Świadectwa   
Bóg Cię kocha!
Dodano dnia 05.03.2013 11:53

Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim... (Iz 43,1

 

 

Świadectwo Moniki

Od zawsze tym, czego najbardziej pragnęłam, było, by ktoś mnie kochał. Na tym polu doznałam niejednego zawodu. Między innymi nigdy nie czułam się kochana przez moją mamę, która całe życie dawała mi do zrozumienia, że jestem do niczego, że jestem zakałą. Było też tak, że żaden chłopak nigdy nie odwzajemniał moich uczuć. Zaczęłam wierzyć w to, że mnie nie można kochać. Więc i ja sama przestałam się akceptować. Wydawało się, że wszystko co robię, robię źle. Ale Bóg zapragnął wyrwać mnie z tego podłego stanu, który niszczył mnie samą i moje relacje z bliskimi. On przekonał mnie, że kocha mnie właśnie taką, jaką jestem. To nie jest ludzka miłość, która ocenia. Serce Boga jest tak wielkie, że mieszczę się w Nim cała, z całym bagażem słabości, niepowodzeń, z tym co mam i tym, czego nie mam. A On mnie przygarnia i zapewnia, że taką właśnie mnie chce, bo w Jego oczach jestem wartościowa. Odkrycie tej prawdy nie było dla mnie jednorazowe. Poczucie, że jestem bez wartości wkrada się co jakiś czas w moje serce mimo, że od 4 lat trwam we Wspólnocie oraz jestem we wspaniałym związku. Ale widzę, że Bóg dokańcza we mnie procesu uzdrowienia. Mam już pewność, że zostałam stworzona tak, by już niczym więcej nie musieć zasłużyć na Miłość.
Monika (studentka biotechnologii)

 

Świadectwo Artura

Hmm, jak to było u mnie z Miłością Bożą??? - BARDZO RÓŻNIE... Wychowywałem się w katolickiej rodzinie, gdzie Mama stawiała duży nacisk na wiarę, nie było u mnie problemów z odprawianiem praktyk religijnych, ( bo chyba tylko tak mogę to nazwać). Chodziłem do kościoła - "bo tak trzeba". Nie mogę powiedzieć żeby moje życie wyglądało wtedy jakoś specjalnie źle, nie piłem, nie ćpałem, w miarę się uczyłem, w sumie nie ma, na co narzekać, jednak coś było nie do końca fajnie. Jakoś tak kijowo, jakby pusto i bez sensu. I tak się moje życie przewlokło do momentu, kiedy poznałem pewną dziewczynę. Ona była jakaś inna niż wszyscy, nie kumałem, czemu wszystko widzi przez różowe okulary i szczerze mówiąc cholernie mnie to irytowało. Pewnego dnia powiedziała mi, abym poszedł na rekolekcje - kurs Filip. Po tym kursie zajarzyłem, co jej siedzi w głowie i czemu jest taka "Uśmiechnięta". Na kursie tym powiedziano mi, że Pan Bóg mnie kocha., fajnie .. ale co z tego!!! Przez kilka dni było miło, ale później znów powrót do rzeczywistości. Jakoś to do mnie nie trafiało. Może inaczej wtedy myślałem, nie ważne nie czułem tego. Cały czas mi się wydawało, że Pan Bóg, jest owszem, ale jest cholernie daleko, jak coś przeskrobie to da mi kopa w tyłek, aż grzecznie pójdę do spowiedzi. To był Bóg ala Rambo - jak jesteś grzeczny, to jest miły, jak nie to Ci zrobi w życiu taką rozwałkę, że pożałujesz. i to bardzo. W takim przeświadczeniu przeżyłem ponad rok mojego bytu, bo życiem tego nie nazwę. Po pewnym zdarzeniu w moim życiu, które Pan Bóg miał rozwiązać pomyślnie, (czego oczywiście nie zrobił). Stwierdziłem: Chrzanie to!!! On ma gdzieś, o co go proszę, ma gdzieś mnie, to, że mnie kocha to jedna wielka ściema, walę!!! Nie chce mieć z Nim nic do czynienia. w moim życiu to był czas osiągnięcia duchowego DNA. A ile osób przy okazji skrzywdziłem, szkoda gadać. W ogóle . po prostu dramat. Bóg przyszedł ze swą miłością wtedy, gdy sytuacja wydawała się być zupełnie beznadziejna. To było w wakacje, zupełnie samotne wakacje, nie miałem obok sienie nikogo. NIKOGO!!!!!!!!! Wszyscy wydawało się odwrócili, albo byli 2 tys. km dalej. Został TYLKO ON, jedyny, najwierniejszy i najprawdziwszy Przyjaciel. Tam dostrzegłem jak wielki błąd zrobiłem, wyrzekając się Go. Dostrzegłem i zrozumiałem, że to nie jest handlarz, u którego możesz sobie kupić różne łaski. A przede wszystkim to nie jest Rambo, który daje w mordę jak grzeszysz. Najważniejsze w moim życiu było otwarcie się na Bożą miłość, ze wszystkim, co Ona ze sobą niesie, a to czasami może zaboleć i wymagać zrezygnowania z tego, co wydaje ci się dobre. I muszę przyznać, że jest to jedna z cięższych chwil życia. Ale za to, jakie są niespodzianki cuda i prezenty, to nawet sobie nie można wyobrazić. ( Prosiłem Boga o to by jakoś mnie przeprowadził przez studia i dyplom i wiecie co: mam na dyplomie ponad dobry, to dopiero cud!). Wiem teraz po tym wszystkim jedno: Bóg chce dla Ciebie jak najlepiej i bardzo Cię kocha, nawet nie wiesz jak bardzo, a tych, których kocha, tych czasem łoi. A cały pic polega na tym, żeby uwierzyć, że ON WIE, CZEGO CI POTRZEBA! Artur (inżynie)

 

Świadectwo Kasi

Zawsze uważałam, że miłość, to takie brzydkie słowo z serii: litość, kość, ość ...dość. Jeśli w filmach przedwojennych wypowiadał to słowo Eugeniusz Bodo, mogłam je znieść, to jednak w życiu wypowiedzenie tego było dla mnie tak samo trudne, jak mówienie o intymnych częściach ciała. Może dlatego, że kiedy bohaterowie filmów całowali się na ekranie i nazywali to miłością, musiałam, jako dziecko, wychodzić z pokoju. Miałam też zawsze przekonanie, że w mdłym zwrocie "kocham cię" najważniejsze jest to słówko "ja". Nie potrafiłam wtedy docenić tego, co robili dla mnie rodzice, jak sami pokazywali, co to jest miłość bez względu na wszystko. Z przekonaniem, że miłość to rodzaj dolegliwości, o której nie należy głośno mówić, weszłam w świat. W taki świat, w którym trzeba jak najszybciej amputować dziewictwo, a potem udowadniać, że jestem cokolwiek warta, bo potrafię zasłużyć na kochanka. Pół życia na to poświęciłam. Może to nawet było w jakiś sposób inspirujące, bo na tej "fali miłości" nauczyłam się robić witraże, animacje komputerowe, uczyłam się języków: chińskiego, hiszpańskiego i fińskiego (dopóki nie spotkałam następnej osoby, posługującej się innym językiem), zmieniałam systemy religijne w zależności od człowieka, który mnie fascynował. Zmieniałam swój sposób myślenia, gatunki muzyki, której słuchałam. Byłam gotowa jednego dnia być wróżką i wielbić potęgę numerologii, a następnego dnia przeklinać wróżbiarstwo jako baptystka. Myślę, że im bardziej chciałam zrobić wrażenie, tym bardziej widoczna była moja niedoskonałość. Z pewnością robiłam wrażenie osoby niezrównoważonej psychicznie. Bo też taka byłam. Dużo hałasu wokół, a w środku brud, poplątanie i głębokie poczucie własnej bezwartościowości, którego żaden człowiek nie mógł zatrzeć. Wyszłam nawet za mąż. I nic. Dalej bieda, brzydota i byle co. Kiedy już nie miałam zupełnie pomysłu na życie, pojawiła się Iwona, mój ziemski anioł stróż. Miała pomysł na moje życie. Miała takie szczególne, XIX -wieczne podejście do miłości . Prosiłam ją często o to, żeby przy mnie nie wypowiadała słowa "serce", bo zamiast miłości, czuję mdłości. W ramach uprzejmości (czemu to wszystko się rymuje?) zgodziłam się pójść na spotkanie wspólnoty katolickiej i moje pierwsze wrażenia, to był obraz ludzi, którzy kleją się do siebie i obcałowują. Pomyślałam, ok., zostaję. Tym bardziej, że grali niezłą muzykę. Ksiądz, który opiekował się wspólnotą, miał dla mnie dużo czasu. W ogóle wszyscy mieli dla mnie dużo czasu i cierpliwości. Głaskali, mówili ciepłe słowa, a ja, jak Zagłoba albo jak Szwejk, opowiadałam o moich przygodach. Jakoś nie mogłam wygenerować takiego uczucia do Boga, o którym rzewnie mówiono na spotkaniach, ale miałam poczucie bezpieczeństwa i mój głód wrażeń też był zaspokojony. Do momentu, kiedy musiałam wszystko przewartościować. Zachorował bardzo poważnie mój tata. Pomyślałam, że Jezus złamał układ. To ja tu chodzę codziennie na mszę, na spotkania, a On mi takie coś ... Dwa albo trzy dni wyłam, ale już wiedziałam, że nie mam do kogo pójść. Budda? Alkohol? Powolutku, powolutku wracałam do Jezusa. Zawarłam nowy układ "ja powierzam Ci, Jezu, wszystko, a Ty to jakoś dobrze poukładaj". Efekt był natychmiastowy. Całkowita zmiana mojego życia. Nowa praca. Nowe myśli. Mąż jeszcze (hehe) ten sam. I niech sobie ktoś nie pomyśli, że nie nawalam, bo ciągle robię coś nie tak. Może jestem byle co, ale już nie muszę zasługiwać na miłość. Bo jestem kochana przez Boga. Nadal myślę sobie, że to słowo "miłość" jest marne. Bo tego poczucia spokoju i bezpieczeństwa, kiedy jest się akceptowanym nie da się nazwać.
Kasia U.

 

 

Otwierany 1875 razy Źródło: snegdansk.pl/milosc.html


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła