JAN PAWEŁ II W POEZJI POLSKIEJ
Dodano dnia 01.04.2009 10:24
SŁOWIAŃSKI PAPIEŻ


Pośród niesnasek Pan Bóg uderza
W ogromny dzwon,
Dla słowiańskiego oto papieża
Otworzył tron.

Ten przed mieczami tak nie uciecze
Jako ten Włoch,
On śmiało, jak Bóg, pójdzie na miecze;
Świat mu to proch!

Twarz jego, słowem rozpromieniona,
Lampa dla sług,
Za nim rosnące pójdą plemiona
W światło, gdzie Bóg.

Na jego pacierz i rozkazanie
Nie tylko lud
Jeśli rozkaże, to słońce stanie,
Bo moc to cud!

On się już zbliża rozdawca nowy
Globowych sił:
Cofnie się w żyłach pod jego słowy
Krew naszych żył;

W sercach się zacznie światłości bożej
Strumienny ruch,
Co myśl pomyśli przezeń, to stworzy,
Bo moc to duch.

A trzeba mocy, byśmy ten pański
Dźwignęli świat:
Więc oto idzie papież słowiański,
Ludowy brat;

Oto już leje balsamy świata
Do naszych łon,
A chór aniołów kwiatem umiata
Dla niego tron.

On rozda miłość, jak dziś mocarze
Rozdają broń,
Sakramentalną moc on pokaże,
Świat wziąwszy w dłoń;

Gołąb mu słowa w hymnie wyleci,
Poniesie wieść,
Nowinę słodką, że duch już świeci
I ma swą cześć;

Niebo się nad nim piękne otworzy
Z obojga stron,
Bo on na świecie stanął i tworzy
I świat, i tron.

On przez narody uczyni bratnie,
Wydawszy głos,
Że duchy pójdą w cele ostatnie
Przez ofiar stos;

Moc mu pomoże sakramentalna
Narodów stu,
Moc ta przez duchy będzie widzialna
Przed trumną tu.

Takiego ducha wkrótce ujrzycie
Cień, potem twarz:
Wszelką z ran świata wyrzuci zgniłość,
Robactwo, gad,

Zdrowie przyniesie, rozpali miłość
I zbawi świat;
Wnętrze kościołów on powymiata,
Oczyści sień,
Boga pokaże w twórczości świata,
Jasno jak dzień.


/ Juliusz Słowacki, 1848 /


NA WYBÓR PAPIEŻA POLAKA


Gołębico
nad Kościół wzlatująca w niebo
znowu najskromniejszego szukająca
zstąp
daj wybrańcowi Twernu ufną śmiałość
wlej w usta prawdę
i krzyk uciśnionych
i przed piekielną furia nam go
chroń


/ Jerzy Narbutt /


NA WYBÓR JANA PAWŁA II


Więc Duch Spiritus Sanctus
wskazał Polaka
On wie co to jest szatan
Był tam gdzie Dante

Zna targowiska sił
Zna sprzymierzeńców zdrady
Bluźniercze zbitki słów
Święte przymierza nieprawych

I wielkie królestwo nadziei
Wiary chorągiew szumiącą
I źdźbło miłości wschodzące
co wiosna po topieli


/ Anna Pogonowska /


WYBÓR


nie można było przeczuć tego co się stanie
pomimo dziwnych snów o śmierci
i przyjścia niepodobna było widzieć
choć o tym już przed wiekiem napisano wiersze

co z tym teraz zrobimy nie tylko zależy
od Niego co za bary wziął się ze światami
lecz od nas którym światki wąskie nasze
tak trudno jest porzucić i wygody wszelkie

jednak musimy przezwyciężyć siebie
i stanąć na wezwanie powołani wszyscy
choć wiek nie romantyczny i sił na zamiary
już się nie mierzy wcale w tym cynicznym tańcu

wstać trzeba z martwych to już powiedziano
przyświadczyć duchem kiedy boli ciało
i ze zbutwiałych desek klecić łódź nadziei
wierząc że dopłyniemy do dobrej przystani


/ Bolesław Taborski /

PO POWROCIE Z RZYMU


Nie mogę się uspokoić, przyjacielu,
nie mogę się uspokoić.

W mgle listopadowej
co Kraków opływa,
w tym smutku nieustannym,
którym jest nasze życie,
wciąż ta struna w pamięci
mosiężnie się odzywa,
zamykam oczy i znowu
trwam w jasnym błękicie,

Nie wiem za co mnie Pan Bóg
nagle wynagrodził.
Pewnie dał jak zwykle hojnie i z nadmiarem,
tak jak mówi Pismo
wtargnął w życie jak złodziej,
zabrał resztkę zwątpienia
miłość zostawi! I wiarę,

Nie mogę się uspokoić, przyjacielu.
Zamykam oczy i wracam
na Plac Świętego Piotra,
gdzie Chrystus wciąż wisi na krzyżu,
łotr wisi obok łotra.

gdzie tłumy ludzi z palmami
nadziei w sercach swoich
i Matka bolesna świata
z otuchą w sercu stoi,
gdzie tłum pielgrzymów z Polski
żałosne pieśni śpiewa,
nad nimi wiatr historii
feretron snu rozwiewa,
we włoskim słońcu znowu
Mazurek Dąbrowskiego.
Broń nas Panie przed zgubą
strzeż od wszelkiego złego.

Nie mogę się uspokoić, przyjacielu.
Nie mogę wrócić do domu.

O Jeruzalem, miasto rodzinne,
gdzie matka moja i ojciec
żyją dawno pomarli
i mieszkań jest wiele
dla całej owczarni,
gdzie owca zbłąkana wbiega
przez bramę pojedynczo
i wtedy ku jej chwale
niebiosa serdecznie milczą,
gdzie pokój panuje i radość
i taka litość nad nami,
że oniemiały człowiek
nie wie co począć z grzechami.


Marek Skwarnicki


TAK TRZEBA


Całował ziemię polska
i różne polskie twarze
i różne ściskał dłonie

choć nie wszystkie samochody są odkryte
i nie wszystkie są biało-żółte
nie wszystkie ręce błogosławią
nie wszystkie uzbrojone są w krzyż
nie wszyscy są aż tak odważni
by Jezusowi z Nazaretu
przybić pieczątkę w paszporcie

trzeba mówić prawdę przez głośnik
prawdę złudzeń już dawno wyzbytą
Papież nie ma zupełnie dywizji
jego bronią jedyną jest prawda
nie dał się rozbroić

a nuż jednak
Pan Bóg pomoże
i gest życzliwy białego mocarza
da pokój nawet wściekle przestraszonym
do im tego pokoju
o który nie walczą
amen

/
 Jan Turnau /

KILKA DNI

(fragmenty)

Gdy samolot ziemi dotykał
Ziemia, oddawała pocałunek
Nie było niegodnych:
Samarytanin, celnik, centurion -
Obojętnie kto się docisnął,
Z jakich taśm posklejano relacje,
Co telewizor przeoczył,
Co wykrył sprawniej od oka.
Co przemilczeniem podkreślił
Ten czy ów sprawozdawca,
Każdy krok musiał być zarazem uważny i zuchwały
Jak postawienie stopy na księżycu,
Kiedy się nie wie.
Ile pyłu zdradzieckiego miękkością
Narosło na twardym oparciu dla nogi,
jak, nie wstydzimy się rozszerzyć porównania.
Ryzyko pierwszego z kosmonautów,
Kiedy zobaczył ziemi wypukłość
I nieba czerń absolutną
Z obrębami głębokiej czerni
Nie rozproszonej w tęczę.

Kto widział taką Warszawę, tę płochą syrenią Warszawę
Z mieczem jak tasak chuligański
Gotową zawsze do rozlewu krwi, spirytusu i zgiełku.
Teraz w takim dostojeństwie, w takiej powadze
Bez jednego rozpląsanego pijaka,
Bez jednego "pawia" na chodniku,
Bez jednego trupa pod limuzyno?,
Bez jednego włamania do pustych mieszkań.
Warszawę ślącą pod opony rydwanu
Floksy, piwonie czerwone, różowe i białe,
Bratki żółte i fioletowe,
Róże obłupane z kolców, tulipany strzępiaste,
Goździki, lilie pokrapiane w kolorze mosiądzu z czernią.
Irysy, betlejemskie gwiazdy, łańcuckie storczyki.
By potem głowa przy głowie
Trzystu tysiącami na placu Zwycięstwa
I milionem przy telewizorach
Uczestniczyć w misterium nie do wyśnienia.
Wyszyński, Wojtyła - Wojtyła, Wyszyński!
Prymas przedmówcą Papieża.
Błogosławiona kokoszy zniosłaś jajo święte.
Kiedy arcykapłan pod rażącym słońcem
Ale w powiewie rozdymającym białą szatę
Obchodził krzyż błogosławiąc cztery strony świata
Był nie tylko Ojcem Świętym rodakiem,
Był zwornikiem wszystkich wiar.
Trzysta tysięcy Duchem Świętym kierowane zdania
W upale z niebios i serc podczas kazania
Oklaskiwało gdzie trzeba i gdzie nie trzeba.
Potem na mszy rannej dla młodzieży,
Która biwakowała przez noc na placu Zamkowym
W śpiworach, z głowami na plecakach, pod żaglami transparentów
Zamieć śpiewu z młodych ust.

Dziewczyna, która przyszła z Ostrołęki w pantoflach
na szpilkach,
Miała zabandażowane zdarte stopy i pięty.
Mówiła "Fajnie było!"
Widziała to wieża przy kościele Świętej Anny,
Niewęgłowski czuwał na wieży.
Widziały wszystkie przybrane okna,
Tylko kamienica nad ruchomymi schodami
Nie wywiesiła żadnej flagi.
Patrzyła, nie widząc, oczami pustych okien,
Jak posty dom. Uderzmy się w piersi,
Nie tylko cudze.
Helikopterze, biały helikopterze z błękitnym pasmem
Poleciałeś nad krzyże i wieże przez niebo jasne.
Katedro Gnieźnieńska z historią wyrytą na wrotach
Miało swój wielki dzień miasto tego dnia ludniejsze
Od milionowych stolic. Dzwony rzeźbiły powietrze
W kształty muzyk. Przystrojeni gród się rozmigotał.
Strzała żegna cięciwę. Tam się wznosi
Skąd już nie naród widać, lecz narody,
Nie tylko uciśnionym pociechę się głosi,
Lecz także gnębiciela powściąg się dostrzega.
Nie zatrzaskujmy wrót gnieźnieńskich. Przewidzieć kto wstanie
Jaką drogą przybliży się opamiętanie.
Matko Jasnogórska, twoja wieża z różowym światłem w nocy,
Za dnia odbijająca słońce, widzi daleko
Za siódmą górą, siódmą granicą, za siódmą rzeką,
Któraś Kościoła Matką, Polski Królową
Z bliznami na twarzy, napełń miłością nieudolne słowo,
Rozszerz serca, nie żeby rozszerzać granice,
Rozszerz serca, żeby podawać prawicę.

Pamiętaj Ty, pamiętaj kruchy ziemski świecie
Do czego nas zawiodło graniczne stulecie
Między znakiem Ryb i Wodnika. Jest na śląskiej ziemi
Ślad po dłoni szatana. Mówiąc z umarłymi
Czterema milionom! w kaźni przed ich prochem
Nawet piersi turysty muszą wezbrać szlochem.
Namiestniku, wstąp między mury i zasieki
jak Chrystus do otchłani. Rozum nasz kaleki
By z Kolbem i Korczakiem rozważyć no szali
Czy należy przekreślić ludzkość. Umierali
Pod kijem, pod butami, serią kuł, cyklonem.
Zbici w miazgę, a byli dusz czteromilionem,
Krematoryjnych dymów most po niebie szarym
Jakiego odkupienia prowadził ofiary?
................................................................................................
Jan XXIII - etos,
Paweł VI - polis,
Jan Paweł II - logos.
Autor żałuje. Nie dojechał do Krakowa, jemu też drogiego,
Ale syn tam dojechał z synową,
Żeby ród miał przekazane słowo:
Na żywo, nie przez obraz i dźwięk mechaniczny.
................................................................................................
Zagubionym owcom niech stado nie zazdrości przywileju,
Czas wyskoczył z wymiarów, zafalował jak elektrokardiograf.
Wspiął się wysoko.


/ Jerzy Zagórski /

OJCZE ŚWIĘTY


Wita Cię każdy chłopiec zdumiony
Każda dziewczynka zdziwiona
Że sam Pan Jezus wprost do Warszawy
Z Tobą przybywa do nas

Lekcja religii się przypomina
Święty Piotr z dwoma kluczami
I Matko Boska, która tak lubi
Po polsku rozmawiać z nami.

Święta Jadwiga, święty Stanisław
I wszyscy polscy święci
Pewnie się kręcą na tym lotnisku
Twoim przyjazdem przejęci.

W ogromnym tłoku, gdzie serc miliony
Na prawo i na lewo
Polski Zacheusz, by Cię zobaczyć
Zacznie się drapać na drzewo.

Wita Cię Polska, Ojczyzna noszą
Ziemia nam wszystkim droga
wszyscy ludzie, którzy wraz z Tobą
Modlą się dzisiaj do Boga.


/ Jan Twardowski /

POBYT PAPIEŻA W WARSZAWIE

I

Porządek panuje w Warszawie Karne szeregi
cieniutkimi głosami zawodzą pleśni
Maryjo - Ziemio chroń nas przed zagładą
Dopierośmy od zgliszcz odrośli

Stanęliśmy w rządku z modlitwą
Na plecach oddech żelazny
Minotaur krąży tym miastem
Za chwilę może nas zmiażdżyć

Przelatujesz ulicami Aniele
Nie wiem czemu płakać nie mogę
Tu puch biały z wiosennych drzew leci
Tam z biegunów prą góry lodowe

II

Naraz Wisła roziskrzyła się wizją
Tęczowe domy Starego Miasto niby w najweselszym śnie
razem z nowo narodzonym Zamkiem z wieżami kościołów
zabłysnęły ludowym obrazkiem na szkle

Pod ramionami krzyża który rósł w błękicie
W błyskach kwitnienia wysyłanych w świat
westchnęła ziemia Braci naszych proch odetchnął
Oto człowiek
Namiestnik Ducha
przemówi!
ich językiem
ich sercem zmiażdżonym
objął cala ludzkość
I ciągle nie płaczemy
tylko
klaszczemy i klaszczemy
Unosisz nas Papieżu
ponad amfiteatr tego miasta I tego świaia
nad nasze umierające data i omylne mó/g
chwiejemy się wielkim tonem na ziemi
a w niebo wstępujemy
upartym tętnem
jak ten ciężki złom
tłukący się o ślepe ściony
aż - głosu dzwonu dobędzie
falą niezniszczalną wybiegnie
hufcem wezwanym do chwały


/ Anna Poganowska /


PLAC ZWYCIĘSTWA


Kto na tym placu zwyciężył? - Żaden z królów saskich, Jak
i żadne obiecanki Małego Cesarza, Ani też Marszałek
owiany Wiktorii blaskiem, Ni Hitler, który spadł jak kartka
z kalendarze.

Car nie przestraszył soborem ludzi tego miasta. Co
obca przemoc tu wzniosła, to rozebrał Polak, Wielu
biegaczy historii zrobiło tu falstart I zmieniały się
nazwy, choć nad tym nikt nie bolał.

Parady Konstantego, kiedy orzeł firmował Carską władzę
nad krajem, nie pokrzepiały ducha, Na tym Placu
Zwycięstwa dziś zwyciężyły słowa, Kiedy lud Warszawy ze
wzruszeniem ich słuchał.

To Ty przemawiałeś, Ojcze, spod krzyża na Placu
Czy do dwustu tysięcy, czy może do trzystu...
I stali wsłuchani w Ciebie zbratani Polacy
I w każdym znów zmartwychwstał umęczony Chrystus

- Tam gdzie trzech w imię moje... a tu niemal ćwierć miasta
Właśnie w Twe imię zebranych, razem ze swym Piotrem...! O,
jakże piękne zwycięstwo z nas tutaj wyrasta, Kiedy w każdym
brata widzisz, albo własną siostrę!

Może dlatego kosy, które obsiadły drzewa
W takie trele szczęścia nagle uderzyły wszystkie
I zamiast chórów anielskich, chór kosów nam śpiewał,
A dzikie kaczki leciały beztrosko nad Wisłą.

Tylko żurawi nie było na kolumnie króla,
Ale przyleciały klucze miłości tak wielkiej,
Że nawet przestała ciału być bliższa koszulo,
Tylko najbliższy byt człowiek, który mówił sercem.

A kosy śpiewały dalej. - Dla nich żaden nietakt
Wtórować papieżowi, kiedy swój lud naucza.
Te ni orzą ni sieją, a Bóg o nich pamięta,
A jakbyż zapomniał o nas, gdy nasz nadszedł tu czas.

Czas czekany tak wielce, gdy to stało się słowo
Słowem nareszcie, a nie czczym świętokradcą czasu,
Gdy wprost nam wpłynęło w serca wraz z łodzią piotrową.
By w nich jak ziarno obrodzić, co najmniej w trójnasób?

Nasz Plac Zwycięstwa, na którym zwyciężyło Słowo
I Chrystus niewykreślony przez cenzurę żadną.
Kiedyśmy się stali dziećmi bożymi na nowo,
Ludźmi, którzy upadali, lecz już nie upadną.


/ Marek Antoni Wasilewski /

PO WĘGIEL I RYBY


Janie Pawle
Słowiański Papieżu
naucz głębokich wspinaczek
po minerały podziemne.

Naucz
patrzeć daleko
bez dymnych przysłonek.

Pokaż
ławice złóż
do których
można iść
ze spojrzeniem rybaków.

Janie Pawle
Polski Namiestniku
wybierz się z nami
pod ziemię
z siecią
po węgiel i wielkie ryby.


/ Józef Krupiński /


PLAC ŚWIĘTEGO PIOTRA 13 MAJA 1981, GODZ. 17.17


13 maja 1981, godz. 17.17; dach
z serca
w Rzymie spadł jak kamień
na moje serce
- cofnął się próg
człowieczeństwa

być może, może być z tego inny -
inny fundament

nawet moje metafory przestały
trzepotać okiennicami -
Pierwszy Lokator Świata
i Dom Nas Wszystkich
znalazł się
w operacyjnej sali pustego
sumienia

nagle obecny w nas wszystkich
w otwartych domów
Domu


/ Tadeusz Wyrwa-Krzyżański /


ZAMACH


Już niewiele zostało białych plansz nie podziurawionych
niewielu ludzi do których nie celują
nie ma już takich
nad każdym wiszą tony trotylu
przytknięte do skroni smukłe rakiety

to nie Turek strzelał
to nie czarny typ nie zbrodniarz
nie pistolet nie karabin

to strzelał XX wiek
szalony świat wzdrygnięcie ramion machnięcie ręki
to strzelał świat "wspaniały"
konferencje bezpieczeństwa
panowie przy okrągłym stole
w mundurach błyszczących

to strzelało wystraszone zło
zatrwożone otwartymi na oścież ramionami
i prawdą dobra
to strzelało miasto tureckie
turecka ulica i ulice wszystkich miast
matka jego i ojciec - być może porządni ludzie

to strzelaliśmy my sami
ja i ty
od wieków od wczoraj dzisiaj teraz
jak długo jeszcze

niewiele nie podziurawionych plansz
swąd prochu w powietrzu
oddychajmy głęboko głębiej
jeszcze raz
może ostatni
może ostatni to już strzał
przyjdź opamiętanie


/ Roman Bąk /

LIST DO OJCA ŚWIĘTEGO
UGODZONEGO ZBRODNICZĄ KULĄ


Ojcze i tych słów, unieruchomiony kadrem fotografii,
Skurczem ust-promieniem serca, pochyleniem powiek nad trudem
Słońca i - Ojcze nasz w słoneczny splot dłoni i ramion -
W rozdartą sieć ufnej krwi - wplątany; pochylony
Nad - . O, Jakże to spiętrzona tafla bólu! jakże -
Jakże nieuchronne w niej kule tego świata! z ołowiu ta
I którymi oddychamy; Ziemia nosząca stopy i wysoka gruda
Gorąca... Światło łez polskiej matki niech spali
Zbrodnię żelaznych serc, zetrze na rdzę i wydrze
Nierdzewne światło Nowej Tęczy. Tak oślepiony twój syn,
Ojcze, cichnę w łagodnym jasnowidzeniu: o, ileż cierpienia
W miłości i źródeł w przestrzelonym krzyżu twego ciała.
Słyszę: jak równomiernie pulsuje tętno JEGO woli,
Droga Mleczna, trud słońca, ziemi oddech i - twój.


/ Tadeusz Żukowski /

13 MAJA


sprawa
której poświęciłeś życie
może nagle zażądać
życia

i wtedy
złapany za serce
jak za słowo
słyszysz w sobie
jak najgłębszą strunę


/ Janusz St. Pasierb /


ELEGIA WATYKAŃSKA

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu - mówi się w moim kraju
Słowiańsko-łacińskim, a mowa szeleści spółgłoskami jak drzewo pełne wiatry.

Tedy przybyliśmy, aby znaleźć ten sam dach jednakowo przeźroczysty
Dla promieni, wodę żyda, która wypełnia ciało po brzegi.
Przybyliśmy, aby odnaleźć Człowieka, który przywita nas po ojcowsku
Otwartymi ramionami Bazyliki w miejscu, gdzie kiedyś rozbrzmiewał cyrk.
Zbrodnia. Plama ciemności. Pustka jak po drzewie wyrwanym z korzeniami.
Na męczeńskim placu pokątne cienie kupczą srebrnymi monetami
I czym się da. Tedy my, pielgrzymi z łacińsko-słowiańskiego kraju,
Skupiamy się w miejscu hańby, przed czarnym oknem odmawiamy różaniec,

Śpiewamy pieśni Matce Bożej, słuchamy w skupieniu poezji
I okrzyków evviva Papa. Gdzieś w górze, na szczycie Bazyliki -
Żądne widoków stado ludzkie pomniejszone do wymiarów mrówek.
Gdzie jesteś, Ojcze ? W twoich ogrodach żwir na ścieżkach ćwierka,
Że nie ma cię tu; w Zamku Anioła, gdzie chronili się papieże,
Anioł ogłasza ciszę, wszak i tam cię nie ma.
Mówiłeś: jakże mam iść do brata mojego w pancerzu,
A teraz szukamy cię w Wiecznym Mieśćie gościnnym dla pielgrzymów i zbrodniarzy.

Gdzie jesteś? Twój głos odbija się echem już nie w magnetofonie,
Lecz wszędzie tam gdzie przebacza się w imię Miłości i wciąż
Dobrej Nowiny: Wy wszakże miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie...

Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest.
W tych słowach jesteś ukryty, jak dawni chrześcijanie
W katakumbach. W glebie z lawy zastygłej drążysz dalej korytarze
Do głębi ludzkiego losu, do granic skamieniałego słońca,
Do imperium naszej pychy i rozbitych atomów naszego sumienia.
Forum współczesnego świata przypomina cmentarzysko sprzedawców swojego ja.

Koloseum współczesnego świata rozsypuje się, próchnieje jak ząb mądrości.
Kapitol współczesnego świata jest pudłem instrumentu, w którym
Ducha harmonii można spotkać tylko o północy.
Na Kapitol współczesnego świata wstępuje się w powadze po klawiaturze schodów
Michała Anioła. Tu jesteś Ojcze, który przemawiasz z kliniki
Gemelli do nas płaczących i śpiewających Jezus Królem...


/ Bogusław Żurakowski /

ŚWIĘTA BRAMO


Dobro i Zło
Kto wie czym jest wyobraźnia w nocy
Tu było przed wiekiem miasto tam dolej był most
Pociąg przejeżdża! dudniąc Przed nim leżała mgła
Okryte zapomnieniem i dymem Nie ma Dobra nie ma Zła
Pomyślałem: jest popiół z domów i z ludzi
Poznałem różne teogonie i teologie od początky do końca widzę: nie ma dla mnie czasu wszystko się tylko zaczyna
Świat Jest stworzony dla światła
- Rozsypuje się w proch
Spójrz: ogniem spalone skręcone liście
Senne mary od dnia do dnia od stuleci
Nic nie trwa wszystko się tylko zaczyna
Senne mary Ostatnie melodie Odrodzenia
Święta brama Rzymu
Otwarta nagle w pałacu Orsini
Papież oparty o świętego Piotra
Pan nad nicościami patrzący w przyszłość
Otwierający jutrzejsze Światło


/ Mieczysław Jastrun /


*** (Śniłem, że Papież...)


Śniłem, że Papież w komży tak skrwawionej
Aż narodową barwę miała - stał u progu
I czekał milcząc by my otworzono...
Dom byt bez okien. Drzwi jak wieko grobu
Lecz nie wiadomo skqd było wiadomym
Że w środku coś chrobocze, pełga jak westchnienie
Jak kamień niedobity...

Wreszcie otworzenie
Nadeszło, rozłamały się wrota z łoskotem
I Papież wszedł do środka. I wybiegł z powrotem
I wracał I wybiegał w sutannie dźwigając
Obłamki które były ciałem jego kraju
Układał je mozolnie mrucząc - O, ten kamień
Bardzo wyraźne na Wawelu znamię
A to od Częstochowy kawałek ołtarza
A to ździebełko Narwi...

Świat za nim powtarzał
Skrzypiące nazwy i próbował skleić
Tak jako być powinno. Lecz nie po kolei
Nie podług prawdy było, bo sens był złamany
I przed narodów okiem kraj nieznany
Odradzał się tak straszny że każdy się wzbraniał
Dotknąć palcem i sprawdzić jego Zmartwychwstania.


/ Ernest Bryll /

PRZESTRZELONE WOTUM


Spocone kamienie
na Placu Rybaka
podpatrzyły trwogę

Przepowiednie złagodniały
jakby swoje zadanie spełniły

W jego dłoniach stos ofiarny płonie
pod każdą szerokością zawierzenia

Matko Ufności
na horyzontach spełnień
Cały Twój!


/ Janusz Kozłowski /

BIAŁY PIELGRZYM


Tchnący ciepłem dłoni bijący
światłością nieba
łączący miliony
miłością ojca

W katedrze sumień
w psalmach spełnień
o jedno spojrzenie
dojrzalszych

Twoja dobroć ojcowska
jak otwarta dłoń samarytanina
w oazie przemian jutrzenka aureoli

W nadziei i miłości
spełnionych modlitw
Cały Twój.


/ Janusz Kozłowski /

 


DO JANA PAWŁA II


Skoro mówią
że nie masz
nic dla siebie
a tyle aż dla ludzi
- proszę przypomnij sobie

Może jednak zapamiętałeś zauważyłeś
mnie i Grzegorza
na tej wierzbie
uczepionych najwyższych
najbardziej niepewnych gałęzi
jak cud - gruszki
nadprzyrodzone owoce
Twojej miłości?


/ Jerzy Grupiński /


PAPIEŻ SŁOWIAŃSKI


zadziwiają mnie te postaci
własny cień rzucające w przeszłość
tak bliskie wizji
i tak do niej niepodobne
odbijające jasność centralnej Osoby
spajające epoki
przez stulecia widoczne
oczekiwane z obawą
niespełnienia nadziei
przez kurzawę wznieconą
racicami wielbłądów
liryka światło wielkie
wschodzące słowo prawdy
oświetla zgliszcza ludzkich sumień
stygmatom ludów
rozdziela funkcje sakralne
Wanda Norwida widzi dłoń przebitą
skacząc do Wisły rzeki pogańskiej
spełnia przeznaczenie dla ocalenia
wolności swego Narody
"a jest rok trzydziesty trzeci"
Papież słowiański Króla Ducha
ma odnowić moc zbawczą Kościoła
z marzenia i przekory wygnańca
przyobleka kształt człowieka rzeczywistego
spaja sprzeczności godzi przeciwieństwa
błogosławi mocno i wzruszająco
zarówno w słowach listu
jak i przez ucieleśnioną
obecność


/ Paweł Heintsch /

JAN PAWEŁ II


Przychodzę do was z daleka
Zostawiam
Wysokie Tatry
I katedrę wawelską
We mnie

Wiele umarło
Odpłynęło
Abym mógł być
Tu gdzie Piotr
Razem z wami

Byłem
Polakiem
Dziś jestem rzymianinem

Wyciągam ręce
Które znają
Pracę kamieniołomu
Ja słowiański papież
Jadłem chleb na kartki
I często klękałem na grobach
Rozstrzelanych braci

Teraz urosła moja parafia
Jeżdżę po całym świecie
Łamiąc się ze wszystkimi
Swoją homilią

Tak
Wiele światowego zła
Grzechu
Przemocy
Nienawiści
Zasłania
Twarz Boga
Niech
Zstąpi Duch Twój
I napełni ziemię
Tę ziemię
Gdzie człowieczy brat


/ Jerzy Czarnota /

*** (Lękając się ...)

l
ękając się szukam oparcia
w mądrym uśmiechu Papieża
- w moich oczach rośnie krwawa plama na sukni
Boże
ratuj swego sługę!
to tylko róża rzucona z tłumu
uśmiech ułatwia oddychanie
ręka niesie błogosławieństwo
jak w czasie Przemienienia
chleb w ciało
wino w krew
kłamstwo w prawdę
umieranie bolesne w życie radosne
przemienia Dobry Papież
który naszymi słowami
modli się o pokój dla nas


/ Ewa Kordzińska /

PIEŚŃ DLA JANA PAWŁA II


Wiem o Tobie
Jesteś
Widziałem w tłumie
Twą twarz
Ojca
Patrzyłeś w moje chore oczy
Widziałem ogrody Boga

Wiem o Tobie
jesteś
Wskazujesz mi drogę
do jutra
Zrywasz pęta z rąk
Zdejmujesz ciszę z ust
zapalasz prawdę w oczach

Nauczyłem się kochać
Każdy Twój uśmiech
który jest wierszem
rzuconym w ziemię
jak Ziarno

Kiedy kruszę się
przemijając w korowodach dni
rośniesz we mnie nadzieją, miłością, wiarą

Jesteśmy przy Tobie


/ Jerzy Wolniński /

Otwierany 10995 razy Źródło: Moja Droga Autor: zbiór
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła