placu wmurowano symbol camino - muszlę vieira, którą całujemy w podzięce za to, że bezpiecznie doprowadziła nas do celu. Przystajemy w obszernym przedsionku katedry, podziwiając rzeźbione w granicie Portico de la Gloria (Portyk Chwały), XII-wieczne dzieło mistrza Mateusza - szczytowe osiągnięcie sztuki romańskiej w Hiszpanii. Portal składa się z trzech części. Środkową dzieli na pół filar z umieszczoną na górze figurą apostoła Jakuba. Powyżej, w centralnej części tympanonu, mistrz umieścił postaci Chrystusa i czterech ewangelistów. Odwiecznym zwyczajem pielgrzymi dotykają wytartego milionem rąk bogato rzeźbionego głównego filaru przedstawiającego drzewo Jessego. Potem obchodzą go i schylając się, dotykają czołem skroni figury uznanej za mistrza Matteo z nadzieją, że spłynie na nich cząstka jego wiedzy i mądrości. W krypcie pod ołtarzem głównym znajduje się grób z relikwiami św. Jakuba. Romańskie wnętrze katedry jest surowe, co podkreśla bogactwo złoconego, barokowego ołtarza z figurą św. Jakuba w części głównej. Kolejny zwyczaj to przejście za ołtarz i objęcie w powitalnym geście figury apostoła.

***

Pobyt w Hiszpanii warto zaplanować tak, by w Santiago spędzić co najmniej dwie noce. Potem można wrócić do domu lub udać się do oddalonego o 100 km przylądka Finisterrae, uznanego przez starożytnych za koniec świata. Dalej jest już tylko "przerażające morze" (mare tenebrosum). Linia horyzontu, wytyczona zetknięciem nieba z Oceanem Atlantyckim, uznana była za granicę świata materialnego i duchowego, świata żywych i umarłych, granicę życia i śmierci. Pielgrzymi, którzy tu dotarli, palili na brzegu pątnicze szaty i obmywali się w oceanie, co symbolizowało śmierć starego i narodziny nowego człowieka.

Otwierany 2430 razy Źródło: turystyka.gazeta.pl
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła