Duszpasterstwo   
Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną
Dodano dnia 18.11.2019 11:40

Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!

 

 

Na szlaku pielgrzymim z Jerycha do świątyni jerozolimskiej siedziało wielu żebraków. Jednym z nich był Bartymeusz, ślepy od urodzenia. Bartymeusz zna swoje miejsce. Ale jest w nim wielka wiara i nadzieja, która każe mu krzyczeć, wołać: Synu Dawida, ulituj się nade mną. Nędza, ubóstwo Bartymeusza jest jego bogactwem. Bartymeusz woła i staje się cud.

 

Bartymeusz nauczył się wołać, prosić, krzyczeć. Zanim odzyskał wzrok, odnalazł zdolność krzyczenia. Tym samym powrócił do postawy dziecięctwa. Kiedy dziecko przychodzi na świat, ogłasza swoją obecność krzykiem. Dorośli, którzy są świadkami tego krzyku, pragną uciszyć dziecko. Później będą się starać, aby dostroiło swój głos do ogólnego koncertu.

 

Niewidomy człowiek rodzi się na nowo do życia i zaczyna krzyczeć. Bartymeusz uczy nas, że zbawienie rozpocznie się, gdy nasz krzyk dojdzie do Jezusa. Wołanie może być przykre dla uszu innych, zdesperowane, ale najważniejsze jest, by było nasze, nie chóralne.

 

Od Bartymeusza powinniśmy wynieść lekcję pokornej prośby, pokornego wołania. Powinniśmy prosić Pana, by usunął nam łuski z oczu i pozwolił zobaczyć swoją nędzę. Kto nie czuje się chory, ten nie idzie do lekarza. Kto nie czuje się grzesznikiem, ten nie idzie do Jezusa. Kto jest najbiedniejszy, ale rozeznaje i ma świadomość swojej nędzy, ten ma największe szanse spotkać Jezusa.

 

Bartymeusz zrzuca płaszcz. Płaszcz służył żebrakowi do okrycia. Był także jego domem. W nocy chronił go przed zimnem, a w dzień był miejscem, na którym Bartymeusz siedział, żebrząc o jałmużnę. Bartymeusz pozostawia swoje miejsce żebracze i biegnie do Jezusa. Odzyskuje wolność, odzyskuje zdrowie.

 

I to jest prawdziwy cud. Wyrwanie się z tłumu, z rutyny, przyzwyczajeń. Porzucenie płaszcza konwencji społecznych, narzuconej przez innych roli, wyjście z marginesu i przejście do centrum. Utorowanie sobie drogi do Jezusa. To nie ślepota przeszkadza Bartymeuszowi przyjść do Jezusa. Przeciwnie, ona pcha go w Jego ramiona. By przyjść do Jezusa trzeba zostawić swój płaszcz. Trzeba mieć odwagę zrezygnować z wielu spraw. Niektóre więzy trzeba przeciąć, inne porzucić...

 

Interesujące jest zachowanie tłumu ludzi, który otacza Jezusa. Najpierw ucisza żebraka; chce, żeby zamilkł, gdy krzyczy. Gdy chcemy zbliżyć się do Jezusa, napotykamy przeszkody. Często od ludzi, którzy są z Jezusem. Właśnie pośród tak zwanych pobożnych ludzi są tacy, którzy nie chcą, by inni byli pobożniejsi od nich. Wszyscy mają być równi, nie wybijać się, ani nie iść pod prąd, mają być pod dyktando grupy i równo otrzymywać od Jezusa. Nikt nie ma prawa być sobą ani kimś szczególnym. Jest to pokusa bycia przykładnym, przeciętnym chrześcijaninem, której musimy się opierać. Życie duchowe wymaga odwagi i zgody na krzyż, niezrozumienie i odrzucenie.

 

Z drugiej strony inni mogą być pomocą we wzroście duchowym, w wierze. Niektórzy z tłumu podbiegają do Bartymeusza i mówią: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię! Są więc nie tylko ludzie, którzy usiłują przeszkodzić w zbliżeniu się do Jezusa, ale również tacy, którzy pomagają usłyszeć Jego głos. Może to być przyjaciel, kapłan, mąż, żona, towarzysz podróży...

 

Przysłowie mówi: Z jakim przestajesz, takim się stajesz. Warto w naszym życiu rewidować przyjaźnie, relacje, kontakty i szukać bliższych relacji z osobami głębokimi, wartościowymi, które mogą nas zbliżyć do Boga. Warto też pomyśleć nad tym, co my wnosimy w życie innych. Czy kontakt z nami wyzwala w nich pragnienie dobra, miłości i Boga.

 

Bądź dobrej myśli, woła cię - to słowa Dobrej Nowiny, którą słyszymy w dzisiejszej Liturgii Kościoła. Zabierzmy je z sobą w codzienność. I powtarzajmy je naszym bliźnim.

Otwierany 493 razy Źródło: deon.pl Autor: Stanisław Biel SJ
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła