Duszpasterstwo   
Śmierć bramą do wieczności
Dodano dnia 01.11.2014 13:27
1 listopada

to uroczystość Wszystkich Świętych. Tych, którzy odeszli po nagrodę do Pana. 2 listopada - Dzień Zaduszny - czas szczególnej modlitwy za dusze w czyśćcu. Czy zastanawiamy się, że kiedyś nadejdzie nasz czas, że i my staniemy przed Stwórcą? Czy jesteśmy do tego przygotowani? Dlaczego jedni przyjmują nadejście śmierci ze spokojem, a inni odchodzą pogrążeni w strachu i rozpaczy? Na te tematy rozmawiamy z o. dr. hab. Józefem Mareckim OFMCap, redaktorem naczelnym "Głosu Ojca Pio".

Anna Matusiak: Proszę Ojca, czy o śmierci można myśleć optymistycznie, czy raczej słuszny jest lęk przed śmiercią?

O. Józef Marecki: Od najdawniejszych czasów ludzie obcowali ze śmiercią. Przejawiało się to np. w czuwaniu przy zmarłym. Chrześcijanin, który przebywa ze zmarłym, nie odczuwa lęku. Wie, że ten człowiek przeszedł do innego życia. To tak jak dziecko, które idąc spać przechodzi do innego pokoju. Boi się i nie chce być samo, ale rodzice wiedzą, że będzie mu tam dobrze. Tak samo jest z nami: boimy się, bo musimy przejść przez jakieś "drzwi", do miejsca, w którym nigdy nie byliśmy.

Co można powiedzieć o nauczaniu Ojca Świętego Jana Pawła II na temat śmierci?
Przede wszystkim to, co mówi Katechizm Kościoła Katolickiego. Papież uczy, że dla chrześcijanina śmierć jest bramą, przejściem z jednego życia do drugiego. Ojciec Święty jest człowiekiem, który otarł się o śmierć niejeden raz. Przeżył wojnę i czasy komunistyczne - niebezpieczne dla kapłanów; potem zamach. Musiał być gotowy na śmierć.

Można powiedzieć, że naucza przykładem?
Przykładem jest jego pochylanie się nad ludźmi w podeszłym wieku, spotkania w szpitalach. Odwiedza też cmentarze wizytując parafie; w Krakowie nawiedził grób rodziców. Jako arcybiskup Archidiecezji Krakowskiej modlił się za swoich poprzedników (pamiętał wszystkie daty ich śmierci), a jako papież odprawia Msze św. za zmarłych następców św. Piotra.

Ojcowie kapucyni są wzywani do umierających, odprawiają nabożeństwa za zmarłych. Czy to charyzmat Waszego Zakonu?

To stara tradycja. Św. Franciszek często jest przedstawiany jako ten, który medytuje o śmierci. Od zawsze kapucyni przygotowywali ludzi do śmierci, spowiadali, namaszczali olejami świętymi i byli przy ich konaniu. Codziennie modlimy się za zmarłych współbraci i dobroczyńców klasztoru. Ta modlitwa wzrusza ludzi świeckich. Są zaskoczeni, że pamiętamy nawet o tych, którzy umarli 300 lat temu.

Kościół ogłasza niektórych zmarłych świętymi, natomiast o nikim nie mówi, że jest potępiony. Czy możemy mieć nadzieję, że każdy dostąpi Bożego Miłosierdzia?
Pan Jezus umarł na krzyżu za wszystkich ludzi i Miłosierdzie Boże obejmuje wszystkich. Mamy tę głęboką nadzieję, że każdy zostanie zbawiony. Nie wiemy, co dzieje się z człowiekiem w momencie śmierci. Nie znamy momentu rozdzielenia duszy i ciała.

Zegarek tego nie pokaże?
Nie pokaże. Dla duszy nie istnieje pojęcie czasu. Czas to wymiar ziemski. Nie wiemy, ile dusza "ma czasu", by prosić Boga o miłosierdzie. Mój znajomy taternik spadł ze skały. W momencie "przeleciało" mu przed oczami całe życie i myśl, żeby się modlić, bo za chwilę się roztrzaska oraz troska o to, co powiedzą żonie i co się z nim stanie... A leciał tylko dwa metry, bo - na szczęście - miał przypięty dodatkowy hak. Podczas ułamka sekundy "obejrzał" film z całego życia.

Jak można się do śmierci przygotować?
Moja babcia miała tę łaskę od Boga. W pewien pierwszy piątek czerwca zapowiedziała, że nie dożyje do św. Antoniego. Odwiedzający ją ksiądz rzekł: "Babciu, przyjdę 13 czerwca". A ona na to: "Ja już będę w niebie". Była w stanie łaski uświęcającej, przygotowała gromnicę, krzyż, biały obrus. W piątek pożegnała się z siostrą, w sobotę przyszły dzieci, w niedzielę wnuki, we wtorek prawnuki. W nocy przed świętem św. Antoniego umarła... Trzeba być zawsze gotowym. A jak to nasze przygotowanie do śmierci wygląda? Jesteśmy pochłonięci życiem, ciągle gdzieś pędzimy. Ktoś umiera, widzimy klepsydry, ale do nas to nie dociera.

Uważamy, że dotyczy to wszystkich, tylko nie nas?
Tak. Dopiero z wiekiem przychodzi to, co nazywam "sytością życia". Mój tato ma ponad 80 lat i nie może już pracować. Czyta gazety, cieszy się, kiedy dostaje emeryturę, dzieli ją między wnuki, prawnuki. Ten prosty człowiek potrafi powiedzieć, że spełnił swoje powołanie i czeka na śmierć. Mówi: "To jest, dzieci, ubranie do trumny, to jest tu, to jest tam. Wiecie, kogo zawiadomić, co zrobić".

Czyli dla Ojca śmierć taty nie będzie straszna?
Nie będzie, bo on nas do tego przygotował. Jako duszpasterz też jestem spokojny. Wiem, że tata co miesiąc przystępuje do spowiedzi św., co niedzielę jest na Mszy i u Komunii św. Jego śmierć będzie tylko przejściem, aczkolwiek trudnym dla wszystkich, bo żal...

Ludzie umierają i zabierają do grobu tyle mądrości...
Tak jak i my zabierzemy.

A czy jest możliwe, by być gotowym na śmierć w młodym wieku?
Myślę, że tak. Są tacy ludzie, np. św. Stanisław Kostka. Przed kilku laty w wypadku samochodowym zginął nasz młody współbrat, o. Andrzej. Nazywaliśmy go "świątek", gdyż zawsze był pobożny, skupiony, długo się modlił. Jego nagła śmierć uświadomiła nam wszystkim, że on zawsze był gotowy na spotkanie z Panem. Nie zostawił żadnej nie domkniętej sprawy.

Nie znacie dnia ani godziny...
Oczywiście. Śmierć jest wpisana w życie ludzkie. Nikt nie wie, czy umrze mając 30 czy 90 lat; w otoczeniu rodziny czy samotnie; w dzień czy w nocy... Dlatego konieczny jest codzienny rachunek sumienia. Człowiek XXI wieku nie chce pamiętać o śmierci, a ona jest blisko. Dzisiaj umiera ten, jutro tamten, kiedyś ja. Trzeba być przygotowanym i ufać Bożemu Miłosierdziu. Bóg troszczy się o nasze zbawienie, czego przejawem są objawienia św. Małgorzacie Alacoque i pierwsze piątki miesiąca, objawienia w Fatimie i różaniec... Ponadto takie drogowskazy jak nauka Jana Pawła II są po to, byśmy pamiętali, że Bóg stworzył nas do życia wiecznego, nie zaś tylko do życia tutaj.

Trzeba mieć perspektywę wieczności?
Tak, we wszystkim, co robimy, trzeba patrzeć końca. Idziemy do wieczności. Należy przestać bać się śmierci; nauczyć się patrzeć na śmierć bliskich, choć jest to trudne. Odwiedzać cmentarze, modlić się za zmarłych i mieć świadomość, że każdy kiedyś umrze. Przecież nawet nie wiemy, czy skończymy tę rozmowę...

Jak Pan Bóg będzie chciał...
Ja ufam Bożemu Miłosierdziu, że Bóg weźmie mnie wtedy, kiedy będę gotowy.

Bóg zapłać Ojcu za rozmowę.

Otwierany 1846 razy Źródło: ARKA


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła