Archidiecezja Lubelska   
LUBLIN – ŁZY MATKI BOŻEJ
Dodano dnia 02.07.2020 22:24
Wiek XX słusznie jest nazwany wiekiem „Mariofanii", w tym wieku odnotowano na całym świecie ok. 400 zjawień Najświętszej Maryi Panny. Matka Boża przemawia na różne sposoby. I tak przyszła do nas na przykład w Fatimie w 1917, w Beauraing w 1932, w Banneux w 1933, w Betanii (Wenezuela) w 1976 i w San Nicolas w Argentynie w 1990. Wydarzenia w tych konkretnych miejscach zostały już uznane przez Kościół. Nie można tu pominąć Medziugorja, gdzie od roku 1981 trwają objawienia Matki Bożej-Królowej Pokoju. Maryja przemawia do współczesnego świata poprzez różne znaki, jednak najbardziej znaną formą obecności Matki Bożej pośród Jej ludu są płaczące obrazy i figury Maryi. W XX wieku zanotowano na świecie około 200 takich przypadków (np. pielgrzymująca figura Matki Bożej Fatimskiej w USA, Montichiari-Fontanelle, liczne kopie i obrazy Róży Duchownej - np. Maasmechelen w Belgii - w Syrakuzach na Sycylii, Akita w Japonii, Naju w Korei).

Fenomen płaczących obrazów i figur Madonny, jak również przekazywane przez Maryję Pannę orędzia, są znakiem dzisiejszych czasów, który - właściwie, z wiarą odczytany i przyjęty - może przyczynić się do przemiany i odnowy dzisiejszego świata. W książce „Madonna płacząca", autorstwa ks. R. Uklei, czytamy: „Zjawisko łez występujących wokół obrazów i figur Maryjnych, jak i również objawiającej się Matki Bożej jest bez wątpienia wymownym znakiem, który skłania do poważnej refleksji.(...) Widok płaczu i łez na obliczu bliźniego, a szczególnie osoby nam bliskiej i drogiej, spontanicznie porusza do głębi serce, wywołuje zainteresowanie, wzbudza chęć zrozumienia przyczyn oraz skłania do współczucia i próby pociechy.(...) Kiedy dowiadujemy się o faktach łez, nierzadko też krwawych, płynących z oblicza Matki Bożej, to przychodzą na myśl podobne refleksje. Pytania narzucają się same: Dlaczego Madonna płacze? Co jest powodem Jej łez?" Jan Paweł II oddany całkowicie Maryi, powiedział 28 lutego 1979: „Jeżeli Maryja płacze, to znaczy, że ma powody do tego".

Co jest powodem płaczu Matki Bożej? Myślę, że odpowiedź jest bardzo prosta. Kiedy poddamy analizie życie ludzi XX wieku, szybko dostrzeżemy, jak bardzo świat zszedł z drogi Bożych przykazań. Światem rządzą wojny, nienawiść, życie bez wiary i modlitwy, kłótnie, chciwość, zazdrość, pijaństwo, „wolna miłość", żądza cielesnego używania. Maryja płacze nad grzechami aborcji, pornografii, demoralizacji młodych ludzi, z powodu rozwiązłości seksualnej, „dzikich" małżeństw, rozwodów, prostytucji, z powodu wszelkich zboczeń i wynaturzeń, z powodu bezbożności, materializmu, z powodu oddawania czci bóstwom, a pogardzania Bogiem i sakramentami świętymi. To wszystko okrutnie rani Niepokalane Serce Maryi.
Dlaczego Maryja wciąż płacze? Chyba dlatego, że człowiek jakby zatracił zdolność do słyszenia. Może, kiedy dostrzeże łzy, zatrzyma się? Może podda swoje życie refleksji, może się nawróci, może nie przejdzie obojętnie obok łez Matki? Na pytanie, dlaczego Maryja płacze, można więc chyba odpowiedzieć następująco: Płacze, by zatrzymać świat znajdujący się na drodze ku przepaści, ku potępieniu. Być może łzy, płynące dziś w tylu miejscach na świecie, okażą się narzędziem ewangelizacji i pomogą w powrocie na drogę do Boga.
Wydarzenie, o którym przypomniał nam Papież
Fenomen krwawych łez nie ominął i naszego kraju. Maryja w swoim obrazie płakała w Lublinie 3 lipca 1949. O wydarzeniu tym przypomniał niespodziewanie Jan Paweł II, który pielgrzymując na Sycylię, 6 listopada 1994, nawiedził i poświęcił sanktuarium Matki Bożej Płaczącej w Syrakuzach. W homilii Ojciec Święty przypomniał wszystkim tam zgromadzonym, a w sposób szczególny rodakom, że podobne zdarzenie miało miejsce na ziemi polskiej:
«Łzy Maryi pojawiają się także w Jej objawieniach, którymi Ona towarzyszyła w kolejnych epokach Kościołowi w jego wędrówce po drogach świata. Maryja płakała w La Salette, a było to w połowie ubiegłego stulecia, przed objawieniami w Lourdes, w okresie wielkiego nasilenia postaw antychrześcijańskich we Francji. A drugi raz Maryja zapłakała tutaj, w Syrakuzach. Było to po zakończeniu II wojny światowej. I można było zrozumieć ten płacz na tle tych właśnie wydarzeń, na tle całej hekatomby ofiar, jakie druga wojna światowa spowodowała, na tle eksterminacji synów i córek Izraela, na tle zagrożenia Europy od Wschodu przez programowo ateistyczny komunizm. W tym też czasie płakał obraz Matki Bożej Częstochowskiej w Lublinie, ale to wydarzenie jest mało znane poza Polską. (...) Te łzy Maryi należą do porządku znaków. Świadczą one o obecności Matki w Kościele i świecie. Matka płacze wówczas, kiedy dzieciom zagraża jakiekolwiek zło, duchowe czy też fizyczne. Łzy Maryi są zawsze uczestnictwem w płaczu Chrystusa nad Jerozolimą, czy też na drodze krzyżowej, czy wreszcie przy grobie Łazarza...»
(Z przemówienia Papieża z okazji konsekracji nowego sanktuarium Matki Bożej Płaczącej w Syrakuzach 6.11.1994.)
Historia obrazu
Obraz Matki Bożej, o którym przypomniał papież, został namalowany na prośbę bpa Mariana Fulmana przez prof. Bolesława Rutkowskiego z Częstochowy. Na płótnie o wymiarach 180 x 120 cm artysta przedstawił wizerunek Matki Bożej z Jasnej Góry. Obraz umieszczono w bocznym ołtarzu katedry. Tam znajduje się do dziś. Artysta był człowiekiem głęboko religijnym, malował nie tylko pędzlem, ale i sercem. Umieszczony w katedrze obraz został gorąco przyjęty przez wiernych, stał się od pierwszej chwili obiektem szczególnej czci i zasłynął łaskami. Sprowadzając obraz biskup Fulman pragnął przybliżyć ziemi lubelskiej i lubelskiemu Kościołowi oblicze Matki Bożej Częstochowskiej. Dzisiaj można powiedzieć, że to Oblicze tak zrosło się z tym miastem, z tą świątynią, że trudno sobie wyobrazić katedrę, miasto i Kościół lubelski bez tego obrazu.
Do wydarzenia, o którym mówił Papież, doszło w niedzielę 3.07.1949, około godz. 16.00. Wierni modlący się przed Obrazem Matki Bożej Częstochowskiej zauważyli zmiany na Jej Twarzy: z oka spływała krwawa łza. Pracująca w katedrze s. Barbara Stanisława Sadowska - szarytka - natychmiast poinformowała o tym wydarzeniu ks. Tadeusza Malca, ówczesnego wikariusza parafii katedralnej. W relacji ks. Malca czytamy:
„Około godz. 16.00 do zakrystii wbiegł zakrystianin i oświadczył, że coś niezwykłego dzieje się z Obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Udałem się natychmiast i zauważyłem tłum ludzi wpatrzonych w obraz. Spojrzałem i zauważyłem posuwające się z prawego oka czarne krople, spływające po policzku ku bliznom. Uniesienie ludzi, jęk, płacz było tak potężne, że i ja również rzuciłem się na kolana i razem z ludźmi dałem się unieść wielkiemu wzruszeniu aż do łez... Mnie osobiście się wydawało, że obraz był ożywiony, twarz uśmiechnięta i jakaś jasność biła.(...) Krople rozlały się po policzku. Ludzie płakali, krzyczeli na głos. Zerwałem się po chwili i pędem pobiegłem do księdza biskupa, który leżał chory w swoim mieszkaniu. Opowiedziałem mu wszystko. Widziałem wzruszenie u niego..."
Wieść o wydarzeniach w lubelskiej katedrze rozniosła się lotem błyskawicy nie tylko po mieście, ale po całej Polsce. Spowodowało to wielki napływ wiernych, pragnących ujrzeć Cudowny Obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Już wieczorem pierwszego dnia tłumy gromadziły się nie tylko w katedrze, ale na placu katedralnym, śpiewano pieśni religijne, modlono się. Ludzie w kilkukilometrowych kolejkach ustawiali się i cierpliwie czekali na wejście do katedry. Wydarzenia tego dnia dały początek masowym pielgrzymkom do Cudownego Obrazu Matki Bożej w katedrze lubelskiej. Pewnie wielu pielgrzymów przywiodła po prostu chęć zobaczenia tego wydarzenia, przychodzili powodowani ciekawością. Szli jednak także do Matki Bożej ze swoimi troskami i problemami. W pierwszych dniach przychodzili mieszkańcy miasta, później nadciągali wierni z bliższych i dalszych okolic. Przyjeżdżano do Lublina, czym kto mógł. Zbiorowe pielgrzymki były zakazane przez władze państwowe. Mimo to wierni docierali nieraz z bardzo odległych miejscowości. Chcąc należycie ocenić ten wzmożony ruch pielgrzymkowy, jego wartość, trzeba wziąć pod uwagę trud i wiarę ludzi, tak bardzo w owym czasie i warunkach utrudzonych i prześladowanych. Przychodzili z nadzieją odnowy swego życia. „Zasmucona Pani - jakby chcieli śpiewać - wszyscy dzisiaj Cię prosimy, zostań razem z nami."
Reakcja władz, a zwłaszcza organów bezpieczeństwa była natychmiastowa. Od razu wydano walkę «cudowi». Opracowywano różne metody i warianty akcji, które miały postawić tamę napływającym pielgrzymom. Z każdym dniem nad katedrą lubelską gromadziły się coraz cięższe chmury. Rozwinięto bardzo ostrą kampanię prasową. W sposób szczególny włączył się w nią „Sztandar Ludu", który 14 lipca zamieścił artykuł zawierający słowa: „Część reakcyjnego kleru usiłuje sfanatyzować najbardziej ciemne grupy społeczne, usiłuje cofnąć nas do mroków średniowiecza, do czasów, gdy ludzi postępu, wielkich myślicieli męczono i palono na stosie. (...) Łza na obrazie Matki Boskiej potrzebna im była po to, by dziesiątki tysięcy wiernych oderwać od pracy, by wzniecić fanatyzm religijny". W kilka dni później ta sama gazeta zamieściła kolejny artykuł ze znamiennym tytułem: „Lublin nie będzie ciemnogrodem". Autor poddał krytyce wszystko, co mógł, nie omijając biskupa. Napisał: „Pod wywieszką rzekomego cudu, ściągnięto milionowy haracz z oszukanych wiernych, oddano ich na łup wyzysku wszelkich spekulantów, oderwano tysiące ludzi od pracy w najgorętsze żniwne dni. (...) Zrobiono to dla celów politycznych, dla walki przeciw państwu ludowemu. Zrobiono to dlatego, że chciano ten oszukańczy, sfałszowany «cud» przeciwstawić wielkiemu dziełu odbudowy kraju". W obliczu tych wydarzeń została powołana komisja, która działała pospiesznie i pod presją. Komisja nie wypowiedziała się na temat przyczyn ukazania się łez. Protokół wstępny zaginął, a niektórzy z członków zostali aresztowani. Zjawisko płaczu trwało krótko i nie powtórzyło się. Wszyscy je widzieli, dostrzeżono je więc obiektywnie. Nawet ludzie nieprzychylni - żądając od Kościoła stwierdzenia, że nie było cudu - pośrednio przyznawali, że coś można było zobaczyć. Faktom zaprzeczyć się nie da. Owoce łez Maryi...
Wciąż powraca pytanie: Czy zdarzenie w lubelskiej katedrze z 3 lipca 1949 było cudem?
Wielu nie ma wątpliwości i żadne oficjalne stwierdzenie nie jest im potrzebne. Są przekonani, że Moc Boża przez łzy Matki zmieniła ich życie. Bezspornie możemy stwierdzić, że - według relacji świadków - na obrazie były zauważalne zmiany; nadawali oni temu zjawisku niecodzienną interpretację; katedra stała się miejscem modlitwy i celem pielgrzymek. Choć Kościół wcześniej oficjalnie nie wypowiedział się na ten temat, jednak Papież przywołał to wydarzenie w Syrakuzach. Postawa ludzi wierzących - którzy odczytali wydarzenie jako wezwanie Bożej Matki, by dzieci ożywiły wiarę - stała się impulsem do przemiany życia. O wyjątkowości miejsca i o owocach, jakie przyniosły matczyne łzy, świadczą liczne wota, setki spowiedzi, liczne nawrócenia i uzdrowienia. Przez cały dzień przed oblicze Płaczącej Matki przychodzą mieszkańcy miasta i okolic, by w cichej modlitwie polecić Jej swoje radości, smutki i nadzieje. Katedra stała się miejscem pielgrzymek. Spontanicznie i wytrwale wierni modlą się już przez wiele lat na tym miejscu.
Ważne daty w historii Płaczącego Obrazu
Wielkim wydarzeniem stał się rok 1981, kiedy to - w ciężkich chwilach dla naszego narodu - Maryja po raz pierwszy wyszła z katedry. Witało Ją kilkadziesiąt tysięcy wiernych zgromadzonych na Placu Katedralnym. 
Wielkim wydarzeniem w życiu Kościoła lubelskiego była także koronacja Cudownego Obrazu. Dokonał jej 26 czerwca 1988 Prymas Polski, kard. Józef Glemp. W uroczystości wzięło udział 21 biskupów, setki kapłanów oraz 350 tysięcy wiernych. Można powiedzieć, że było to największe zgromadzenie wiernych ostatnich lat, nie licząc pielgrzymek papieskich.
 Kiedy myślimy o Cudownym Obrazie Matki Bożej Płaczącej z katedry lubelskiej, to myślimy o samej Maryi, Matce Bożej. Gdy widzimy wiernych wciąż modlących się przed Jej Obliczem, gdy dostrzegamy ich wiarę, miłość do Maryi, wytrwałość, rodzi się pytanie: Kim jest dla nas Maryja? Myślę, że za odpowiedź i jako podsumowanie tej refleksji na temat „cudu lubelskiego" mogą posłużyć słowa kard. Wyszyńskiego - Prymasa Tysiąclecia: „Potrzebujemy Jej i nie wstydzimy się tego. Potrzebujemy Jej, jak płuca potrzebują powietrza, serce - krwi i miłości, stopy - oparcia, oczy - światła, usta - pokarmu. Jak dziecko jeszcze nie narodzone potrzebuje matki, nie możemy istnieć i żyć bez niej i poza nią... Potrzebujemy Jej jak potrzebował Jej Syn Boży."

 

 

Jan Lisowski mic

Otwierany 2091 razy Źródło: https://voxdomini.pl/ Autor: Jan Lisowski mic
Ocena   
  Zarejestruj / zaloguj się, aby oceniać
Komentarze   
Do tej pory nikt nie komentował
Twój komentarz   


Logowanie
Login
Hasło
Zakładanie konta
Wyróżnione teksty
Galeria naszego kościoła