Mocne doświadczenie samotności, przełamywania swoich słabości i chęciużalania się nad sobą. Te zmaganie fizyczne niejako wymusiło na mnie wiele refleksji dotyczących mojego życia i powołania. „Nie warto żyć normalnie. Warto żyć ekstremalnie" - pod takim hasłem wyruszyła tegoroczna Ekstremalna Droga Krzyżowa. EDK to indywidualne rekolekcje w drodze, które od 2009 roku cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Czy warto?
Nie planowałam
Nigdy nie planowałam uczestnictwa w EDK, myślałam, że jest to zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Kilka tygodni temu „przypadkowo" poznałam organizatora jednej trasy, a po rozmowie z nim zrodziło się w moim sercu pragnienie, by wyruszyć na szlak Maryi Niepokalanej i św. Maksymiliana, prowadzący z Warszawy Ursusa do Niepokalanowa, łącznie 44 km. Każdy oprócz ważnych intencji niósł swój krzyż, który na koniec można było złożyć przy XIV stacji Drogi Krzyżowej.
W nocy 11 marca byliśmy już na trasie. Ciemność, milczenie i krzyż, a dopiero potem radość z dotarcia do celu. Kiedy zgłaszałam się na listę pątników nie sądziłam, że może być ciężko, wiele razy pielgrzymowałam przecież do Częstochowy, więc 44 km nie są niczym nadzwyczajnym - myślałam. Myliłam się! I nie chodzi tu tylko o kwestię fizyczną.
Milczenie, noc, brak sił - łaska
Na EDK idzie się pojedynczo lub w kilkuosobowych grupkach, z zachowaniem pełnego milczenia. Chciałabym napisać, że było to dodatkowe utrudnienie, ale zamienię te słowa na „łaska". Tak, łaska. Bo przecież w ciszy najlepiej słychać głos Boga i tego wszystkiego, co siedzi we mnie. Do tego noc. Czas, w którym można szczególnie towarzyszyć Jezusowi w ostatnich chwilach Jego ziemskiego życia, w pewien sposób wynagrodzić straconą godzinę z Ogrodu Oliwnego, kiedy uczniowie, a raczej- ja, wolałam sobie smacznie pospać. Już po około 20 kilometrach miałam chęć usiąść, płakać i krzyczeć, że dalej nie idę. Byłam zaskoczona, że tak szybko straciłam siły. Monotonne odcinki trasy, brak postojów (oprócz krótkich rozważań przy stacjach) sprawiały wrażenie, że nie posuwamy się naprzód. I chyba właśnie ten moment przeżyłam najgłębiej. Przypomniały mi się słowa św. Faustyny „o życie szare i monotonne, ile w tobie skarbów". Modliłam się podczas tego etapu o wierność Jezusowi zwłaszcza w tych momentach życia, kiedy będę najbardziej narażona na rutynę. Te zmaganie fizyczne niejako wymusiło na mnie wiele refleksji dotyczących mojego życia i powołania, na które to (refleksje) być może nie zdobyłabym się w zwyczajnych warunkach codzienności. Ekstremalna Droga Krzyżowa to mocne doświadczenie samotności, przełamywania swoich słabości i chęci użalania się nad sobą. „To droga dla wytrwałych, a nie dla najmocniejszych", jak śpiewa Maleo Reggae Rockers.
Trud z Chrystusem
I jeszcze jedno... W EDK uczestniczyło wielu ludzi, przede wszystkim młodych. Ich widok - klęczących przy przydrożnych krzyżach, rozważających Mękę Pańską wyciskał łzy z oczu i rodził wdzięczność, że u nas - w Polsce można publicznie wyznawać swoją wiarę w Ukrzyżowanego. Oby tak było zawsze!
Nie jestem w stanie opisać wszystkiego, co dokonało się w sercu podczas tej nocnej wędrówki. Czuję wdzięczność i szczęście (choć moje nogi na razie są innego zdania), że mogłam doświadczyć choćby kropelki trudu Chrystusa, który ON bez wahania i pomimo mojej grzeszności, podjął za mnie. „Jeśli kto chce pójść za Mną...", a ja... CHCĘ!
s.M. Estera Andrzejewska
Otwierany 2606 razy
|
Źródło:
sluzebniczki.pl
|
|